Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Okręt nie jest jeszcze szczelny - zaprotestował szef pokładu w centrali bojowej. - Słyszałeś, co skipper powiedział - burknął w odpowiedzi oficer wachtowy. Otworzono otwory odpowietrzające i główne zbiorniki balastowe zostały zatopione. Po chwili sygnalizator włazu na pomoście zmienił się z kółka na kreskę, a za moment pojawił się Claggett, zamykając za sobą klapę dolnego luku i tym samym uszczelniając okręt. - Okręt gotowy do zanurzenia. Spadamy stąd! - To okręt podwodny - oświadczył porucznik. - Zanurza się, odpowietrza zbiorniki. - Odległość? - Musiałbym użyć aktywnego hydrolokatora - ostrzegł sonarzysta. - No to zrób to! - wysyczał Ugaki. - Ciekawe co to za światła? - zastanawiał się drugi pilot. Błyskało zaraz nad linią horyzontu, trochę na lewo od toru ich lotu. Trudno było określić odległość, niemniej jednak refleksy biły w oczy intensywnym światłem. Jeden z nich, niczym kometa nakreślił na niebie smugę, po czym spłynął w morze. Kolejne żółto-białe wstęgi rozdzierały ciemności, biegnąc od prawej strony do lewej. To wszystko wyjaśniało. - Aha. - Wieża Saipan, tu Siedem-Zero-Dwa Japońskich Linii Lotniczych. Odległość dwieście mil. Co się tam u was dzieje? Odbiór. - Żadnej odpowiedzi. - Wracamy na Narita? - spytał drugi pilot. - O nie! Nigdzie nie wracamy! - odparł Toradżiro Sato. Profesjonalizm nie pozwolił mu, by wściekłość wzięła górę nad wyszkoleniem. Udało mu się jak dotąd umknąć dwóm pociskom. Major Sato nie poddawał się panice, mimo nieszczęścia jakie spotkało jego skrzydłowego. Na radarze miał ponad dwadzieścia celów, wszystkie na granicy zasięgu rakiet. Choć niektórzy jego koledzy z dywizjonu odpalili w ich kierunku swoje pociski średniego zasięgu klasy powietrze-powietrze, on nie poszedł w ich ślady i wyczekiwał na lepszą okazję. Pokładowe systemy pokazywały także, że jego samolot jest śledzony przez wiele radarów przeciwnika, ale nic na to nie mógł poradzić. Ganiał po całym niebie wciskając maszynę w ciasne zakręty; przeciążenie rosło, gdy włączał dopalanie. Zorganizowana bitwa powietrzna przemieniła się w bezładną szarpaninę. Każdy pilot w panujących ciemnościach, niczym samuraj, zdany był wyłącznie na własne siły. Sato skręcił na północ, wybierając najbliższe cele. System identyfikacji "swój-obcy" sprawdził je automatycznie, otrzymując wynik negatywny. Major oddał salwę swoimi rakietami typu "odpal i zapomnij", po czym wykonał ostry zwrot na południe. Toczona bitwa ani trochę nie przypominała tej, którą sobie wymarzył - równorzędną walkę pod błękitnym niebem, w której piloci rzucają przeciw sobie własne umiejętności. Przybrała charakter chaotycznej potyczki w ciemnościach. Nie wiedział nawet, która strona wygrała, a która poniosła klęskę. Musiał teraz zawracać i pędzić do bazy. Odwaga odwagą, ale Amerykanie odciągnęli ich tak daleko, że ledwo starczy mu paliwa na powrót do bazy. Nigdy nie dowie się, czy jego rakiety dosięgnęły celu. Cholera. Po raz ostatni zwiększył moc, przechodząc na dopalanie, by oderwać się od nieprzyjaciela. Zatoczył łuk i ominął myśliwce idące z południa. To pewnie samoloty z Guam. Życzył im szczęścia. - Indyki, tu dowódca. Zawracamy, powtarzam zawracamy. - Sanchez pozostał daleko w tyle za toczącymi się walkami, żałując, że zamiast w Hornecie siedzi w cięższym