Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ledwie egzystujesz. Być znaczy działać. A my zrobimy wielką rzecz, Joe Fernwright - głos Glimmunga grzmiał jak stal. - Czy przybyłeś tu rozwiać moje wątpliwości? - zapytał Joe. - Czy dlatego jesteś tutaj w porcie, by się upewnić, że nie zmienię zdania i nie wycofam się w ostatniej chwili? Ale Joe wiedział, że nie o to chodziło; nie był aż tak ważny. Rozdarty między piętnastoma światami Glimmung nie zniżyłby się do tego, by odbudowywać wiarę w jakimś druciarzu z Cleveland. Glimmung miał zbyt wiele do zrobienia; były pilniejsze sprawy. - A właśnie, że twoja sprawa jest pilna - powiedział Glimmung. - Dlaczego? - Ponieważ nie ma małych spraw. Tak jak nie ma małego życia. Życie jakiegoś owada, pająka jest tak wielkie jak twoje, a twoje tak wielkie jak moje. Życie to życie. Chcesz żyć tak samo, jak ja. Przeszedłeś przez siedem miesięcy piekła, czekając dzień za dniem na to, czego potrzebujesz... tak jak czeka pająk. Pomyśl o pająku, panie Joe Fernwright. Pająk snuje swą pajęczynę. Potem robi sobie jedwabny domek na jednym z jej krańców, by widzieć, gdy wpadnie coś do jedzenia. Coś, co potrzebne jest mu do życia. Pająk czeka. Mija dzień. Dwa dni. Tydzień. On nadal czeka; nie może robić nic innego. Mały nocny łowca. Załóżmy, że coś wpada do sieci i pająk przeżywa. Albo nic nie wpada, a on czeka i myśli: "Nie złowię nic na czas. Jest już za późno". I ma rację; umiera czekając. - Ale dla mnie - powiedział Joe - to coś nadeszło na czas. - Przybyłem ja - powiedział Glimmung. - Czy wybrałeś mnie ze względu na... - zawahał się Joe - ze względu na litość? - Nigdy - rzekł Glimmung. - Podniesienie wymaga wielkiego kunsztu, wielu kunsztów, wiedzy i rzemiosła, wielu rodzajów sztuk. Czy nadal masz ze sobą tę skorupę? Joe wydobył z kieszeni wspaniały malutki odłamek. Położył go na środku stolika, przy pustym talerzu po zupie. - Są ich tysiące - oznajmił Glimmung. - Jak sądzę, masz jeszcze przed sobą około stu lat życia. Nie można tego ukończyć w ciągu stu lat; będziesz chodził pomiędzy tymi pięknymi skorupkami aż do dnia swej śmierci. I spełni się twoje marzenie; będziesz istniał prawdziwie, aż do końca. A istniejąc naprawdę, nigdy nie zginiesz. - Glimmung spojrzał na zegarek marki Omega na swej ręce. - Za dwie minuty zapowiedzą twój odlot. Gdy już przypięto go do fotela i skryto mu głowę w hełmie ciśnieniowym, zdołał się obrócić, by spojrzeć na towarzysza lotu siedzącego obok. Napis na identyfikatorze brzmiał: Mali Yojez. Dostrzegł jeszcze, że to dziewczyna, nieziemska, ale humanoidalna. Wówczas odpalono silniki i rakieta zaczęła się wznosić. Nigdy przedtem nie opuszczał Ziemi. Zdał sobie z tego dotkliwie sprawę, gdy na jego piersiach urósł niebywały ciężar. To-zupełnie-coś-innego-niż-podróż-z Nowego Jorku-do Tokio, powiedział sobie. Z wielkim wysiłkiem przechylił głowę, by jeszcze raz przyjrzeć się nieziemskiej dziewczynie. Zrobiła się niebieska. Może to naturalne dla tej rasy, pomyślał Joe. A może ja też zrobiłem się niebieski. Może umieram, zdążył jeszcze powiedzieć sam do siebie, a potem włączył się ciąg pomocniczy i... zemdlał. Gdy się obudził, słyszał tylko dźwięki "Czwartej" Mahlera i przyciszone głosy. Jestem ostatnim, który przyszedł do siebie, uświadomił sobie smutno. Ciemnowłosa stewardesa pracowicie odkręcała jego hełm ciśnieniowy i zamknęła mu dodatkowy dopływ tlenu. - Czujemy się lepiej, panie Fernwright? - zapytała, delikatnie rozczesując mu włosy. - Panna Yojez czytała ten materiał biograficzny, który przesłał nam pan przed lotem i jest bardzo zainteresowana poznaniem pana. No, teraz włosy są już w porządku. Nieprawdaż, panno Yojez? - Jak się pan miewa, panie Fernwright? - zapytała go panna Yojez głosem, w którym pobrzmiewał obcy akcent. - Bardzo mi poznać pana miło. Na całej naszej długiej podróży byłabym zdumiona nie rozmawiać do pana, bo bardzo mamy wspólne dużo. - Czy mogę prosić o materiał biograficzny panny Yojez? - poprosił Joe stewardesę. Otrzymał materiał od ręki i szybko go przejrzał. Ulubione zwierzę: sąuimp. Ulubiony kolor: czerwiowy. Ulubiona gra: monopole. Ulubiona muzyka: koto, klasyczna i Kimio Eto. Urodzona w systemie Prox, co czyniło ją pewnego rodzaju pionierką swego gatunku. - Sądzę - powiedziała panna Yojez - że zabieramy udział w tym samym przedsięwzięciu. Pana, ja i jeszcze paru na doprawkę. - Pan i ja - poprawił Joe. - Jest pan naturalny Ziemian? - Spędziłem na Ziemi całe życie - odparł Joe. - To pana pierwszy lot w kosmos? - Tak - potwierdził Joe. Przyjrzał się rozmówczyni i stwierdził, że jest atrakcyjna. Krótko przystrzyżone brązowe włosy ładnie kontrastowały z jasnoszarą skórą. W dodatku miała najcieńszą talię, jaką kiedykolwiek widział, a bluzka i spodnie z napylanej pianki jeszcze bardziej to uwydatniały. - Jest pani oceanobiologiem - powiedział, wczytując się w jej materiał biograficzny. - W istocie. Mam ustalić głębokość zmian koralowych w... - zrobiła pauzę, a potem poszukała właściwego słowa w słowniczku - ...zatopionych artefaktach. Ciekawiła go pewna rzecz, więc spytał: - Jak objawił się pani Glimmung? - Objawił się - odparła jak echo i zaczęła przeszukiwać słowniczek. - Zmaterializował - wtrąciła bystro stewardesa. - Na pokładzie znajduje się obwód, który łączy nas z komputerem tłumaczącym na Ziemi. Przy każdym siedzeniu jest słuchawka i mikrofon. Oto pańskie, panie Fernwright. A te dla pani, panno Yojez. - Moje zdolności do ziemskiej lingwistyki powracają - oznajmiła panna Yojez, rezygnując ze słuchawki. Do Joego zaś powiedziała: - Co pan... - W jakiej postaci pojawił się pani Glimmung? - zapytał Joe. - Jak wyglądał fizycznie? Czy był wysoki, czy niski? Panna Yojez odpowiedziała: - Glimmung początkowo pojawia się w wodnym sztafażu, bo zwykle spoczywa na dnie oceanu swej planety, w... - poszperała w pamięci - ...pustce zatopionej katedry