Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Pięknie go pani Pawlisiowa zwinęła. Zabierajmy wszystko, co ocalało z pogromu, i zanośmy na stół, bo Agnieszka na pewno szału dostaje, że teraz ja przepadłam w kuchni. Cierpliwość Agnieszki była już naprawdę na wyczerpaniu. - Nareszcie! - zawołała na widok matki i babki wnoszących tace. - Myślałam, że już nigdy nie wyjdziecie z tej kuchni. - Najpierw nakarmimy naszych głodnych podróżnych - z pogodą, wymagającą jednak trochę wysiłku, oznajmiła babka Izabelka. - A potem wnosimy na stół torty. - Umilkła, spostrzegłszy w jaki sposób Karolina rozsadziła teraz przy stole gości. Na swoim miejscu obok Wiktora posadziła Agnieszkę, a dla siebie zostawiła krzesło po drugiej stronie stołu między Rozciłowskim a Orwiłłą. A jednak, pomyślała, jednak coś się stało! "Chłopcy", jak nazywały ich obie babki - Krystian i Kamil otwierali butelki wina. Krystianowi szło to sprawniej, z rozbawioną satysfakcją przyglądał się niezgrabnemu manewrowaniu Kamila korkociągiem. - Uważaj, żebyś nie wepchnął korka do środka. Wiesz przynajmniej, co trzymasz w ręku? Tokaj Aszu rocznik 65! Skąd ojciec to wytrzasnął? - Z własnej piwnicy. Coś z Wysoczarskich jednak we mnie zostało - Wiktor uśmiechnął się do matki. - A był czas - w kilkanaście lat po wojnie, wy go pewnie nawet nie pamiętacie - że pojawiały się w naszych sklepach bardzo dobre wina. Kupowałem więc i składowałem, przeczuwając, że czekają mnie w życiu wielkie okazje. - Ten uśmiech przeznaczony był dla Karoliny. Ale go nie zauważyła. - Ja z tamtych lat - Kamilowi udało się wreszcie wyciągnąć korek z butelki, przesłał zwycięskie spojrzenie bratu i zaraz potem poszukał wzrokiem babki Izabelki - ja z tamtych lat pamiętam przede wszystkim nasze wino, które robiła babcia. Z porzeczek. Z naszych porzeczek. - Pamiętasz też pewnie i jabłcok - zjadliwie mruknął Krystian. - Owszem, ale jabłcokiem ty się głównie zachwycałeś, zanim przeszedłeś na drinki. Miałeś rurkę, której strzegłeś jak oka w głowie, wsadzałeś ją do butli i pociągałeś zdrowo. - A ty oczywiście skarżyłeś na mnie przed babką. - Chłopcy! - wzniosła ku niebu oczy babka Izabelka. - Kiedyż wy wyrośniecie z tych kłótni! - A ja te ich kłótnie uwielbiam - odezwała się Kasia, z wytrwałym zachwytem wpatrująca się w swego męża. - Dają mi możność oglądania Krystiana w czasie, kiedy go jeszcze nie znałam. Kiedy był chłopcem. - Tak naprawdę, to on chłopcem nigdy nie był - mruknął Kamil. - Za to ty nigdy nim być nie przestałeś! - zrewanżował się uszczypliwością Krystian. - Przestańcie! - zawołała babka Wysoczarska. - Czy jest coś, w stosunku do czego bylibyście zgodni? - Owszem - roześmiała się Agnieszka. - Zgodni byli tylko wtedy, kiedy spuszczali mi lanie. Bo biegałam wszędzie za nimi, a oni wstydzili się tego przed chłopcami. Więc zatrzymywali się nieraz, czekali aż ich dogonię i kiedy zdyszana ale szczęśliwa podbiegałam do ukochanych braci, oni łapali mnie i do spółki lali, ile wlazło. Wyobrażasz sobie jaka byłam biedna z tymi dryblasami? - Mówiła do Orwiłły i chyba nie dlatego, że Rozciłowski na pewno już to słyszał. Zawarta w tych słowach kokieteria, potrzeba pożałowania i czułości wymagały nowego adresata. - Wyobrażasz sobie - powtórzyła - jaka byłam biedna? - Bardzo biedna! - bąknął Orwiłło, zawstydzony tym, że wszyscy zwrócili ku niemu oczy. - Chciałbym mieć siostrę! - niespodziewanie i z żarliwą pretensją do rodziców odezwał się Marek