Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Namys³ trwa³ krótko. Policki! wrzasn¹³ Tomek. Policki! powtórzy³o wiele g³osów. Wiêc Szawelska i Policki? zapyta³ Wojtek g³osem komornika na licytacji. Marcin powyjœciupani Kamiñskiej zklasy nie ruszy³siêz miejsca. Siedzia³ zgarbiony,z brod¹ opart¹ na rêku. Nawetsiênie zainteresowa³ wyboremkandydatów. Dawno ju¿ nies³ucha³ niczego tak uwa¿nie jak tego, co dziœ mówi³a nauczycielka. Ale gdy klasa zaczê³a wo³aæ:"Mójtatuœ by³ w obozie! Mojamamaby³a aresztowana! ", dozna³ niemi³ego uczucia, ¿eon nie ma siêkim pochwaliæ. Czy mia³mówiæ o dzieciachciotki? A kim byli jegorodzice? Nie ¿yli. Czyzginêliz r¹khitlerowców? Ciotka nigdy o niczym takim nie mówi³a. Owszem opowiada³a, ¿e matkê wziêli ¿andarmi. Dlaczego? Za co? Amo¿e wszystko by³o nieprawd¹? Mo¿e po prostuby³porzuconym dzieckiem, które kobieta nazywana przez niegociotk¹ wziê³a z litoœci na wychowanie? Nieoczekiwanie dotar³o do niego, ¿e ch³opcy wykrzykuj¹jego nazwisko. Podniós³ g³owê: Policki,chcesz byæ delegatem? us³ysza³ g³osMalczyka. Nie zd¹¿y³ odpowiedzieæ, kiedy wrzasnê³a Gra¿yna: Policki nie mo¿e byæ delegatem! Dlaczego nie mo¿e? Co bredzisz,smarkata? Nos wytrzyj. No, gadaj, g³upia, dlaczego nie mo¿e? pada³y g³osy. Nie mo¿e, bo on sam jest Niemcem! Dziecinny g³osikGra¿yny zadzwoni³ w ciszy, jaka siê naglezrobi³a. Potem wybuch³ og³uszaj¹cy zgie³k. Marcin zerwa³siêz ³awki. Jego twarz zrobi³a siê bia³a. Gwa³townierozepchn¹³kolegów. Dopad³ do dziewczynki, chwyci³ j¹ za warkocze i zacisn¹³ je wokó³ g³owy. Zapiszcza³a z bólu. Puszczaj! Oj, boli! Nie puœci³. Pochyli³ siê nad dziewczynk¹, która a¿ przykucnê³a z bólu, i sykn¹³: Powtórz,coœ powiedzia³a! Powtórz! Gra¿yna skamla³a jak bity psiak. Na pomoc przyjació³cepospieszy³a Anka. Puœæ j¹ w tej chwili! Nie puszczê, a¿ odszczeka! Puœæ! Bo co? podniós³ nani¹rozgorza³y wzrok. Bo ci mówiê. Tymówisz? Nie wtr¹caj siê, bo sama oberwiesz. Myœlisz, ¿esiê ciebie bojê? Ciebie itwojego ojca? ' Jego gniew przeniós³ siê natychmiast z Gra¿yny naSzawelska. Niemal zapomnia³ o tym, co tamta krzyknê³a. Odepchn¹³ '.dziewczynkê takmocno, ¿e rozci¹gnê³a siê jak d³uga na pod³odze. Le¿¹c ³ka³a: Ty zbóju, ty chuliganie. Zobaczysz. Nie patrzy³ wjej stronê. Sta³ naprzeciwko Anki i mierzy³siê z ni¹ wœciek³ym spojrzeniem. Dr¿a³ ca³y, ledwo siêpowstrzymywa³, aby siê nie rzuciæ na dziewczynkê. Z t³umuStoj¹cych krêgiem uczniów i uczenniczaczê³y padaæ g³osy: Dajcie spokój. Co za:dajcie spokój? Niech jej przy³o¿y! Nie daj siê, Anka! Zostawcie. K Poka¿ jej,Marcin. fAja wammówiê: dajcie spokój! dyszkant Wojtkaprzebi³ siê przez zgie³k podjudzaj¹cych g³osów. Muszê iœædo Karny i powiedzieæ, kogoœmy wybrali. A jaknie pójdê, toona przyjdzie. Bêdzie draka. Mówiê wam. Kr¹g ch³opców i dziewcz¹t cofn¹³ siê nieco. Zachêcaj¹ce dobitki g³osy przycich³y. Wojtek podszed³ do Anki iMarcina,stoj¹cych wci¹¿ naprzeciwko siebie jakby para zapaœników. No to idziecie z kwiatami? Nigdzie nie idê! zawo³a³a Anka nie odrywaj¹c oczuod Marcina. Jak to, nie idziesz? Przecie¿ ciebie wybrali. Nie idê