Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Równie dobrze mógłbyś spytać, czy myśli i uczucia towarzyszą ruchom obrazów ludzi w dwudziestowiecznym kinie. Gra świateł i cieni na ekranie filmowym tylko w nas wywołuje myśli i uczucia. Przecież tych płaskich postaci żaden widz nie utożsamia z autentycznymi ludźmi. Są one martwymi przekaźnikami żywych idei, przy których pomocy twórcy przemawiają do odbiorców. Udoskonalenia techniczne na drodze do fotografii poprzez film do stereonu niczego istotnego w tej iluzji nie zmieniły: wzrósł tylko znacznie stopień złudzenia zmysłowego widzów, ale wprowadzenie trzeciego wymiaru do filmu nie dało tym postaciom duszy, podobnie jak kiedyś statycznych fotografii – w ścisłym tego słowa znaczeniu – nie ożywił fakt, że kino je uruchomiło. – Więc oni nie mają świadomości istnienia? – spytałem raz jeszcze. Wzruszył ramionami i stuknął się palcem w czoło. – Wybij to sobie z głowy. SPOSÓB UŻYCIA Zanim opuściliśmy pokój, Ibrahim zadzwonił pod numer 1507 – do Marisy i Clary. Dziewczyny wróciły już z restauracji. Słuchawkę podniosła Clara, która znała angielski. Powiedziała, że wybierają się do Marina Grandę, gdzie moją zamiar wynająć łódkę i popłynąć do Lazurowej Groty. Ibrahim starał się zmienić ich plany; w końcu poprosił, aby zaczekały na nas w pokoju do trzeciej. Obiad zjedliśmy przy stole zajmowanym przez hałaśliwą grupę młodych Włochów. Siedziała tam między innymi druga para sióstr. Wskazał je nam przy wejściu dyżurujący w restauracji wywiadowca. Pierwszą parę sióstr z grupy podejrzanych kobiet spotkaliśmy rano na śniadaniu, i tym razem spróbowaliśmy wtrącić się do rozmowy prowadzonej przy stole. Siostry wyglądały bardzo młodo. Były bliźniaczo do siebie podobne. Chociaż Ibrahim stroił uwodzicielskie miny, prawie nas nie zauważyły. W drodze do wyjścia spostrzegłem, że agent skreślił w notesie numer ich pokoju. Odesłał nas przy tym w drugi koniec sali – do kobiety z wyglądu bardziej zaawansowanej w latach, niżby to wynikało z górnej granicy wieko określonego na „czarnej liście”. Trzymała na kolanach dziecko. Karmiąc je, kłóciła się z pozostałymi członkami neapolitańskiej rodziny. Z niechęci jej spojrzenia i reakcji w chwili, gdy Ibrahim żartobliwie pociągnął malca za ucho, łatwo było wywnioskować, że i ta próba wypadła negatywnie. Dopiero w hallu jakiś młody funkcjonariusz TZ zwrócił moją uwagę na ładną szatynkę, która według jego słów od rana nie spuszczała nos z oka. Podobno była na basenie przed południem i obserwowała naszą zabawę w wodzie. Również podczas obiadu zaglądała przez szybę do wnętrza sali, wędrując za nami wzrokiem. Chłopak był bardzo podniecony swoją rolą, ale zachowywał się dyskretnie. Nuzan bez wahania podszedł do stojącej pod hotelem dziewczyny. Rozmawiał z nią kilka minut. Oboje uśmiechali się do siebie i gestykulowali. Domyśliłem się, że jego nowa – potencjalna – ofiara słabo zna angielski. – Jak ci poszło? – spytałem, gdy rozstał się z Włoszką i wszedł za mną do windy. – Umówiłem się z nią na ósmą – oświadczył. – Czego się dowiedziałeś? – Zna nasze nazwiska i wie, w jakim zespole śpiewamy. – Zapytałeś ją o to? – Nie, sama mi powiedziała. – Z tego może coś być. