Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Inny znów, nie wiedzc co pocz z t siB, szedB brata si z |ywym [wiatem ziemskim, szedB w Czarnohor. Tam z nieukami si kochaB, z didem puszczowym si przyjazniB i w pami tego z gBazów pomniki stawiaB. Albo czasem owczarz lub kozi pastuch, bBdzc przez caBe lato po wertepach, gdy go sBuch doszedB o skarbach, lub w sercu poruszyBa si siBa, nie wracaB ju| na gazdostwo. Byli to tacy pustelnicy i wdrowcy, którzy nie wiadomo po co w pustkowiach siedzieli, bo jak si zdawaBo, nic nie robili. Tylko sw siB chcieli utopi, |yli jak niedzwiedzie, rysie i orBy. Oni to jeszcze lepiej zbratali si ze [wiatem le[nym, a lasu nie ruszali toporem, mieli go za [wito[. Wiele siB tajemnych od mocy le[nych, od drzew i zióB zaczerpnli. Tylko tacy, co posBusznie chowali w sercu nakazy [witych posBaDców gazdowskich, nakazy pracy i budowania, najmniej wiedzieli od czego zaczyna. Bo jedn caryn przez caBe |ycie karczowali, lub wypalali j, biedzc si wraz z caB rodzin. NaokoBo za[ staB jodBowy las, basztarnik odwieczny, rozpieraB si bezkre[nie, cigle si zasiewaB, milczaB jak przed tysicami lat, lub graB i ryczaB, pyszniB si zwyciskim [piewem. Ka|da gaBz miaBa starsz pami, ni| rody ludzkie, ni| pami ich dziadów i pradziadów. To ich uczyBo, jak maBy jest czBowiek, jak niepewne jego przeznaczenie. Szli tedy szuka starców [witych, siedzcych w komorach, by u nich zaczerpn otuchy. Tak drzemota wiekowa i puszcze bez koDca pokrywaBy stare dzieje. Góry spoczywaBy przez wieki, pokolenia gazdów krzewiBy si jak drzewo, rozkwitaBy barwnym i bujnym kwieciem. A wszystko inne - puszcze, skaBy, przysigi i zaklcia zakryBy. We mgBach ton te opowie[ci, szukajc ich bBka si w czarnohorskich mgBach szczytowych pami dziejowa Wierchowiny. OPRYSZKI W PIEZNI Po wiekach zjawili si nowi ludzie puszczowi. Któ| to wie, ró|nie o tym mówi, skd si wzili, ró|nie mo|e si wydawa. Czy krew Wielitów rozgorzaBa w sercach? Czy walka z najazdem ich zbudziBa? Czy same lasy i wiosna wierchowiDska ich wyczarowaBa? 150 PRAWDA STARÓW 1E  U Opryszki, rycerze, rozbójnicy szlachetni, byli to naprawd ludzie lasowi: lasów nie karczowali, [cie|ek nie wyrbywali, gszczy |erepu nie palili, poBonin i carynek nie wyrabiali. Nie zakBadali obej[, dróg i mostów nie budowali. Temu tylko radzi, tego tylko chcieli, by las pozostaB lasem, nieprzystpnym, nienaruszonym, gstwinami i Bomami zatarasowanym. WedBug sBów pie[ni starowieku na nut opryszków [piewanej, matka gaz-dyni bBaga i przestrzega syna, który odchodzi pomidzy lasowych chBopców: - Synku! woda ci zatopi, Dunaj bezdenny ci zaleje, las czarny si pochBonie, zwierz rozszarpie, rozbój ci zarbie. A jej odpowiada junak kdzierzawy: Matko! znaj mnie Dunaje, Gdy ja id - fala staje. Przejd - waB si zamknie z grzmotem. Rozbój wita mnie szczebiotem, Bór hoBubi pobratyma, Zgraja wilcza stra| mi trzyma. Las czarny, wody-Dunaje, zwierzta dzikie rozstpuj si przed nim, kryj jego odwrót i ucieczk