i ju¿! Niechcêiœæ! Niech on idzie ruchemuniesionej brody wskaza³a Marcina. Ch³opiec zmarszczy³ brwi. To ustêpstwo wyda³o mu siê podejrzane. Nie chce iœæze mn¹ zrozumia³. Coœ przeciwkoomiewymyœli³y. Ankaprzy ka¿dej okazji reprezentowa³aklasê i nigdy siê od tego nie wymawia³a. To ma³e œcierwowygada³o siê. Ja te¿ nie idê! krzykn¹³. Coœcie powariowali? Flegmatyczny zwykle Wojtek straci³ cierpliwoœæ. Musisz iœæ zwróci³siê do Marcina. Co znaczy: muszê? Nie chcê inie pójdê! Wybrali de, W nosiemam, ¿e mnie wybrali. Adlaczego ona nie idzie? Powiedzia³a, ¿e nie pójdzie. To ka¿ jej iœæ. Co, masz boja przedjej ojcem? Przestañtykaæmego ojcapowiedzia³a Anka przez zaciœniête zêby. Bo co? Nie bojê siê go! Mówiê ci, przestañ! Dobrze, dobrze Wojtek usi³owa³ za³agodziæ na nowo wzbieraj¹cy spór. O swoich sprawach pogadacie sobie kiedyindziej. Teraz mówcie: idziecie? Nie! zawo³ali oboje jednoczeœnie. Niech was! Wojtek podrapa³ siê w g³owê. Nagle powzi¹³ postanowienie. Nie chcecie,to ja pójdê. Rozejrza³siê. Pójdziesz ze mn¹,Litka? Mogê iœæ. Nikt nie protestowa³. Klasa przyjê³a w milczeniu dyktatorsk¹ decyzjê Wojtka. Rozleg³ siê dzwonek i za 'chwilê mia³asiêzacz¹æ lekcja. Podniecenieust¹pi³o, wszyscy wracali do ³awek. Marcin powoli cofa³ siê tak¿e. Ale odchodz¹cpogrozi³piêœci¹ Gra¿ynie, która siedzia³a na ziemi trzymaj¹c siê zaskronie. Jeszcze siê z tob¹ porachujê! Ty.. Rzuci³ ordynarne s³owo. Nigdytak nie mówi³. Ciotka nieznios³aby brzydkich wyrazów. Gdy raz pracuj¹cy wdomuhydraulik powiedzia³ coœ brzydkiego, ciotka wybuchnê³ananiego takim gniewem, ¿e nie zg³osi³ siê po resztê nale¿noœci za pracê. Gra¿yna rozszlocha³a siê na nowo: Ty, ³obuzie! Powiem pani. Zobaczysz, ¿e powiem. Zrobi³ znowu krok w jej stronê. Podniós³ zaciœniêt¹ pieœæ. Ale Anka stanê³a szybko miêdzy nim a Gra¿yn¹. Ona niepowie zawo³a³a. Niech spróbuje. Ona nie poskar¿y, ale ty musisz j¹ zostawiæ. Za to, co powiedzia³a, dostanie. Zostawj¹,a ona nie bêdzie mówi³a. Karna idzie! wrzasn¹³ jeden z ch³opców czuwaj¹cy przy drzwiach. Wszyscy galopempopêdzili na miejsca, i Ktoœ mocno zastuka³ do drzwi. Marcin otworzy³. Przed nimsta³ listonosz w b³yszcz¹cej od deszczu pelerynie,z ogromn¹torb¹, stercz¹c¹mu na brzuchu nibyprzenoœny kramik. MariaPolicka? zapyta³, patrz¹c na trzymany w rêkulist. Mia³ oddech dysz¹cy. Tutaj. Ale nie ma w domu. To matka? Ciocia. Mam dla niejpismo. Urzêdowe. Przyjmiesz? Mogê przyj¹æ. Marcin podpisa³ na do³¹czonej dolistu kartce. Listonosz zabra³ podpisany odcinek izszed³ ze schodów, st¹paj¹c wolnoi ciê¿ko. Marcin ciekawie ogl¹da³ kopertê. ¯adnych listów nieotrzymywali. Ciotka nie mia³a nikogo, kto by pisa³. Jakaœ jejdawna przyjació³ka znajdowa³a siêw zak³adzie dla starcówko³o Zielonej Góry, ale ona pisywa³a tylko razna rok na Bo¿eNarodzenie. "Gdybym pojecha³a do Warszawy mówi³a nieraz ciotka mo¿ebym znalaz³atakich, októrych nawet niewiem, czy ¿yj¹. " Ale nawyjazd nieby³o nigdy ani czasu, anipieniêdzy. By³ to zreszt¹list urzêdowy z nadrukiem"Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej" na kopercie iz numerem