Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Nie zawsze tak jest. - Ale często. - No tak... - Rogan - prawie wyszeptał Hawks. - Rogan, przepraszam cię. - Ciemno... Boli i strasznie zimno... i tak cicho, że słyszę samego siebie... * Doktor Edward Hawks szedł samotnie po betonowej podłodze głównego laboratorium. Nie patrząc, wybierał drogę między generatorami i konsolami, aż zatrzymał się przed odbiornikiem przekaźnika materii. Główne laboratorium zajmowało dziesiątki tysięcy stóp kwadratowych w podziemiach budynku Oddziału Badań Continental Electronics. Przed rokiem, kiedy Hawks zaprojektował przekaźnik, przebito stropy parteru i pierwszego piętra i obecnie przekaźnik wznosił się przy ścianie prawie do nowego sufitu. Oplatała go sieć mostków i galerii, dających dostęp do wskaźników, pokrywających ściany. Krążyły tam dziesiątki ludzi z zespołu Hawksa, dokonując ostatnich pomiarów przed wyłączeniem aparatury na noc. Ich cienie, przesłaniające co jakiś czas któreś z górnych świateł, tworzyły na podłodze ruchomą mozaikę. Hawks wpatrywał się w przekaźnik, jakby nie mógł czegoś zrozumieć. - Ed! - powiedział ktoś nagle. - Cześć, Sam. - Podszedł do niego Sam Latourette, jego pierwszy zastępca. Był to kościsty mężczyzna z bladym ciałem i zapadniętymi, podkrążonymi oczami. Hawks uśmiechnął się do niego bez przekonania. - Obsługa przekaźnika kończy obdukcję, prawda? - Rano znajdziesz na biurku sprawozdanie. Aparatura nie zawiodła. Nigdzie żadnego błędu. - Latourette czekał, aż Hawks okaże zainteresowanie, ale ten tylko kiwnął głową. Oparł się jedną ręką o pionowy pręt i zaglądał do odbiornika. - Ed! - prawie krzyknął Latourette. - Słucham, Sam. - Przestań się zadręczać. - Znów czekał na jakąś reakcję, ale Hawks tylko uśmiechał się do maszyny i Latourette wybuchnął. - Kogo ty chcesz oszukać? Od jak dawna z tobą pracuję? Od dziesięciu lat? Kto przyjął mnie do pracy? Kto mnie wyszkolił? Możesz udawać przed wszystkimi innymi, ale nie przede mną! - Latourette zacisnął pięść. - Ja cię znam! Do diabła, Ed, to, co się tam stało, to nie twoja wina! Czego się spodziewałeś, że obędzie się bez ofiar? Myślałeś, że żyjemy w świecie doskonałym? Na twarzy Hawksa pojawił się ten sam uśmiech. - Wybijamy drzwi tam, gdzie nigdy drzwi nie było - powiedział, wskazując głową aparaturę. - W ścianie, którą nie my zbudowaliśmy. To się nazywa badanie naukowe. Potem wysyłamy przez te drzwi ludzi. To jest przygoda ludzkości. I coś po tamtej stronie, coś, co nigdy ludziom nie zagrażało, coś, co nigdy nie wyrządziło nam najmniejszej krzywdy ani nie dręczyło nas wiedzą o swoim istnieniu, to coś ich zabija. Zabija ich w okropny sposób, którego nie rozumiemy. A ja posyłam następnych ludzi. Jak to nazwać, Sam? - Ed, robimy postępy. A ta nowa metoda rozwiąże nasze problemy. Hawks spojrzał na niego z ciekawością. - To znaczy, kiedy pozbędziemy się wszystkich niedoróbek - powiedział pośpiesznie Latourette. - Niewiele już trzeba. To się musi udać, Ed, jestem pewien. Hawks nie zmienił wyrazu twarzy ani nie odwrócił głowy. Stał, przyciskając końce palców do chropowato wykończonej powierzchni maszyny. - Chcesz powiedzieć, że już ich tym nie zabijamy, tylko wpędzamy w szaleństwo? - Pozostał nam do rozwiązania jeden problem - nie dawał za wygraną Latourette. - Musimy lepiej amortyzować wstrząs, jakiego człowiek doznaje w chwili śmierci. Silniejsze znieczulenie, coś w tym rodzaju. - Rzecz w tym, że muszą tam wejść - powiedział Hawks. - Nie ma znaczenia, jak to zrobią. To coś nie toleruje ich obecności, bo nigdy nie było przewidziane do kontaktu z człowiekiem. To nie było robione na miarę ludzkiego umysłu. Musimy wymyślić nowy język, żeby to opisać i nowe myślenie, żeby to zrozumieć. Dopiero, kiedy w końcu rozłożymy to coś na części, kiedy obejrzymy, obmacamy i obwąchamy każdą jego część z osobna, dopiero wtedy będziemy mogli pokusić się o odpowiedź, co to może być. A to będzie możliwe dopiero, kiedy przez to przejdziemy, cóż więc przyjdzie z naszej wiedzy ludziom, którzy muszą umierać teraz? Niezależnie od tego, kto to tam pozostawił i po co, żadna istota ludzka nie będzie mogła w tym żyć, póki jakaś istota ludzka w tym nie przeżyje. Jak chcesz to wyrazić w sposób zrozumiały dla normalnego człowieka? Mamy do czynienia z czymś potwornym. Musimy albo zacząć myśleć jak potwory, albo dać temu spokój i niech sobie stoi na Księżycu, licho wie w jakim celu