Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wyglądała tak, jakby jej najgorętszym pragnieniem był szybki powrót do kuchni. - Thionville może tu przyjechać w każdej chwili, żeby obejrzeć plantację. Muszę jednak wiedzieć, ile zamierza zainwestować. Chciałbym też poznać pańskie obliczenia. - St. Bride spojrzał bacznie na Colette, która właśnie podawała im jedzenie. - Powiadomię go, co postanowiliśmy. Mogę jednak dać panu tylko parę tygodni. - Straught patrzył, jak Quinn ujmuje żółty fajansowy talerz wypełniony po brzegi mięsiwem i zaczyna zajadać. - Zgoda. Niech mi pan jednak pozwoli spytać o jedno: skąd ten pośpiech? Kiedy rozmawialiśmy na „Bonawenturze", wydawało się, że jest pan człowiekiem niezwykle zajętym - zauważył St. Bride. - Miałem pewne sprawy do załatwienia. Skończyłem już i mogę zająć się czym innym. - Straught kolejny raz spojrzał na Quinna. Wydawało się, że żarłoczność kompana wzbudza w nim wstręt, lecz gdy Mal-colm to spostrzegł, uśmiechnął się tylko, ukazując resztki gołąbka w szeroko rozwartych szczękach. - Załatwił je pan, jak sądzę, tego wieczoru, kiedy wszyscy spotkaliśmy się na przyjęciu u Thionville'a? - spytał z lekką ironią St. Bride. Erath skinął głową. - Jakie jeszcze interesy pan tu załatwia? - pytanie pozostało bez odpowiedzi. Straught raptownie wstał i zaczął się żegnać. - Muszę już wracać, Ferringer. Chętnie zostałbym dłużej, żeby lepiej obejrzeć plantację, ale wrócę innym razem. Idziemy, Malcolm! - Tak, sir. - Quinn szybko odstawił swój talerz i również się podniósł. - Och, Ferringer - przypomniał sobie Straught, nim zszedł po stopniach loggii - niech pan da te obliczenia przyszłych zysków Malcolmo-wi. Thionville na pewno będzie chciał je przejrzeć. 74 - Poszukam ich i prześlę panu przez Quinna. Może się chyba zatrzymać tutaj trochę dłużej? - St. Bride podszedł do szafy w kącie i zaczął grzebać w stosie papierów. - No, Malcolm, mam nadzieję, że prędko wrócisz. Tylko mi się nie zadaj z niewolnikami. Wiesz chyba, co mam na myśli? - Straught z uznaniem zerknął na Colette, która skuliła się w kątku. Potem pożegnał się pospiesznie i po niecałej minucie powóz zaturkotał na drodze wiodącej do Nowego Orleanu. - A jakże, panie Straught! - mruknął pod nosem Malcolm. Znów nałożył sobie gołąbka i zaczął łapczywie gryźć mięso, spoglądając spod oka na Colette, póki St. Bride nie położył przed nim rachunków. - O, proszę, tu są. - St. Bride widząc, że Quinn smętnie przygląda się gołąbkowi, dodał: - Niechże go pan weźmie na drogę. Wygląda pan mizerniej niż na pokładzie „Bonawentury". Czy Straught dobrze pana traktuje? - Wyglądał jak uosobienie gościnności. Kiedy Quinn wyszedł z salonu, St. Bride spytał Colette: - Co się stało z Kayleigh? Kazałem jej podać do stołu. - Ledwie wymówił te słowa, gdy Quinn, wciąż jeszcze w loggii, zakrztusił się gwałtownie i prędko dopadł karafki z brandy na sąsiednim stoliku. Po przełknięciu dławiącego go kęsa pospieszył z przeprosinami. - Zasiedziałem się, panie Ferringer, muszę jechać. Serdeczne dzięki za poczęstunek! - rzekł z dziwnym wyrazem twarzy. - Zasiedział się pan? - powtórzył St. Bride, marszcząc brwi. - Tak. Panu Straughtowi bardzo zależy na tych obliczeniach. Do widzenia, panie Ferringer. - Quinn, schodząc po schodach loggii, wyglądał na niezwykle uradowanego. St. Bride dostrzegł jeszcze, że co chwila, jadąc wzdłuż drzew pekanowych, obraca się, by spojrzeć na Belle Chasse. - Co to ma znaczyć? - szepnął zaniepokojony St. Bride. - Masz znacznie gorszy kłopot, przyjacielu - rozległ się od strony loggii tubalny głos Labana. St. Bride spytał przez zaciśnięte zęby: - Gdzie właściwie podziewa się Kayleigh? - Ach, tu się przyczailiśmy. - St. Bride stał w drzwiach sypialni, patrząc prosto w twarz Kayleigh. - To nie było tak, jak pan myśli - usiłowała wstać, ale więzy trzymały ją mocno. - A cóż ja sobie myślę? - St. Bride wszedł powoli do pokoju i z ciężkim łoskotem opuścił żaluzje. 75 - Myśli pan, że podglądałam, i dziwi się, dlaczego zrobiłam coś podobnego - urwała, widząc, że St. Bride wyciąga zza pasa nóż, lecz z ulgą przekonała się, że chce tylko przeciąć jej więzy. Roztarta obolałe nadgarstki i spojrzała na niego