Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Otworzył list i doznał wstrząsu. Szanowny Panie. Nazywam się Sam Tanner. Chyba Pan wie, kim jestem. Może Pan natomiast wiedzieć albo nie, że Pański ojciec uczestniczył we wszystkich przesłuchaniach w sprawie mojego ewentualnego zwolnienia warunkowego. Można by rzec, że mam z nim stały kontakt. Przeczytałem Pańską książkę Łowy nocą. Pana wnikliwe, beznamiętne spojrzenie na psychikę i metody Jamesa Trolly’ego sprawiły, że jego zbiorowe zabójstwo w West Hollywood wydało mi się bardziej mrożące krew w żyłach i realistyczne niż we wszystkich innych relacjach w mediach. Wyrobiłem sobie przekonanie, że interesuje Pana prawda, prawdziwi ludzie i fakty. Bardzo to ciekawe, zważywszy moje powiązanie z Pańskim ojcem. Zupełnie, jakby los mi Pana zesłał. Wciągu lat spędzonych w więzieniu zacząłem wierzyć w przeznaczenie. Chciałbym opowiedzieć Panu swoją historię. Chciałbym, żeby Pan ją opisał, jeżeli jest Pan jej ciekaw. Z poważaniem, Sam Tanner - No, no - Noah przeczytał list ponownie. - Żebyś wiedział, Sam, że jestem ciekaw. Interesuję się tobą od dwudziestu lat. Miał całe stosy materiałów na temat Sama Tannera, Julie MacBride i morderstwa w Beverly Hills. Odłożył sprawę książki, ale nie własne zainteresowanie. Odłożył ją na sześć lat, bo za każdym razem, kiedy próbował do niej wrócić, widział wyrzut w oczach Olivii stojącej z plikiem jego notatek przy biurku w tamtym pokoju hotelowym. Tym razem odsunął od siebie ten obraz. Musi zrobić wykaz wszystkich zamieszanych w to osób - krewnych, znajomych, personelu, kolegów po fachu. Protokolantów sądowych. Sprawozdania policyjne. I wtedy się zawahał. Jego ojciec. Nie miał pewności, czy ten pomysł przypadnie ojcu do gustu. Z upływem lat dom państwa Bradych niewiele się zmienił. Nadal zdobiła go ta sama bladoróżowa sztukateria, a od frontu miał elegancko przystrzyżony trawnik i kwiaty walczące ze śmiercią. Frank Brady, odkąd rok temu przeszedł na emeryturę, poświęcił się pracy społecznej w miejscowym ośrodku dla młodzieży. Spędzał tam całe popołudnia, trenując młodzieżową drużynę koszykówki. Rano natomiast przesiadywał we własnym ogródku za domem, czytając powieści kryminalne, od których się dosłownie uzależnił, kiedy już nie musiał na co dzień zajmować się zabójstwami. Tam właśnie znalazł go Noah, wyciągniętego w dżinsach i adidasach na leżaku. Burza jego włosów dawno już posiwiała. - Wiesz, jak trudno jest uśmiercić geranium? - Noah rzucił okiem na przywiędłe różowe kwiaty walczące o życie na tarasie. - To musi być naprawdę zabójstwo z premedytacją - odkręcił wąż, włączył wodę, darowując dychawicznym kwiatom kolejny zastrzyk życia. Ucieszony widokiem syna, Frank odłożył najnowszą powieść Johna Sandforda. - Nie spodziewałem się ciebie przed niedzielą. Pójdziesz z nami na kolację w urodziny matki? - Jak najbardziej. - Jeżeli chcesz, możesz przyprowadzić tę swoją sympatię. - Caryn? Właśnie się z nią rozstaję. - No, to jeszcze lepiej. Bo mama jej nie lubiła. Twierdziła, że jest „płytka” i „wścibska”. - Wkurza mnie to, że ona zawsze ma rację - Noah zakręcił wodę i starannie zwinął wąż na kole. Frank milczał przez chwilę. - Wiesz, byłem kiedyś niezłym detektywem. Chyba nie przyszedłeś tu po to, żeby mi podlać kwiaty. - Dostałem dzisiaj list. Pewien gość z San Quentin chce mi opowiedzieć swoją historię. - Oo? - Frank uniósł brwi. - Ciekawi mnie ta sprawa. I to od dłuższego czasu - Noah spojrzał ojcu w oczy. - To Sam Tanner, tato. Serce zabiło Frankowi nieco żywiej. - Rozumiem. A właściwie nie rozumiem - dodał natychmiast i wstał z leżaka. - Odtrącam jego prośbę, a on zwraca się do ciebie? Chce porozmawiać z synem człowieka, który pomógł wsadzić go za kraty i dopilnował, żeby odsiedział swoje dwadzieścia lat? - Dlaczego chodziłeś na wszystkie rozprawy dotyczące jego ewentualnego przedterminowego zwolnienia? - Pewnych rzeczy się nie zapomina. I dlatego trzeba doprowadzać sprawy do końca. - Poza tym przecież obiecał to pewnej młodej dziewczynie z oczyma zranionej łani z lasu. - Tato, on mi nic nie może zrobić. - Wyobrażam sobie, że owej nocy Julie MacBride myślała tak samo. Noah, trzymaj się od niego z daleka. Zostaw tę sprawę. - Tyś nie zostawił. Pamiętam, jak wieczorami chodziłeś po pokoju albo przychodziłeś tutaj i siedziałeś po ciemku. Żadna sprawa nie dręczyła cię tak, nawet po powrocie z pracy, jak ta. No więc i ja jej nie zapomniałem. Można powiedzieć, że i mnie dręczy