Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie chcę cię kupić, ojcze - wspieram tylko twe dzieło. Czemu narzekasz? Wszak dobrze ci się żyje za pieniądze wiernych. Dorzuć moich osiem ecu do kosztów podróży. Chuąuet nie czuł się na siłach odpierać bluźnierczych oskarżeń kupca-marynarza... - Niech i tak będzie - rzucił z goryczą. - Pobłogosławisz też moją barkę? - Zgoda. - A zatem płać. Chuąuet odliczył monety. Fenicjanin natychmiast schował je do kieszeni. Zakonnikowi spieszno było wejść na pokład, ale kupiec znów go zatrzymał. - Nie tak szybko! Teraz pomówmy o towarze. - O jakim towarze? Courtepoing wskazał kuferek Chuąueta. - Co tam chowasz, ojcze? Wikariusz zacisnął dłonie na skrzynce. : - Mamy tu ustalone stawki - dodał marynarz. - Jeżeli są 212 tam tylko łachy, zostawię ojca w spokoju, jeśli jednak w kuferku kryją się kosztowności, które mogą stać się przeszkodą w moim rejsie, trzeba płacić. - To moja sprawa, co ze sobą zabieram. - Skoro ojciec tak mówi, nie zaprzeczę. W takim razie ojciec może wejść na pokład, ale skrzynka zostanie w Noyant. Nawet przemytnicy bez mrugnięcia okiem otwierają skrzynie i pozwalają sprawdzić zawartość. Czyżby sługa boży nie chciał uczynić tego, co nawet złodziej robi uczciwie? Chuąuet wpadł w pułapkę. Obawiał się, że przesądy właściciela barki jeszcze raz okażą się przeszkodą na jego drodze. W tej sytuacji uznał, że musi powiedzieć kupcowi o swej misji. - Jadę na spotkanie z krewnymi swego zwierzchnika, mieszkającymi w Troyes, aby oddać im relikwie. - Jakie relikwie? — zapytał podejrzliwie Courtepoing. Chuąuet otworzył kuferek. Kupiec aż gwizdnął ze zdumienia. - A! To wszystko zmienia, ojcze! Nie wejdziesz na pokład z tym kuferkiem. Wybacz, ale szczęście i tak rzadko mi sprzyja! Nie zamierzam ryzykować! Chuąuet pomyślał, że to już koniec, lecz Fenicjanin, wciąż zadziornym i pełnym oburzenia tonem, dodał zaraz: - Dorzuci ojciec dziesięć ecu. I bez targów, albo zostawię na lądzie ojca i jego odpusty! Chuąuet nie miał wyjścia. Ukradkiem wyjął kolejny kamień z biskupiego klejnotu. Właściciel barki, sowicie opłacony, od razu zmienił ton. Zapewnił, że rychło wypłynie z portu. Chuąuet wszedł na pokład. Barka miała dziesięć metrów długości i dwa liche żagle. Niewielka budka mogła dać schronienie przed chłodem i wilgocią trzem ludziom. Resztę przestrzeni zajmowały sezonowe ładunki oraz stajenka dla konia pociągowego. Trzeba bowiem wiedzieć, że aby wrócić w górę rzeki przy bezwietrznej pogodzie lub silnym prądzie, Courtepoing wykorzystywał jego siłę. Koń szedł brzegiem, holując barkę. Chuąuet czekał od godziny. Nikt nie zbliżał się do barki. 213 Dopiero na krótko przed wypłynięciem ujrzał żołnierza, który, jadąc konno, z daleka nawoływał Courtepoinga. Szybko zamienili parę słów i strażnik odjechał, nie zwracając uwagi na Chuąueta. - Kto to był? - zaniepokoił się kapłan. - Żołnierz straży rzecznej. Jak zwykle chciał wiedzieć, co przewożę na „Fenicji". Takie jest prawo. - Wspomniałeś o mnie? - Wspomniałem o księdzu, który wraca do Troyes w sprawach rodzinnych. - A kufer? Co powiedziałeś? Właściciel barki popatrzył na Chuąueta. - Powiedziałem mu to, co trzeba. Ani mniej, ani więcej. Znam świat, w którym żyję. Rzekłszy to, sprawdził kierunek i siłę wiatru. Zadowolony z pomiarów, wprowadził konia na pokład, podniósł kotwicę i „Fenicja" ruszyła w drogę w swym ślimaczym tempie. Dzień był posępny. Lekka mgła unosiła się nad rzeką. Podczas gdy Courtepoing ustawiał konia tak, by zwierzę nie czuło kołysania, Chuąuet usiadł, oparty o burtę, i postawił kufer z kośćmi biskupa na kolanach. Po raz pierwszy od dawna poczuł się bezpieczny. Wciąż miał przy sobie listy, które powierzył mu Alcher de Mozat. Osłonięty przed zimnym wiatrem burtą wzmocnioną deskami, w budce, bez wiedzy gospodarza, mnich począł roz-supływać konopny sznurek, którym przewiązana była paczuszka, i wrócił do lektury, którą podjął jeszcze w paryskim arcybiskupstwie. Otworzył kolejny list pisany w roku 1226. Romee de Ha-quin miał wówczas dwadzieścia lat. List został wysłany z Er-furtu, z ziem cesarza. Nieco bezosobowy styl, kurtuazyjny, ale pozbawiony wyrazu, cechował listy z lat 1227-1230. Nie zmieniało się nic poza miejscem nadania: Augsburg, Tybinga, Albi, Konstancja, Salerno. W listach młodzieniec snuł uwagi i pikantne opowiastki o ludziach i krainach, które przemierzał. 214 Pierwszy istotny szczegół, pierwsza prawdziwie ciekawa informacja, a przede wszystkim pierwsze nazwisko pojawiło się w liście z roku 1230