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Jeżeli można było mu zaufać, rzeczywiście – zgodnie z zapowiedzią Ibrahima – wyglądałem bardziej świeżo i chyba byłem nieco młodszy. – Widziałeś ją? – Grzebał w kieszeni, zerkając do lustra. – Kogo? – A o kim mówimy? – Tę czarną, pod hotelem? – Tak. – Z daleka. – Dobra jest, prawda? – Wyjął kartkę z numerami pokojów. – Muszę zapisać, bo w końcu pogubimy się w szczegółach. Mamy już pięć podejrzanych na liście. – Jest niezła – przyznałem, myśląc o ostatnio poznanej dziewczynie, która miała urodę typową dla kobiet z północnych brzegów Morza Śródziemnego. – Zaraz po kolacji pójdziemy na dyskotekę. Łatwo dała się namówić. – Pewnie będziesz miał kłopoty z jej angielskim, gdybyście czasem chcieli porozmawiać. – Jakoś sobie poradzimy. Mieszka pod numerem 1205. Ma na imię Caterina. – A jej koleżanka? – Dowiem się wieczorem. Wstąpiliśmy najpierw do naszego pokoju, skąd Ibrahim wyniósł dwie butelki i szklanki. Wypiliśmy tam jeszcze po jednym. Przed trzecią zeszliśmy schodami na piętnaste piętro i zapukaliśmy do drzwi oznaczonych numerem 1507. Nasze znajome z basenu kończyły już przygotowania do zapowiedzianej wycieczki. – Siamo pronte – powiedziała Marisa. Ibrahim uniósł brwi. – Są gotowe – przetłumaczyłem. – My również! – Podszedł tanecznym krokiem do stołu i postawił butelkę. Clara spojrzała na niego krytycznie. – Myślałam, że popłyniemy do Lazurowej Groty. – I nie pomyliłaś się. – Napełnił cztery szklanki. – Już płyniemy. Tylko nie chlapcie! Nie były zadowolone. Po kilku unikach z ich strony zaproponowałem toast z okazji zawarcia tak miłej znajomości. Podniosły szklanki do ust z prawdziwie włoskim temperamentem, lecz podczas gdy my obaj wypiliśmy do dna, one ledwie zmoczyły wargi. Clara powróciła zaraz do tematu Lazurowej Groty. Z wypiekami na twarzy poinformowała nas, że słynna pieczara jest wielką atrakcją dla licznych turystów odwiedzających Capri. Aby się do niej dostać, trzeba wynająć łódkę w Marina Grandę, gdyż wejście do olbrzymiej jaskini znajduje się w wapiennej skale od strony morza. Podobno otwór wiodący do niej ma zaledwie półtora metra wysokości. Kiedy świeci stonce, wnętrze Lazurowej Groty zalewa urzekające światło, które przenika błękitną wodę, oświetlając jej śnieżnobiałe dno. Następnie dziewczyna streściła nam historię wyspy. Przez jakiś czas Ibrahim uprzejmie podtrzymywał ten temat, chociaż w warunkach ostrego zagrożenia atomowego pewnie trudno mu było myśleć o ruinach starożytnych willi cesarzy rzymskich, Clara zaś – podniecona wizją zaczerpniętą z turystycznego przewodnika – tak wzruszyła się własnym opowiadaniem, że nie zauważyła nawet jego ręki na swoich kolanach. Marisa nieufnie przysłuchiwała się rozmowie prowadzonej w języku angielskim. Naraz wskazała mi naszą torbę, z której wystawała szyjka drugiej butelki. – Che cosa avete portato? W tym momencie Ibrahim przeniósł zainteresowanie z kolan na dłonie Clary i natychmiast dostał po łapie. – Co ona tam śpiewa? – rzucił w moją stronę, by odwrócić uwagę swej nadąsanej partnerki. Mimo to Clara wstała. Oświadczyła, że zrobi nam kawę. Wyjęła grzałkę i poszła do łazienki po szklanki. – Marisa wyśledziła nasz utrwalacz – odpowiedziałem na pytanie Ibrahima. Podniósł się z łóżka i chwiejnym krokiem powędrował do stołu, skąd podszedł do Marisy z butelką w ręku. – A nieładnie – mruknął. – Grzeczna dziewczynka nie zaglądałaby do cudzej torebki. Dopełnił jej szklankę. – Troppo! – wykrzyknęła. – O! – Rozejrzał się bacznie dookoła siebie. – Znowu coś wytrop-piła