Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Szamani otaczali go nieprzeniknion¹ zbroj¹. Ale Obould pojmowa³, ¿e nie mo¿e pozwoliæ, by ta œwiadomoœæ wype³ni³a jego myœli, gdy¿ móg³by zbytnio siê rozluŸniæ. – Czy to ci odpowiada? – spyta³ siê Arganth, a jego podniecony g³os zmieni³ siê w pisk. Nadal powarkuj¹c, Obould zdj¹³ he³m i wzi¹³ od szamana wzmacniany metalem szal. – Obould jest zadowolony – powiedzia³. – To Gruumsh jest zadowolony! – stwierdzi³ Arganth. Odszed³ w podskokach do oczekuj¹cej grupki szamanów, którzy zaczêli mówiæ podnieconymi g³osami – niew¹tpliwie gromadz¹c pomys³y na nowe ulepszenie dla ich boga-króla, uœwiadomi³ sobie Obould. Król rozeœmia³ siê. Wczeœniej zawsze wymaga³ oddania i egzekwowa³ je strachem oraz si³¹ miêœni. Ale rosn¹cy fanatyzm by³ czymœ zupe³nie innym. Jaki król mo¿e mieæ nadziejê na coœ wiêcej? Ale, jak pojmowa³ Obould, z takim fanatyzmem ³¹czy³y siê oczekiwania. Spojrza³ w stronê ciemnych gór. Forsownym marszem ruszyli na pó³noc, dniem i noc¹, gdy¿ jego wspania³ym planom grozi³o niebezpieczeñstwo. Obould mia³ zamiar wyeliminowaæ to zagro¿enie. * * * Szybkie spojrzenie na zachód powiedzia³o Tarathielowi, ¿e ryzykuje, gdy¿ dolna krawêdŸ s³oñca niemal dotyka³a ju¿ horyzontu, a obóz jego i Innovindil znajdowa³ siê w pewnej odleg³oœci. Kiedy s³oñce zajdzie, bêdzie musia³ sprowadziæ Jutrzenkê na ziemiê, gdy¿ latanie w ciemnoœciach nie by³o ³atwym zadaniem, nawet gdy pegazem kierowa³ bystrooki elf. Mimo to w ¿y³ach elfa p³ynê³a adrenalina wywo³ana ³owami – górskim szlakiem poni¿ej ucieka³ tuzin orków – a jeszcze bardziej faktem, ¿e Drizzt Do’Urden jest w okolicy. Po tym, jak wspólnie przegnali orcze plemiê z powrotem do Grzbietu Œwiata, drow znów odszed³, a Tarathiel i Innovindil nie widzieli go przez kilka dni. PóŸniej Tarathiel, poluj¹c samotnie, ujrza³ Drizzta wêdruj¹cego szlakiem w stronê jaskini, w której wraz z Innovindil stworzyli swoj¹ now¹ bazê. Drow pomacha³ mu. Nie by³o to oczywiœcie zbyt pocieszaj¹ce, lecz Tarathiel zauwa¿y³ kilka optymistycznych znaków. Drizzt niós³ he³m swojego przyjaciela – elf zauwa¿y³ róg wystaj¹cy z plecaka drowa – i, co jeszcze wa¿niejsze, niós³ te¿ buty. Czyjego opór przed namowami dwójki elfów zaczyna³ siê za³amywaæ? Tarathiel mia³ zamiar powróciæ do Innovindil i, jak mia³ nadziejê, Drizzta, z wieœciami o kolejnym zwyciêstwie, tym razem pomniejszym. Tego dnia przed powrotem do domu chcia³ upolowaæ przynajmniej cztery orki. Na razie uda³o mu siê z dwoma, a poniewa¿ tuzin celów gramoli³ siê poni¿ej, spe³nienie pragnienia wydawa³o mu siê ca³kiem prawdopodobne. Elf wygodniej usiad³ w siodle i opuœci³ ³uk, lecz orki dotar³y w³aœnie do jaru i znik³y mu z pola widzenia. Tarathiel przelecia³ nisko nad w¹wozem i ujrza³, ¿e orki nadal biegn¹. Zatoczy³ kr¹g i wzniós³ siê nad ska³ami, gotuj¹c siê do strza³u. Wystrzeli³, lecz nie trafi³, gdy¿ w¹wóz, a wraz z nim i jego cel, gwa³townie skrêca³ w prawo. Elf znów musia³ zatoczyæ kr¹g, by nie oddaliæ siê zbytnio od grupy. Wkrótce znów ujrza³ swój cel i tym razem trafi³, zabijaj¹c trzeciego orka. I znów musia³ zatoczyæ szeroki kr¹g. Przy okazji Tarathiel spojrza³ na zachód i uœwiadomi³ sobie, ¿e nie ma zbyt wiele czasu. Znów opad³ nad uciekaj¹ce orki. W¹wóz opada³ wzd³u¿ zbocza góry i zwê¿a³ siê gwa³townie miêdzy dwoma skalnymi wystêpami. Tarathiel powiedzia³ sobie, ¿e dopadnie ich, gdy bêd¹ wychodziæ z w¹wozu i wybierze sobie tego, który skieruje siê w stronê najbli¿sz¹ jego jaskini. Uœmiechaj¹c siê szeroko na myœl o ostatnim orku, Tarathiel skierowa³ Jutrzenkê przez szczelinê. W tej samej chwili wyros³y przed nim dwie krzy¿uj¹ce siê tyczki, podnosz¹ce siê do pionu, ka¿da w swoj¹ stronê. Dopiero kiedy Jutrzenka zanurkowa³a w prawo, elf zorientowa³ siê, ¿e do tyczek przymocowana by³a sieæ. Pegaz zar¿a³ zaskoczony, a Tarathiel œci¹gn¹³ wodze, a¿ wierzchowiec z³o¿y³ skrzyd³a. Spróbowali ruszyæ do przodu, gdy¿ tyczki skrzy¿owa³y siê ponownie tu¿ za nimi, oplataj¹c ich dok³adnie. Sieæ poci¹gnê³a ich ku ziemi. Tarathiel przesun¹³ siê i wœlizgn¹³ pod Jutrzenkê w chwili, kiedy wyl¹dowali, wykorzystuj¹c wol¹ przestrzeñ pod pegazem, by wyci¹gn¹æ miecz i rozci¹æ sieæ. Przeci¹wszy kilka sznurków, elf wydosta³ siê na zewn¹trz. Rozejrza³ siê, spodziewaj¹c siê szybko nadchodz¹cych wrogów. Wci¹gn¹³ powietrze widz¹c, ¿e tyczki z sieci¹ trzymane by³y nie przez orki, lecz dwóch lodowych gigantów. Nie podchodzili jednak, wiêc Tarathiel zabra³ siê szybko za sieæ, rozpaczliwie usi³uj¹c oswobodziæ Jutrzenkê. Przesta³, gdy wokó³ zab³ys³y pochodnie. Zorientowa³ siê, ¿e pu³apka zosta³a zatrzaœniêta. Elf odszed³ powoli od szarpi¹cego siê pegaza. Chodzi³ wolno wokó³ Jutrzenki, trzymaj¹c miecz przed sob¹ i spogl¹daj¹c na otaczaj¹cy go kr¹g paskudnych orków. Zastawili na niego pu³apkê, a on w ni¹ wpad³. Nie mia³ pojêcia, jak zdo³a z tego wydostaæ siebie i Jutrzenkê. Zerkn¹³ na pegaza i spostrzeg³, ¿e zwierzê wypl¹ta³o siê ju¿ nieco... lecz nie wystarczaj¹co szybko. Elf musia³by przeci¹æ jeszcze kilka linek. Odwróci³ siê zatem. A w³aœciwie, to zacz¹³ siê odwracaæ. Zza szeregu orków wysz³a postaæ tak ogromna i emanuj¹ca tak¹ potêg¹, i¿ elf po prostu nie móg³ siê od niej odwróciæ. Wielki ork, odziany w szmelcowan¹, nabijan¹ kolcami zbrojê oraz w bia³y he³m w kszta³cie czaszki z wyd³u¿onymi otworami na oczy i lœni¹cymi k³ami. Tarathiel dostrzeg³ rzeŸbion¹ rêkojeœæ wielkiego miecza, wystaj¹cego zza jego prawego ramienia. – Obould! – zaczê³y zawodziæ orki. – Obould! Obould! Obould! By³o to imiê znane ka¿dej ¿ywej istocie zamieszkuj¹cej Srebrne Marchie