Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Steffi natomiast zdążyła już dokładnie spróbować wszystkich prali- , QLy tylko zobaczyła kuzyna, podbiegła do niego i uwiesiła się na jego ramieniu. J _ Czekoladki są wyśmienite, Detlevie! — pochwaliła. Spojrzał na nią z góry z dobrotliwym uśmieszkiem. — Cieszy mnie, że utrafiłem w twoje gusta. Usiedli w czwórkę przy stole i Steffi ponownie zaczęła opowia- dać o baronie Wachau. Wszyscy chcieli dowiedzieć się o nim czegoś nowego. Detlev rozmyślał nad tym, co powiedział mu Jan Wachau, gdy złożył mu wizytę w sanatorium. „Gdy Steffi dorośnie i będzie gotowa do małżeństwa, mój drogi Detlevie, przybędę do Rastenau jako pierwszy z konkurentów. Los mi ją zesłał i zabiję każdego, kto stanie mi na drodze do jej ręki. Ma wszystkie te cechy, które posiada kobieta moich marzeń. Jest młoda, radosna i taka naturalna. Nie porusza się z wystudiowaną elegancją, jak inne szlachcianki, przypominające bardziej lalki niż prawdziwego, żywego człowieka. Zawsze gotowa kroczyć przy mnie, na dobre i na złe. Nie mdleje, gdy zauważy choćby najmniejszą przeszkodę na sztucznie wygładzonej ścieżce swego życia. Nie, ona jest dzielna 1 odważna. I to mi się w niej właśnie podoba." Joachim był tego wieczora dziwnie cichy i milczący. Nie zauważył nawet, że żona raz po raz obrzuca go ukradkowymi spojrzeniami. Nie Pytała, co go martwi, widziała jednak, że od paru dni coś mu ciąży na duszy. On tymczasem krążył jeszcze myślami wokół dzisiejszej rozmowy 2 Detlevem. Cóż za dziwne zrządzenie losu, to ich spotkanie! Bardzo Poruszył go fakt, że Detlev zakochał się w Lianie. A jeżeli i ona go Pokochała? Niespokojnie podszedł do otwartego okna. Zapach kwit- nącego bzu obudził w jego pamięci wspomnienia z odległej, lecz jakże łownej przeszłości. Jego myśli zwróciły się ku Lianie. Och, jak dobrze ozumiał Detleva! Liana tak bardzo przypominała swoją matkę, ^spokojnie potarł ręką czoło. Nagle poczuł, że ktoś gładzi go delikatnie po ramionach; wzdrygnął > zebrawszy w sobie wszystkie siły, wrócił do rzeczywistości. 68 69 — Wspaniały wieczór, Joachimie — powiedziała jego żona spokoj- nym, pełnym ciepła i miłości głosem. Instynktownie wyczuwała, że jej mąż cierpi, i chciała mu okazać, że jest gotowa, by pomóc mu udźwignąć przytłaczający go ciężar. Powoli odwrócił się w jej stronę. Jego twarz zaniepokoiła ją swą bladością, oczy mu płonęły. Och, jak chciałby powiedzieć jej w tej chwili, co go dręczy już od tylu lat i nie daje ani chwili spokoju! Z pewnością zrozumiałaby go i... wybaczyła. Nie miał jednak prawa, nie mógł! Nie może przecież obarczać jej ciężarem, który dla niego samego był trudny do utrzymania. Podniósł jej dłoń do ust. — Masz rację, Stefanio, wieczór jest naprawdę prześliczny. Przy- prawia o prawdziwy zawrót głowy. Może lepiej będzie, gdy zamkniemy okno — powiedział. Wiedziała, że próbuje odwrócić jej uwagę od swojego dziwnego zachowania, lecz mimo to pomogła mu zamknąć okno. Steffi tymczasem pogrążona była w żartobliwej rozmowie z kuzy- nem. Jej śmiech uspokajał chaotyczne myśli i pozwalał mu zapomnieć o głęboko skrywanej tęsknocie za Lianą. Po chwili hrabina zwróciła się do córki: — Myślę, kochana Steffi, że już najwyższy czas, byś udała się do swojego pokoju i położyła się spać. — Czy rzeczywiście jest już tak późno? — Tak, moje dziecko. A młodzi ludzie potrzebują dużo snu. Już i tak, ze względu na odwiedziny Detleva, siedziałaś z nami o godzinę dłużej niż zwykle. — Czuję się jak w wojsku. Wieczorny capstrzyk! No cóż... dob- ranoc, mamo. — Dobranoc, moje drogie dziecko. Podeszła też do ojca, ucałowała go serdecznie, a on czule pogładził jej okrągłe policzki i lśniące włosy. Detlevowi z godnością podała rękę. — Zobaczę cię jeszcze jutro rano, przed twoim wyjazdem do Greifenbergu? — Mam nadzieję, że tak, jeżeli nie będziesz zbyt długo spać. Wyjeżdżam koło dziewiątej. Och o tej Porze jestem już od dawna na nogach. A zatem, i miłych snów. Mam nadzieję, że nie przejadłaś się ii i nie przyśnią ci się kandyzowane koszmary — przekomarzał L n'ią żartobliwie. S1? L___ gojeniu żołądkowi nie zaszkodziłyby nawet kamienie, jest trzymały- Zatem dobranoc i przyjemnych snów. Wy Pozostali patrzyli z uśmiechem, gdy wychodziła, po czym roz- wiali jeszcze przez godzinę, zanim zdecydowali się udać na spoczy- ncłc Detlev nie położył się od razu do łóżka. Długo siedział przy oknie, ukryty w swoim pokoju przed ciekawskimi spojrzeniami i palił papiero- sa Jego myśli uleciały w kierunku Greifenberga. Wróci tam jutro i podejmie przerwaną pracę. W Berlinie zrelaksował się odrobinę, z takim też zamiarem tam pojechał, chciał przynajmniej trochę od- począć przed początkiem sianokosów. I wrócił z przepełnionym miło- ścią sercem. Nie poradzi sobie z tą miłością tak szybko, jakby chciał. Był o tym głęboko przekonany. „Muszę to w sobie zwalczyć. Przecież nie mogła mi panna Reinold utkwić aż tak głęboko w sercu. Jeżeli nie zobaczę jej przez dwa, trzy tygodnie, opadnie ze mnie jej czar i urok. Chciałbym tylko wiedzieć, czy i jej mój nagły wyjazd sprawił taki ból, jak mnie. Przestań wreszcie o niej myśleć. Detlevie!" — złajał samego siebie. Jego nieposłuszne myśli ciągle wracały do Liany, jej uroczej, pełnej słodyczy towarzyszki i uroczych oczu. Następnego dnia, po śniadaniu Steffi odprowadziła kuzyna do samochodu, którym miał udać się do Gerifenberga. . etley serdecznie pożegnał się z wujem i ciocią. Steffi natomiast wiesiła mu się na szyi i skakała, nie mając dla niego litości