Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wiedzieli, że człowiek-bóg może być ich katem. Przywykli do tej myśli, lecz z pewnością się nie pogodzili. O, tak. Czuli zimny dotyk śmierci i dlatego mogli przynajmniej próbować nie okazać lęku. Mieli dość czasu, by nauczyć się swych ról. Kim jednak była towarzysząca im samka? Jedyna, której wzrok błądził po posadzce, jedyna, która nie szła z podniesioną głową, a więc bała się jawnie lub może próbowała okazać szacunek. - Czekam - rzekł monarcha, przerywając milczenie. Najstarszy z mężczyzn wystąpił o krok i skłonił się. - Przybywamy w imieniu Nanniego, władcy Illoni, z prośbą, byś wysłuchał, panie, tego, co rzekł nam i dał odpowiedź. - Wysłucham was. Mężczyzna skłonił się raz jeszcze. - Rzekł pan nasz Nanni: Pokłońcie się namiestnikowi bogów, Emilianowi z miasta Uruk, i przekażcie mu słowa naszego szacunku. Niech żyje wiecznie i włada mądrze na chwałę swoją i słońca. - Dalej! - Zwyczajowe grzeczności, najczęściej kłamliwe, łechtały słuch głupców i tylko im były przeznaczone. Ważne było jedynie to, co poprzedzały. Poseł umilkł i skłonił się, kryjąc zmieszanie i niepokój. - Pan nasz Nanni - podjął lekko drżącym głosem - władca Il, prosi cię, panie, o radę i łaskę. - Co? - monarcha pochylił się w tronie. - Pierworodny, a zarazem dziedzic i jedyny syn pana naszego, Mufgar, zapadł na nieznaną dolegliwość i jest konający - jednym tchem wyjawił mężczyzna. - Medycy i kapłani okazali się bezradni wobec postępującej choroby i nie dali nadziei na wyzdrowienie. Pan nasz Nanni zwraca się do ciebie, panie, z prośbą o ratunek. Emilian wyprostował się i uśmiechnął. Zaprawdę życie pełne było niespodzianek i sprzeczności. Dawni wrogowie... Rzecz godna pieśni, zaiste. - Dlaczego miałbym go przyjąć? - zapytał. - Uczynisz jak uważasz, panie. Byś jednak miał pewność, że pan nasz nie kryje wobec ciebie złych zamiarów, w dowód prawdy posyła ci, panie, swą córkę. - Starzec wskazał kobietę, która skłoniła się pokornie. - Podejdź - nakazał władca. Samka postąpiła kilka kroków. - Chcę cię ujrzeć. Kobieta zdjęła zasłonę i podniosła głowę, kręcone jasne włosy ułożyły się wokół twarzy, błękit oczu znieruchomiał w zaciekawionych oczach władcy. Była młoda i piękna, a przez barwę swych włosów niezwykła. Nanni wiedział, kogo posłać. Emilian zszedł z piedestału i obejrzał dar z uwagą. Jak wiele złotowłosych samek widział? Dwie, trzy. Nie więcej. - Życie za życie? - zapytał. - Tak, panie. Nasz władca ufa, że nie odmówisz jego prośbie. - A jeżeli Mufgar umrze? - Nikt nie dopuszcza do siebie tej myśli. - Może to błąd? - Emilian uśmiechnął się, brąz jego oczu zalśnił fioletem mocy. Posłowie drgnęli w przestrachu. - Dziewięć dni dzieli Uruk od Il - rzekł władca. - Skąd pewność, że Mufgar jeszcze żyje? - Nasz pan Nanni zatrzymał się o dwa dni drogi stąd. - Dlaczego więc nie przybył osobiście? Przecież każdy dzień może zdecydować o życiu i śmierci. - Czeka na twą odpowiedź, panie. Nie chciał zakłócać twego spokoju, przybywszy pod mury ze zbrojnym orszakiem. - Jak liczna świta mu towarzyszy? - Dziewięciu wojowników, panie, czterech medyków i niewolnicy. - Kapłani? - Nie, panie. Zatem Nanniemu nie był obcy stosunek jego, Emiliana, do kapłanów. I dobrze. Nigdy nie widział władcy Il, albowiem nie złożyli sobie sąsiedzkich odwiedzin ani nie weszli w zbrojny spór. Słyszał o nim od kupców, a ci mieli go za władcę surowego acz sprawiedliwego. - Jak cię zwą? - zapytał samkę. - Ismena, panie. - I godzisz się zostać mą niewolnicą? W oczach pojawiła się niepewność. - Jak rozkażesz, panie. - A jeśli wtrącę cię do lochów i oddam bestiom, by mogły zaspokoić swe pożądanie? Przerażony błękit zniknął pod powiekami. - Nie wolno ci uczynić tego, panie - zaprotestował poseł-mówca. - Nie godzi się mieć córkę władcy za równą zwierzętom! - Dość! - Emilian podniósł głos. - Czy nie powiedzieliście: życie za życie? Które z nich dwojga zasługuje na śmierć? Mufgar bardziej jest jej godzien, czy ta oto samka? Skoro ona, oddajcie ją swemu panu i niech idzie precz, albowiem mam za nic jego i szczenięta, które spłodził. Odwrócił się, by odejść, lecz czyjeś ręce objęły go poniżej kolan i zatrzymały w miejscu. - Nie czyń tego, panie! - rozległ się dziewczęcy głos. - Ocal, proszę, mego brata, a stanie się, jak rozkażesz! Władca popatrzył na samkę i przyczajony w jej twarzy strach