Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie chcê tak umrzeæ - nie wiedz¹c nawet dlaczego... Argument trafi³ chyba istotnie w tê cechê wspóln¹ im obu: rozumowe pojmowanie œwiata, bo tamten przyjrza³ mu siê z czujnym skupieniem. - Jesteœ zupe³nie pewien, ¿e chcesz wiedzieæ? - zapyta³. - Wy, ludzie, nie zawsze potraficie znieœæ prawdê. Mo¿e ci potem byæ... trudniej. - Chcê. Thornton milcza³, jak gdyby siê namyœla³; mo¿e on tak¿e musia³ coœ czasem rozwa¿yæ, nie dzia³a³ jak automat. Perry pomyœla³, ¿e mo¿e i on chwilami tak¿e siê waha. - Dobrze. Ale mam ma³o czasu. Wiêc spiesz siê. Przeszed³ na ukos kabinê. Nawet gdy siê porusza³, robi³ to w taki sposób, by mieæ Perry’ego ci¹gle w polu widzenia, a tak¿e - w polu ostrza³u. Srebrny skafander, jego w³asny, rzucony na pod³ogê, le¿a³ na drodze; przekroczy³ obojêtnie tê pust¹, cienk¹ pow³okê, maj¹c¹ kszta³t rozkrzy¿owanego cz³owieka. Obróci³ siê i stan¹³ plecami do mrugaj¹cych œwiate³. - Usi¹dŸ. - Pchn¹³ nog¹ fotel w stronê Perry’ego, sam przysiad³ na brzegu pulpitu, lekko, z t¹ sam¹ swobod¹ i elegancj¹ ruchów co zawsze. - Mo¿esz opuœciæ rêce. Nie wygl¹da³ wcale na chorego, nie widaæ by³o po nim upadku i znu¿enia, œladu najmniejszych obra¿eñ. „No tak, ale to przecie¿ nie jest cz³owiek” stwierdzi³ Perry, w³aœciwie po raz pierwszy tak sobie to formu³uj¹c, godz¹c siê wreszcie z t¹ myœl¹. - Usi¹dŸ - powtórzy³ Thornton i to nie by³o zaproszenie, lecz rozkaz; broñ ci¹gle trzyma³ w rêce. - O co chcia³byœ mnie spytaæ? Mru¿¹c oczy - tamten wci¹¿ sta³ pod œwiat³o - popatrzy³ na Thorntona. Powiedzia³ cicho, ale zupe³nie spokojnie - i ten zewnêtrzny spokój, na jaki umia³ siê zdobyæ, da³ mu na chwilê poczucie gorzkiej dumy: - Jak to mo¿liwe, ¿e jesteœ cyborgiem, Thornton? Przecie¿ badano ciê tam, w Centrum Medycyny Kosmicznej. Jesteœ... masz wszystkie ludzkie organy, jesteœ tak samo zbudowany jak ja... Nic nie móg³ na to poradziæ, ¿e w tych ostatnich s³owach zabrzmia³a jakaœ nadzieja, jakby go prosi³ o zaprzeczenie faktom. Thornton przygl¹da³ mu siê w milczeniu, robi³o to wra¿enie, ¿e dziwi siê tej w³aœciwoœci ludzkiego mózgu, temu, ¿e mo¿na w¹tpiæ pomimo wszystkich dowodów. Musia³ dostrzec, ¿e Perry’ego razi œwiat³o lamp, które mia³ za sob¹; przesun¹³ siê trochê z ch³odn¹ i obojêtn¹ us³u¿noœci¹, za jego plecami by³ teraz czarny ekran. Powiedzia³: - Wy, ludzie, pope³niacie zawsze ten b³¹d: wyobra¿acie sobie cyborga jako twór zbudowany przynajmniej w po³owie z pó³przewodników i kondensatorów... Có¿, takie zdarzaj¹ siê tak¿e. Ale w moim przypadku u¿yto biologicznego budulca, takiego samego, z jakiego sk³ada siê ka¿dy ludzki organizm. Moje organy s¹ identyczne z twoimi, tyle ¿e pomyœlane zosta³y z pewn¹ korekt¹, poprawk¹ w stosunku do tych, w jakie wyposa¿y³a ludzkoœæ natura. To zwiêksza moj¹ odpornoœæ i moj¹ wytrzyma³oœæ, pozwala mi regulowaæ wykonywane przez nie funkcje, podporz¹dkowaæ cia³o woli w stopniu nieosi¹galnym dla was... - Dobrze, ale to znaczy, ¿e - w gruncie rzeczy - ty jesteœ taki jak ja. Tyle ¿e twój organizm funkcjonuje w sposób doskonalszy... O cz³owieczeñstwie nie stanowi ani sposób narodzin, ani te¿ sprawnoœæ cia³a. Wiêc miêdzy nami w³aœciwie nie ma ró¿nic, poza nazwami, jakimi siê nas okreœla. Thornton przechyli³ g³owê, przygl¹da³ mu siê nic nie wyra¿aj¹cymi oczami; Perry dopiero teraz zda³ sobie w pe³ni sprawê, jakie to piêkne oczy: têczówki prawie srebrzyste, z przelewaj¹cym siê gdzieœ pod ich g³adk¹ powierzchni¹, ukrytym œwiat³em, zadziwiaj¹co jasne przy czarnych rzêsach i wspania³ych, lekko zroœniêtych brwiach. Wreszcie, jakby zobaczy³ to w³aœnie, co chcia³ widzieæ, zaprzeczy³ zdecydowanie: - Mylisz siê, Perry. Ró¿nice s¹. Ogromne. Potem ci to wyjaœniê. Na razie niech ci wystarczy, ¿e robisz b³¹d, szukaj¹c we mnie... szukaj¹c cz³owieczeñstwa. - Dlaczego mi to mówisz? - Pyta³eœ. Chcia³eœ wiedzieæ. Jeœli zmieni³eœ zamiar, przestanê. - Nie. Mów dalej. - W porz¹dku. A wiêc od cz³owieka ró¿niê siê dosyæ znacznie. Ró¿nica zasadnicza sprowadza siê do tego, ¿e ty jesteœ wolny - ja muszê dzia³aæ zawsze wed³ug okreœlonego programu. - Nie... nie rozumiem. - To bardzo proste