Tomcacie. Z nadchodzących meldunków dowiedział się, że choć grupa straciła kilka samolotów, a bitwa nie potoczyła się do końca po jego myśli, to jednak odnieśli sukces. Sprawdzając stan paliwa skierował się na północ, by oddalić się jeszcze od rejonu walk. Wtem dostrzegł światła antykolizyjne na swojej dziesiątej godzinie. Wydłużył zakręt, by podlecieć bliżej. - Jezu, Bud, toż to samolot pasażerski - wyrzucił z siebie jego operator systemów przechwytywania. - Ma oznakowania Japońskich Linii Lotniczych. - Stylizowany czerwony żuraw na stateczniku pionowym nie pozostawiał żadnych wątpliwości. - Lepiej będzie, jeśli go ostrzeżemy. - Sanchez włączył światła pozycyjne Tomcata i zbliżył się od lewej strony. - JAL 747, JAL 747, tu samolot Marynarki Stanów Zjednoczonych po twojej lewej. - Kim jesteś? - spytał głos na zastrzeżonej częstotliwości. - Tu samolot Marynarki Stanów Zjednoczonych. Znalazłeś się w rejonie walk. Radzę ci zawrócić. Odbiór. - Nie wystarczy mi paliwa. - W takim razie możesz lądować na lotnisku na Iwo Jima. Tylko uważaj na maszt radiowy na południowym wschodzie od pasa, odbiór. - Dziękuję - odparł krótko głos. - Będę kontynuował lot według planu. Koniec. - Zakuta pała. - Sanchez nie rzucił tego przez radio, choć siedzący za nim operator nie wyrażał sprzeciwu. Podczas prawdziwej wojny zwyczajnie by go zestrzelili, ale nie prowadzili prawdziwej wojny, a przynajmniej ktoś tak zadecydował. Sanchez nigdy się nie dowiedział, jak brzemienny w skutki błąd właśnie popełnił. - Kapitanie, to niebezpieczne! - Iwo Jima jest nieoświetlona. Podejdziemy do Saipanu od zachodu i nic nam się nie stanie - oznajmił kapitan Sato, niewzruszony tym, co właśnie usłyszał. Zmienił kurs na zachodni, a drugi pilot zachował milczenie. - Zostaliśmy trafieni aktywną wiązką, namiar dziesięć, impuls niskiej częstotliwości, prawdopodobnie okręt podwodny. - To nie była dobra nowina. - Przygotować torpedy do natychmiastowego odpalenia! - rozkazał z miejsca Claggett. Aż do znudzenia wałkowali reakcję na taką ewentualność, a jego okręt miał najlepszych oficerów broni podwodnej we flocie. - Ustawiam wyrzutnię numer cztery - zameldował podoficer uzbrojenia. Na rozkaz torpeda została uaktywniona. - Zatapiam czwórkę. Wyrzutnia numer cztery zatopiona. Gotowy aparat czwarty. - Kurs początkowy dziesięć - meldował oficer uzbrojenia, sprawdzając nakres sytuacji, który nie pomógł mu jednak zbyt wiele. - Przeciąć przewody, ustawić uruchomienie aktywnego na tysiąc metrów. - Ustawione według rozkazu! - Strzelać! - rozkazał Claggett. - Odpalam czwórkę, czwórka poszła! - Marynarz niemal wyrwał korbę urządzenia odpalającego. - Odległość cztery tysiące metrów - zameldował sonarzysta. - Duży okręt podwodny, ustawia się burtą. Przebieg przejściowy... odpalił torpedę! - No to my też. Odpalić jedynkę! Odpalić dwójkę! - krzyknął Ugaki. - Ster lewo na burt - dodał, gdy opróżniła się druga wyrzutnia. - Cała naprzód! - Torpeda w wodzie. Dwie torpedy w wodzie. Kurs dziesięć. Są w fazie impuls-nasłuch. Torpedy pracują w trybie poszukiwania celu - zameldowano z hydro. - O cholera. Już to kiedyś przerabialiśmy - zauważył Shaw, przypominając sobie okropną przygodę na USS "Maine". Oficer i starszy sierżant Armii weszli właśnie do centrali bojowej, by podziękować dowódcy okrętu za rolę, jaką odegrał w operacji śmigłowców