X


Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Promienie s�oneczne prze- �wietla�y je i rzuca�y wyd�u�ony cie� na pod�og� z wypolerowanej so�niny. Jup zakrad� si� pod o�tarz. On tak�e by� bardzo skromny: zwyk�y bia�y obrus, metalowy symbol Jed�w, para drewnianych �wieczni- k�w, prosty srebrny kielich. I szkatu�ka z cennego przejrzystego szk�a. Zawiera�a gwiazd�. Jup s�dzi�, �e inne po�redniki b�d� wygl�da�y tak samo jak ten, kt�ry ju� posiadali. Myli� si�. Przedmiot, na kt�ry patrzy�, mia� takie same rozmiary i kolce. Jednak podczas gdy ich gwiazda mia- �a kolor p�owy, ta by�a zielona, a promieni wychodz�cych z jej �rodka by�o nie siedem, a pi��, i by�y inaczej rozmieszczone. Zawaha� si�. Instynkt podpowiada� mu, by rozbi� szk�o i zabra� gwiazd� w nadziei, �e zdo�a j� wynie�� z miasta. Ale rozs�dek by� zdania, �e to z�y pomys� - by� mo�e samob�jczy. Podj�cie decyzji musia� od�o�y� na p�niej, bo przed �wi�tyni� rozleg�y si� g�osy. Do drzwi zbli�a�o si� kilka os�b. Budynek nie mia� drugiego wyj�cia. Bliski paniki Jup rozejrza� si� za kryj�wk�. Nie znalaz� �adnej - z wyj�tkiem o�tarza. Rzuci� si� ku niemu jed- nym skokiem dok�adnie w chwili, gdy otworzy�y si� drzwi. Le��c p�asko na pod�odze, o�mieli� si� wyjrze� zza o�tarza. Kimball Hobrow wszed� do �rodka, zdejmuj�c kapelusz. Towa- rzyszy�o mu dw�ch r�wnie ponurych ludzi. Szli rz�dem mi�dzy �awkami. Jupowi przemkn�o przez g�ow�, �e wszystko si� wyda�o i id� po niego. Zacisn�� pi�ci, zdecydowany nie odda� �ycia bez walki. Ale oni zatrzymali si� przed o�tarzem i usiedli w pierwszych �aw- kach. Jup uzna�, �e chc� odda� cze�� swemu b�stwu. Tu tak�e si� pomyli�. Jak post�puj� sprawy wody, Tadeuszu? - spyta� Hobrow. Wszystko za�atwione. Nawet dzi�, je�li to konieczne, mo�emy zacz�� czerpa� z naszych strze�onych �r�de�. A esencje? Rozpuszcz� si� w wodzie, nie budz�c podejrze�? 155 W wodzie s� nierozpoznawalne. Dopiero, kiedy zaczn� dzia- �a�... Za dwa dni przeprowadzimy ostatnie testy. Dopilnuj tego. Nie znios� �adnych op�nie�. Tak, panie. R�b to z sercem, Tadeuszu. Boski plan rozwija si� dobrze, a kie- dy zatryumfujemy, plaga rozprzestrzeni si� na ca�y kraj. Dzie� wyzwolenia naszej rasy jest blisko, bracia. Podobnie jak usuni�cie zarazy Mnog�w. Jup nie rozumia�, o czym m�wi�, ale nie brzmia�o to dobrze. Hobrow nagle wsta� i podszed� do o�tarza. Krasnolud znierucho- mia�. Nie widzia� dobrze, ale mia� wra�enie, �e Hobrow patrzy na gwiazd� albo dotyka szkatu�ki. Na szcz�cie po chwili odwr�ci� si� do swoich poplecznik�w. - Nie mo�emy zapomina�, �e krucjata do Rysu jest r�wnie wa�- na jak to. Czy jeste�my do�� silni, Cah/ercie? Na wzmiank� o ojczy�nie trolli Jup nastawi� uszu. - Bitwa w Dolinie Tkacza odby�a si� nie w por� - odpowiedzia� drugi m�czyzna, troch� nerwowo, jak si� wyda�o Jupowi. - Zbyt wielu straci�o z oczu plan. Minie par� tygodni, zanim odzyskamy wystarczaj�c� liczb� wojownik�w. Hobrow nie by� zadowolony. To nie wystarczy. Nieboscy maj� to, co musi nale�e� do nas. Nie mo�na zawie�� Pana. Nie mo�emy rozpocz�� dzia�a� wojennych, dop�ki nie b�dzie- my mieli pe�nej armii. To grozi katastrof�. Wi�c sprowad� wi�cej nieludzi, by nasi mogli porzuci� prac�. Nic nie mo�e zaszkodzi� naszemu planowi, bracia. Jutro porozma- wiamy znowu. A teraz wracajcie do swoich obowi�zk�w i ufajcie Panu. Wykonujemy Jego dzie�o i nie mo�emy ponie�� kl�ski! S�udzy Hobrowa odeszli, lecz on sam zosta�. Wr�ci� na �awk�, spl�t� r�ce i pochyli� g�ow�. - Daj mi si��, kt�rej mi potrzeba, Panie - zaintonowa�. - Prag- niemy wype�ni� Twoje plany, lecz musisz nam da� to, czego po- trzebujemy. Pob�ogos�aw nasz� prac� nad oczyszczeniem tych ziem, by Tw�j wybrany lud m�g� bez przeszk�d zbiera� z nich plony. Jup zacz�� si� niepokoi�. Je�li Hobrow zabawi tu d�u�ej, b�d� k�opoty. - Opromie� swoim boskim b�ogos�awie�stwem tak�e nasz� wy- praw� do gniazda poga�skich nieludzi w Rysie. Pozw�l nam ode- 156 bra� im to, co posiadaj�, a czego potrzebujemy, by wype�ni� Twoje rozkazy. Umocnij mego ducha, o Panie, i nie pozw�l si� zachwia�, gdy b�d� Ci s�u�y�. Wsta� i wyszed� ze �wi�tyni. Jup zmusi� si�, by odczeka� chwil�. Dr��c, uchyli� nieznacznie drzwi. W pobli�u nie widzia� nikogo; wyszed� i ruszy� przed siebie tak szybko, jak to by�o mo�liwe, by nie rzuca� si� w oczy. Przez ca�y czas zastanawia� si� nad tym, co us�ysza