Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wyjedźcie natychmiast! Niech Mads Billing dalej sieje zniszczenie, goniąc za sensacją. Zostawcie go nam, dolina się nim zajmie. Rozejrzał się po okolicy po czym powiedział cicho, ale z groźną stanowczością: - Bo jeśli teraz się nie podda, użyją siły! ROZDZIAŁ XI Nad dolinę nadciągają chmury Tego dnia - a miał on na zawsze utkwić w pamięci całej trójki - było bardzo gorąco. Błękitnozielone grzbiety górskie drżały w słońcu, ale ich krawędzie okalała stalowoszara pokrywa chmur. Siri popatrzyła na Jona. - Siły? - Dobrze słyszałaś. - Przeciw nam? Przeciw Madsowi? - Jesteśmy spokojnymi ludźmi, Siri, ale możemy zostać do tego zmuszeni. - Spokojnymi! - prychnęła Siri. - Nigdy jeszcze nie słyszałam o tylu aktach przemocy, o takiej nienawiści, plotkach, zazdrości, chciwości, małżeństwach w rodzinie i przebiegłości. I to wszystko w ciągu półtora wieku! A na dodatek mszczono się na dzieciach. - To prawda, ale... Wzburzona Siri znowu mu przerwała: - Pomyśl o Pederze, o biednej Annie Borgestad, przecież ona miała zaledwie szesnaście lat, pomyśl o Christenie Borgestad, którego matka została zaszczuta na śmierć, nie mówiąc już o okaleczeniu Tora Vile! Wszędzie młodzi ludzie, dzieci! - To prawda! - wrzasnął Jon. - Ale czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że nas też to boli? Poza tym to było dawno temu. Oni wszyscy nie żyją. To już skończone, skończone! - Czyżby? Czyżby? Głos zabrała Ylva. - Też jestem za tym, żebyśmy wyjechali, ale co wtedy z naszą obietnicą daną Torsteinowi Vile? Obiecaliśmy przecież, że mu pomożemy. Jon westchnął z rezygnacją. - Tak, Torstein. Na nieszczęście to właśnie on was tu sprowadził. Ale jego też trzeba zrozumieć. Będę musiał znowu spróbować przemówić mu do rozsądku, ale on nie wierzy moim słowom, że śmierć Kari i Pedera jest wyjaśniona. - Nie, prawdę mówiąc ja też w to nie wierzę - powiedziała Siri. - Ale jeśli to tak wiele dla ciebie znaczy, spróbujemy zabrać ze sobą Madsa. - Dziękuję! Serdecznie dziękuję! - Ale tylko z tego powodu, że nie podoba mi się pomysł użycia siły w stosunku do Madsa! - dodała agresywnie Siri. - Nie staję po stronie tych, którzy wysługują się mordercy. Jon złapał ją za ramię. - Czy podejrzewasz kogoś konkretnego? - Tak, podejrzewam! - A ty, Ylvo? - Przypuszczam, że myślimy o tej samej osobie. I Mads też. Tylko jeden człowiek posiada taką władzę nad pozostałymi, że... Torstein podejrzewa jednak kogoś innego - dodała po chwili. - Ale kogo? Przez twarz Jona przebiegł grymas bólu. - Wiem to aż nazbyt dobrze. W drzwiach domu pojawił się Mads. Jon się pożegnał i szybko odszedł. - Wejdźcie, dziewczyny! - zawołał podekscytowany dziennikarz. - Zaraz się dowiecie, jak się załatwia takie sprawy! - Mam złe przeczucie - odezwała się Siri. - Co jeszcze wymyśliłeś? - Zadzwoniłem na posterunek miejscowej policji - wyjaśnił Mads, marszcząc gniewnie brwi. - Policjanci okazali się straszliwie zarozumiali. „W Myrsökket nie da się nic więcej zrobić. Nie, nie przyjedziemy. To dochodzenie jest zakończone”. Czy widziałyście kiedyś podobną opieszałość? Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni! Mam zamiar zadzwonić do mojego przyjaciela, komisarza Alfredsena, z dochodzeniówki. Myślę, że wtedy te głupie lenie dostaną porządną nauczkę! Nie spławia się w ten sposób Madsa Billinga! - Mads, my... - przerwała Siri, ale straciła wątek. Po chwili zaczęła od nowa: - Ylva i ja postanowiłyśmy stąd wyjechać i sądzę, że powinieneś pojechać z nami. - Teraz? Zwariowałaś? Kiedy złapaliśmy okazję, jaka się zdarza raz na sto lat! Nigdy w życiu, kochana! - Ale, Mads, to niebezpieczne - spróbowała Ylva. - Wczoraj wieczorem rzucono we mnie kamieniem. Mam dużego guza na głowie. A poza tym wszyscy nas ostrzegają. Utwierdziło to tylko Madsa w przekonaniu, że postępuje słusznie. Sytuacji nie poprawiło też pojawienie się Torsteina, który dowiedziawszy się, że być może goście go opuszczą, prawie się rozpłakał z żalu. - Jesteście moją ostatnią nadzieją - wyznał załamany. - Jak wy byście się czuli, gdyby wasi bliscy zostali brutalnie zamordowani, a wszyscy, dosłownie wszyscy, próbowaliby chronić sprawcę? Siri mocno zagryzła wargi. - Czy on, czy ten facet, ma nad nimi rzeczywiście taką władzę? Do czego się ucieka, że wywiera na nich taką presję? Do łapówek? Do pogróżek? - mruczała. Torstein nie dosłyszał, co mówiła, bo jej słowa zagłuszył Mads, hałaśliwie zapewniający o chęci przyjścia z pomocą. Informacja o tym, że zawiadomią policję, zapaliła w sercu Torsteina płomyk nadziei. Podczas gdy Mads wyszedł zadzwonić do swojego przyjaciela, Vile pogłaskał ręką portret syna. - Wspaniała twarz - odezwała się cichym głosem Siri. - Tak, i wspaniały chłopak. To nie było zwyczajne dziecko! - Na pewno nie