Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Mur pokryty był lodem, dziewczynka poślizgnęła się, spadła i przebiła dach cieplarni. Szkło bardzo ją poraniło. Służący usłyszał krzyk. Najbliższy chirurg mieszkał piętnaście kilometrów stamtąd. Jeden z obecnych, młody Joseph Abney, ocalił dziewczynkę za pomocą magii. Wyciągnął z niej odłamki szkła i poskładał połamane kości dzięki Odnowie i Odtworzeniu Martina Pale’a , a upływ krwi powstrzymał za pomocą zaklęcia, które określił mianem Dłoni Teila . — Idiotyzm! - oświadczył pan Norrell. - Zaklęcie Dłoń Teila zaginęło setki lat temu, a Odnowa i Odtworzenie Pale’a wiąże się z przestrzeganiem niesłychanie skomplikowanej procedury. Ten młody człowiek musiałby studiować przez długie lata. — Tak, wiem, przyznał, że ledwie liznął tej wiedzy. Z trudem przypominał sobie nazwy zaklęć, co dopiero mówić o ich wykonaniu. Ale Traąuair twierdzi, że rzucił zaklęcia płynnie, bez wahania. Traąuair i inni obecni pytali go, co robi - zwłaszcza ojciec dziewczynki był zaniepokojony tym, że Abney odprawia czynności magiczne - wszystko jednak wskazuje na to, iż Abney ich nie słyszał. Potem zachowywał się jak człowiek zbudzony ze snu. Powtarzał jedynie: „Drzewo przemawia do kamienia; kamień przemawia do wody”. Najwyraźniej uważał, że drzewa i niebo podyktowały mu, co należy robić. — Mistyczne brednie! — Być może! Ale od kiedy przybyliśmy do Londynu, czytałem setki listów od ludzi, którym błędnie wydawało się, że potrafią czarować. Tym razem to coś innego. Tym razem to prawda. Postawiłbym na to każde pieniądze. Poza tym mam tu listy od osób, które próbowały rzucać zaklęcia, i to z powodzeniem. Nie rozumiem jednak, jak... W tym momencie drzwi, o które opierał się Childermass, zadrżały. Coś uderzyło w nie od drugiej strony i pchnęło Childermassa na pana Norrella. W drzwiach stanął Lucas, a za nim stangret Davey. - Och! - odezwał się zaskoczony Lucas. - Proszę o wybaczenie. Nie wiedziałem, że pan tu jest. Pan Lascel-les twierdził, że drzwi się zatrzasnęły. Razem z Daveyem próbowaliśmy je otworzyć. Kareta gotowa. - Jedźmy! - zakrzyknął Lascelles z biblioteki. - Lord Liverpool czeka. Pan Norrell rzucił przejęte spojrzenie Childermassowi i wyszedł. Podróż do Fife House nie przebiegała w miłej atmosferze: Lascelles był wściekły na Childermassa i nie starał się tego kryć. - Przepraszam, że to mówię, ale może pan winić tylko siebie - oznajmił. - Czasem pozostawienie pewnej swobody inteligentnemu słudze wydaje się rozsądne, ale człowiek zawsze tego w końcu żałuje. Ten łajdak robi się coraz bardziej zuchwały. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że wolno mu się panu sprzeciwiać i obrażać pańskich przyjaciół. Mój ojciec batożył sługi za błahsze przewinienia, znacznie błahsze, zapewniam pana. Chciałbym, ach, chciałbym... - Lascelles krzywił się i wiercił, i rzucał na poduszkach. Po chwili dodał spokojniejszym tonem: - Radzę panu zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście potrzebuje go pan tak bardzo, jak pan sądzi. Jak wielką sympatią darzy Strange’a? Tak, to najważniejsze pytanie, czyż nie? - Zerknął przez szybkę na ponure, szare budynki. - Jesteśmy na miejscu. Proszę pamiętać, co panu powiedziałem. Nawet jeśli magia, której zażąda jego lordowska mość, będzie wymagała pokonania wielu trudności, proszę się nad nimi nie rozwodzić. Dzięki długim wyjaśnieniom trudności się nie skurczą. Pan Norrell i Lascelles zastali lorda Liverpoola w jego gabinecie. Stał przy stole, przy którym załatwiał większość spraw. Towarzyszył mu lord Sidmouth, minister spraw wewnętrznych. Obaj popatrzyli z powagą na pana Norrella. W końcu lord Liverpool zabrał głos: - Mam tu listy od reprezentantów korony w hrabstwach Lincoln, York, Somerset, Kornwalia, Warwick i Cumbria... - (Lascelles ledwie powstrzymał się od radosnego westchnienia na myśl o magii i sowitej zapłacie) -...wszyscy narzekają na zaklęcia, które ostatnio tam rzucono! Pan Norrell zamrugał. — Słucham? — Pan Norrell nic nie wie o magii działającej w tamtych miejscach - pośpiesznie wtrącił Lascelles. Lord Liverpool popatrzył na niego lodowato, jakby mu nie wierzył. Na stole leżał stosik dokumentów. Lord Liverpool wybrał na chybił trafił jedną kartkę. - Cztery dni temu w mieście Stamford kwakierka i jej przyjaciółka zwierzały się sobie - zaczął. - Usłyszały hałas i odkryły, że ich młodsi bracia podsłuchują. Oburzone, pobiegły za chłopcami do ogrodu. Potem chwyciły się za ręce i wyrecytowały zaklęcie. Uszy chłopców oderwały się od ich głów i odfrunęły. Dopiero gdy chłopcy uroczyście przysięgli, że nigdy więcej nie będą podsłuchiwać, dziewczynki wywabiły ich uszy z krzaków róży, gdzie uszy się ukryły, i przekonały je do powrotu na miejsce. Pan Norrell był zdumiony. — Bardzo mi przykro, że te niewychowane młode kobiety studiowały magię. W ogóle jestem przeciwny temu, by płeć żeńska zajmowała się magią. Nie rozumiem jednak... — Szanowny panie - przerwał mu lord Liverpool. - Te dziewczynki mają po trzynaście lat. Ich rodzice twierdzą stanowczo, że nigdy nie widziały nawet tekstu o magii. W Stamfordzie nie ma ani magów, ani magicznych ksiąg. Pan Norrell otworzył usta, by coś powiedzieć. Uświadomił sobie jednak, że nie wie co, więc milczał. — Bardzo dziwne - odezwał się Lascelles. - Czym to tłumaczą dziewczynki? — Mówią, że spojrzały na ziemię i zobaczyły zaklęcie wypisane na ścieżce za pomocą kamyków. Twierdzą, że kamienie powiedziały im, co mają robić