Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Tysiące na wpół nagich jeńców hiszpańskich i włoskich o skórze spalonej od słońca kopało rowy i wznosiło palisady, rozszerzając kanał łączący twierdzę z Tunisem. Samo miasto znajdowało się bowiem nad brzegiem płytkiego, słonego zalewu, oddzielonego od morza bagnami i moczarami. Ujrzawszy galery wojenne stojące długimi szeregami w porcie, odczułem wielką ulgę i podniosłem się na duchu. Ale dopiero gdy zbliżyłem się do miasta, zrozumiałem pełne znaczenie ostatniego podboju Chajreddina. Słyszałem już wprawdzie dużo 0 bogactwie i potędze Tunisu, lecz mimo to nie zdawałem sobie sprawy z wielkości miasta, które pod tym względem łatwo mogło współzawodniczyć ze stolicami chrześcijaństwa. Ku mej radości zauważyłem też szybko, że zdobycie Tunisu dla Muley-Hassana nie mogło być łatwym zadaniem nawet dla cesarza. Tylko bowiem podstępem i skuszeniem mieszkańców do powstania na rzecz Kaszyda ben-Hafsa udało się Chajreddinowi zawładnąć miastem i twierdzą. Potężne i trudno dostępne wieże La Goletty wydawały się niezdobyte i zamykały drogę, która wzdłuż kanału wiodła do miasta. Niezliczone małe jeziorka i zgniłe bagniska po obu stronach kanału czyniły opanowanie Tunisu niemal niemożliwym dla wroga. Chajreddin przyjął mnie z wszelkimi oznakami szczerej radości. Wziął mnie w ramiona jak długo wyczekiwanego syna i tak podejmował, że zacząłem mieć jak najgorsze przeczucia. Nie dopuszczając mnie w ogóle do słowa opowiadał o zbrojeniach joannitów i cesarza 1 o swoich własnych krokach obronnych, zapewniając równocześnie, że da straszliwą nauczkę cesarzowi i Dorii, gdyby rzeczywiście próbowali zbliżyć się do Tunisu. Gdy go zapytałem, dlaczego jego dumne okręty stoją bezczynnie na kotwicy przy brzegu, zamiast na otwartym morzu zwalczać- Dorię w otwartym boju, spochraurniał i zaczął mnie wypytywać o ostatnie nowiny z Persji, o kapitulację Bagdadu i o śmierć Iskendera, o którego egzekucji słyszał tylko kłamliwe plotki szerzone z seraju. Toteż z pełną powagą zapytał, czy to prawda, że wielki wezyr stracił zupełnie rozum i biega na czworakach po komnacie z pianą na ustach gryząc dywany, tak mu bowiem opowiadano. Odparłem ostro, że są to niecne plotki, a Chajreddin słuchał uważnie, gładząc w zadumie długą brodę, którą ponownie kazał sobie pofarbować na czerwono. Ale zdawało mi się, że w jego wypukłych oczach maluje się świadomość winy, jak u dziecka przyłapanego na nieposłuszeństwie, i podejrzenia moje mimo pozornej niewinności Chajreddina jeszcze bardziej sią wzmogły. Toteż tego samego wieczoru odwiedziłem Abu el-Kasima, gdyż Ant-ti jak mi wymijająco oświadczył Chajreddin, przebywał za miastem, gdzie prowadził prace fortyfikacyjne. Abu el- Kasim kupił za niską cenę wspaniały dom otoczony murem i ogrodami i po pełnym trudów życiu oddawał się teraz odpoczynkowi i rozkoszował swoim szczęściem. Mimo chciwości ozdobił dom cennymi dywanami, skrzyniami wykładanymi kością słoniową i niskimi stołami z hebanu oraz kupił mnóstwo niewolników, którzy mieli obsługiwać jego żonę i syna. Patrząc na jego rezydencję łatwo można było zapomnieć, że był on kiedyś tylko marnym handlarzem pachnideł, który odziany w obdarty płaszcz wodził ludzi za nos i robił majątek na fałszowaniu leków i wymyślaniu nowych nazw na odwieczne kosmetyki. Pokazawszy mi z ojcowską dumą przybranego syna i ruską