Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Widzę, że nawet mimo woli potrafię panią rozbawić — rzekł. Uśmiechnęła się i lekko wzruszyła ramionami. — Niestety, nie pan jeden. — Rozumiem. — Nieznajomy przybrał poważną minę i wyciągnął do niej rękę. — Miło mi panią poznać. Jestem Geoffrey Bates. — Mnie również. Jessica Ciarke. Z bliska nie przypominał już tak bardzo lana. Pan Geoffrey Bates z Londynu. Bates patrzył na nią, podziwiając jej uśmiech. Wyglądała na osobę, która uśmiecha się często. Wahał się przez chwilę, nim zadał następne pytanie. — U kogo się pani zatrzymała? — U matki mojej przyjaciółki — odparła wymijająco. DANIELLE STEEL — Ale nie poda mi pani jej nazwiska? — uniósł brew. — Obiecuję, że nie będę się wpraszał na obiad. Roześmiała się ponownie, lecz Anglik naraz zdał sobie sprawę, że jego bogini może tu przecież przebywać w towarzystwie mężczyzny. Zerknął na jej dłonie i odczuł ulgę, nie widząc gładkiej złotej obrączki. Patrzył jednak za krótko, by dostrzec cienki pasek jaśniejszej skóry na palcu, z którego Jessie niedawno zdjęła ślubną obrączkę, noszoną przez siedem lat. — Mieszkam u pani Bethanie Williams. — Zdaje się, że słyszałem to nazwisko. — Widząc, że odwiązuje konia, dodał: — Podsadzić panią? Jessie obejrzała się z rozbawieniem. — Och, to zbędne — odmówiła, wskakując lekko na siodło. Proponować coś takiego kobiecie jej wzrostu... Anglik zarumienił się lekko i dopiero wtedy zauważyła, jak jest wysoki. O dobre pół głowy wyższy nawet od lana... Nawet? Dlaczego „nawet"?, skarciła się w duchu. Dlaczego wciąż myślała o nim tak, jakby był ucieleśnieniem perfekcji, wzorcem, do którego należy porównywać wszystkich innych mężczyzn? — Czy wolno mi będzie panią odwiedzić? — Nie zatrzymam się tu długo. — A zatem będę się musiał pospieszyć, nie sądzi pani? Ależ z pana uparty drań, nie sądzi pan?, przemknęło jej przez myśl. Przekrzywiła głowę w zadumie. Z pewnością był uparty, na drania jednak nie wyglądał. Przeczyły temu łagodne szare oczy. Od czubków wypolerowanych do połysku butów aż po złoty sygnet na małym palcu ubrany był z wykwintną elegancją, nieco szokującą w tej dzikiej okolicy. Podobał jej się coraz bardziej i nagle zastanowiła się, czy bardzo jest rozczochrana. — Miło mi było pana poznać — rzuciła i skinęła mu dłonią. — Nie odpowiedziała pani na moje pytanie — przypomniał, chwytając klacz za uzdę i zaglądając jej głęboko w oczy. Jego styl robił wrażenie. — Owszem. Może pan mnie odwiedzić. Odstąpił krok w tył i złożył jej głęboki ukłon, błyskając oszałamiająco białymi zębami. Jessie zaśmiała się do siebie i ruszyła galopem w stronę domu. 266 TERAZ I NA ZAWSZE ROZDZIAŁ 31 — Jak się udała przejażdżka, kochanie? \ — Znakomicie. Spotkałam bardzo dziwnego człowieka. \ — Naprawdę? Kogo? — Ciocia Beth była zaintrygowana. W okolicy wszyscy się znali i z wyjątkiem sezonu letnich robót rzadko zaglądał tu ktoś obcy. — Brytyjczyk jak z obrazka. Bardzo przystojny. Przyjechał do jakichś sąsiadów. Bethanie uśmiechnęła się, widząc entuzjazm Jessie. — No, no! Tajemniczy brunet na moim ranczu? Na Boga, gdzie? I co ważniejsze: w jakim wieku? — Ja go znalazłam! — zachichotała Jessie. — Przede wszystkim to nie brunet. Ma jasne włosy i jest dużo wyższy ode mnie. — Wobec tego możesz go sobie zatrzymać. Nigdy nie podobali mi się tacy wysocy mężczyźni. — Za to mnie wręcz przeciwnie. Starsza pani spojrzała na nią kwaśno znad okularów. — Nie masz innego wyjścia, moja droga. Wieczór spędziły na ganku, pławiąc się w promieniach zachodzącego słońca, a następnego ranka Jessie wstała wcześnie — jeszcze przed ciocią Beth — cichutko wypiła kawę i wsiadła do morgana. Rzadko tu z niego korzystała, lecz tego dnia poczuła w sobie żyłkę poszukiwacza przygód. Około południa znalazła skarb. Wyglądał, jakby ktoś zgubił go w wysokich chwastach i zapomniał po niego wrócić, co bynajmniej nie ujęło mu urody. Tuż przed drzwiami tkwił wbity w ziemię palik z przekrzywioną tabliczką: „Do wynajęcia". Nie był duży, lecz miał idealne proporcje. Drzwi były zamknięte na klucz. Jessie usiadła na schodkach przed wejściem, wachlując się kapeluszem. Nie wiadomo dlaczego poczuła się raptem niewiarygodnie szczęśliwa. 267 DANIELLE STEEL Wróciła do domu z nadmierną prędkością, wzbijając za sobą tuman kurzu. Kiedy wpadła do saloniku, ciocia Beth podniosła na nią zaskoczony wzrok. — Gdzieś ty się podziewała, dziewczyno? Zniknęłaś chyba jeszcze przed świtem! — w błękitnych oczach starszej pani zaiskrzyło się złośliwe podejrzenie. — Nie uwierzy ciocia, co znalazłam! — Wiem, wiem, pewnie kolejnego przystojniaka. Tym razem to brunet i przyjechał z Francji. Drogie dziecko, masz omamy od słońca! — Bethanie zachichotała. — Nie, ciociu, znalazłam dom! Niewiarygodnie piękny stary wiktoriański dom! Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia! — Jessie podrzuciła kapelusz w górę i zakręciła się w piruecie. — O Boże, dziecko, chyba nie masz na myśli starego domu Wheelingów przy szosie na północ? — Nie mam pojęcia, do kogo należy, wiem tylko, że jest cudowny. — Domyślam się, że go kupiłaś, a jutro rano przylatuje tu z Nowego Jorku dekorator wnętrz? — pani Williams skrzywiła się z niesmakiem