Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Z łatwością pokonał wysokość domu, chociaż o mało nie wylądował okrakiem na sznurach. Kiedy Iris, wściekła i zdyszana, wypadła z domu jak burza, zajęty był wieszaniem pościeli. — Co ty sobie wyobrażasz? — wrzasnęła rozgniewana. — Nic takiego, po prostu pomagam ci wieszać pranie, skarbie — odrzekł. — Co to jest… ten przedmiot, który masz na plecach? — Jeszcze jeden dowód na wszechobecność przyrządów z zakresu science fiction — odparł spokojnie. — Jest to wielostronny trójwymiarowy regulator masy, albo skokochron. Z jego pomocą mogę latać jak mewa, unikając trosk ziemskich i zalotów pięknych rudowłosych w tych momentach, kiedy ich względy są mi niemiłe. — Kiedyś, i to w niezbyt odległej przyszłości, chuderlawa tyczko, wyciągnę język z twojej obłąkanej głowy i zawiążę na nim kokardę. — Zaśmiała się. Westchnął z ulgą, podszedł i pocałował żonę. — Przepraszam bardzo, kochanie. Zgłupiałem ze strachu zwisając z tego czegoś. Nie widziałem kosza na bieliznę, a nawet gdybym go wcześniej zauważył, nie wiem, jak mógłbym go ominąć. — Co to jest, Jack? Jak to działa? — Pojęcia nie mam. Na końcach są urządzenia odrzutowe. Mają wielką siłę odrzutu, kiedy duży ciężar przyciąga je ku ziemi. Większą moc przy ziemi niż wysoko w górze. Kiedy ciężar się zmniejsza, odrzut maleje. Dlaczego tak się dzieje i skąd czerpią energię — nie potrafię powiedzieć. O ile mogłem się zorientować, zasysają powietrze na górze i wydmuchują przez silniki. Aha, i jeszcze jedno — bez względu na to, w którą stronę zwrócony jest pręt, odrzut kieruje się ku ziemi. — Skąd to masz? — Z drzewa. Należy do Miaua. Najwyraźniej używał tego urządzenia jako spadochronu. Kiedy opadał, w jeden z pierścieni wślizgnęła się gałąź. Miau wysunął się z maszyny, spadł i złamał sobie rękę. — Co z nim zrobimy, Jack? — Sam się tym zamartwiam od jakiegoś czasu. Nie możemy go przecież sprzedać do cyrku. — Przerwał, zamyślony. — Niewątpliwie zna wiele rzeczy, które mogłyby się okazać cenne dla ludzkości. Ot, choćby ten jeden przedmiot zmieniłby oblicze ziemi! Posłuchaj tylko — ważę osiemdziesiąt kilo. Padłem na to urządzenie niespodziewanie, kiedy straciłem oparcie w drzewie, i natychmiast zostałem uniesiony. Sądząc po budowie, Miau waży więcej ode mnie. Przedmiot uniósł go, kiedy trzymając go nad głową po prostu oderwał nogi od ziemi. Jeśli pręt może dokonać czegoś podobnego, to on sam albo jego większa wersja mogłyby nie tylko napędzać, ale także unosić pojazd powietrzny. Gdyby zaś z jakiegoś powodu było to niemożliwe, moc owych silników odrzutowych z pewnością zdołałaby napędzać turbinę. — Czy upierze mi bieliznę? — Iris była skwaszona. — Dokładnie to miałem na myśli! Lekkie, przenośne i o większej mocy, niż można by sądzić — oczywiście, że zrobi pranie. Może też napędzać prądnice, samochody i… Ins, co się robi, kiedy ktoś ma w rękawie taką sensację? — Dzwoni się do gazety. — Tak, i zaraz zleci się sto tysięcy osób węszących i wtykających wszędzie swoje wścibskie nosy, rozpocznie się dochodzenie z ramienia Kongresu i co tam jeszcze chcesz! Nie… no, nie! — Dlaczego nie zwrócisz się do Harry’ego Zinssera? — Harry? Myślałem, że go nie lubisz. — Nigdy tego nie powiedziałam. Chodzi tylko o to, że zaszywacie się gdzieś w ciemnym kącie i gadacie o amputacji multyplikacyjnej czy też zwyrodnieniu reaktancji i podobnych sprawach, a ja mam siedzieć cicho i grzecznie, i dopiero czymś szokującym mogę zwrócić na siebie uwagę, tak jesteście zajęci. Poza tym nie mam nic do Harry’ego. — Masz rację! Oczywiście, kochanie! Harry będzie wiedział, co zrobić. Już do niego jadę. — Mowy nie ma! A dziura w dachu? Mówiłeś chyba, że przynajmniej załatasz ją na noc. Jeśli pojedziesz, nie wrócisz przed zmrokiem. Perspektywa piłowania dziury wyszarpanej w dachu nagle stała się najmniej pociągającą rzeczą na świecie. Ale w uwadze żony była logika, a poza tym wyczuwalna groźba „…bo jak nie, to…” Westchnął i ruszył do pracy, mamrocząc coś o największej zaliczce w dziejach ludzkości, która przechodzi mu koło nosa z powodu humorów kobiety. Zapomniał, że ma na sobie naramienny wysokościolot, i tylko dwa pierwsze kroki zrobił po ziemi. Iris wybuchnęła śmiechem na widok jego niezdarnego chodzenia w powietrzu. Kiedy dotknął ziemi, zacisnął szczęki i lekko skoczył na dach. — Złap mnie teraz na tych twoich słupowatych nogach — wesoło dokuczał żonie, robiąc unik przed lancopodobnym drągiem do podtrzymywania sznurów na bieliznę, jakim w niego cisnęła, po czym zabrał się do pracy. Kiedy zajęty był piłowaniem, usłyszał na dole jakiś hałas. — Ta–tuś! Mruuu–iliu… Westchnął i odłożył piłę