żonę, która na sposób muzułmański pojawiła się na chwilę zasłonięta cienkim welonem, Abu el-Kasim odesłał oboje z powrotem do haremu i podając mi puchar wina powiedział z troską w głosie: — Janczarowie i renegaci Chajreddina nie są może najlepszymi pasterzami na świecie i sposób, w jaki strzygą swoje owieczki, wzbudza wielkie niezadowolenie wśród mieszkańców Tunisu — szczególnie pośród starych rodów, które za dawnych sułtanów przywykły rządzić miastem, jak chciały. Parę miesięcy temu przybył tu pewien hiszpański kupiec. Nie wygląda na to, by znał się na swoich towarach, i wybranym osobom sprzedaje najcenniejsze rzeczy za byle co, spodziewając się w ten sposób zjednać sobie ich przychylność. Nie dba nawet o ceny ustalone przez innych kupców, toteż możesz sobie wyobrazić, jak słuszne oburzenie wywołuje to w naszych kołach. Zerknął na mnie chytrze, łyknął wina i ciągnął: Hiszpan ten ma służącego, nawróconego na chrześcijaństwo Mauu który po zapadnięciu zmroku dużo włóczy się po mieście, ukradra kiem odwiedzając najzagorzalszych zwolenników Muley-Hassana i tych, którzy najbardziej są niezadowoleni z obecnych stosunków. Z czystej ciekawości kazałem śledzić tego Hiszpana i jego Maura i oto co się okazało — Hiszpan wiele razy zupełnie otwarcie odwiedził kazbę i pokazywał swoje towary samemu Chajreddinowi. I nie dość na tym, Chajreddin przyjął go nawet w cztery oczy i długo z nim rozmawiał. Z tego powodu gotów jestem założyć się, że ten cudzoziemiec to cesarski agent i prawdopodobnie hiszpański szlachcic, gdyż zachowuje się ogromnie głupio, no i ma służącego ochrzczonego Maura. Pr?y pucharze radziliśmy do późnej nocy, a nazajutrz rano poszedłem do portu i udałem się na okręt Hiszpana pod pozorem kupna dobrego weneckiego zwierciadła. Gdy Maur powiadomił swego pana, jak bogatego i dostojnego ma gościa, Hiszpan pospiesznie wyszedł na pokład, aby mnie przywitać z najwyższym szacunkiem i poważaniem. Z jego rysów twarzy, rąk, postawy, poznałem natychmiast, że bynajmniej nie wzrastał w jakimś kramiku z pachnidłami. Natychmiast sprowadził rozmowę na wydarzenia na szerokim świecie, a gdy mu powiedziałem, że przybyłem niedawno ze Stambułu, z seraju, aby wstąpić na służbę do Chajreddina, bardzo się tym zaciekawił i żywo zaczął mnie wypytywać o najświeższe nowiny. Opowiedziałem zgodnie z prawdą, że w seraju panuje ogromne poruszenie i nieufność do wielkiego wezyra Ibrahima i że mimo zdobycia Bagdadu nikt tam nie wierzy już w szczęśliwy wynik wojny z Persją. Doszedłszy do tego miejsca w mym opowiadaniu przeniosłem się z rzeczywistości w krainę baśni i oświadczyłem, że uważam za najmądrzejsze w porę poszukać sobie nowego pana, gdyż nawet człowiek najdoskonalszy nie uniknie na dalszą metę chorobliwej podejrzliwości wielkiego wezyra. Z moich słów Hiszpan wyrobił sobie pogląd, że z powodu jakiegoś haniebnego postępku uciekłem do Tunisu przed gniewem Ibrahima. Zaprosił mnie do wspaniale urządzonej kajuty, wypytywał, gdzie się urodziłem i jak przyjąłem turban, oraz niby mimochodem napomknął, że słyszał z pewnego źródła, iż papież przyjął niedawno kilku wybitnych renegatów z powrotem na łono jedynego zbawienie przynoszącego Kościoła. Z powodu usług, jakie ci renegaci oddali cesarzowi, papież wybaczył im odstępstwo bez zadawania zbyt kłopotliwych pytań. Nie musieliśmy więc zamienić wielu słów, by się doskonale zrozumieć