Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Czy to jeszcze za mało? Ile ludzkich istnień warte jest twoje życie, Merdith? Setki? Tysiące? Oczy Merdith zabłysły. Ardo odwrócił się ze złością, podniósł karabin nad głowę i z wściekłym okrzykiem grzmotnął rękojeścią w szybę pojazdu. Nic to jednak nie pomogło. Jeszcze raz ryknął gniewnie i cisnął broń przez stłuczone okno do kabiny holownika. Potem odwrócił się do Merdith i chwycił ją za ramiona. – A co z moim życiem, Merdith? Ile ludzkich istnień warte jest moje życie? Ile ludzi powinno dla mnie umrzeć? Ścisnął ją jeszcze mocniej. Merdith skrzywiła się z bólu. – I co z moją duszą, Merdith? Moja dusza należy do mnie. Nikt nie może jej sobie wziąć. Ani Konfederacja, ani twoi drodzy rewolucjoniści. Nie kupisz mi zbawienia. Ile jest warte moje życie, Merdith? Ile? Ile ludzi mogę za nie kupić? Ojciec czytał całej rodzinie. „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.” Ardo zamarł. Merdith, nadal zakleszczona w jego żelaznym uścisku, spojrzała nań pytająco. – O co chodzi? Melani stała wśród łanów złocistej kukurydzy. Wręczała mu skrzynkę i recytowała fragment Biblii. – Ardo! To boli! – skrzywiła się Merdith. Lepiej, aby zginął jeden człowiek, niż gdyby cały naród miał marnieć i zginąć w bezbożności... Nagle Ardo ją puścił. – Ile statków nadlatuje? – Co? Około setki. Pewnie wszystko, co im się uda wyskrobać. Ale nie zdążą dotrzeć do miasta na czas, żeby je ocalić. – Owszem, ale co, jeśli Zergi nie zdążą dotrzeć do miasta, żeby je zniszczyć? – Mówiąc to, Ardo odwrócił się do ciężarówki, otworzył drzwiczki i wsiadł do kabiny. – Wtedy tysiące ludzi byłoby uratowanych? Prawda? – Nie powstrzymasz Zergów, żołnierzyku! Ardo wyskoczył z powrotem z kabiny. W rękach trzymał metalową skrzynkę. – Nie – powiedział Ardo. – Ale może uda nam się nieco spowolnić ich marsz. Rozdział 20 Syreny – Do reszty postradałeś ten swój pogruchotany rozum, wiesz o tym? Ardo rozejrzał się po kwaterze sztabowej. Twarze, które patrzyły na niego, w większości zdawały się zgadzać z opinią Cuttera. Z sufitu sypał się snop iskier. Tinker był na zewnątrz w SCV-ale. Udało mu się uprzątnąć większość połamanych anten i czujników i przyspawać na miejsce odłamany fragment dachu. Teraz przylutowywał wzmocnienia na szczelinach wyżartych przez kwas. Cały oddział wezwano z powrotem do sztabu. Ardo stał przed ocalałą resztką plutonu, który tego ranka wyruszał na misję do Oazy. Zdawało się, że lata minęły od tamtej pory. Szeregowy Mellish siedział zniechęcony i wyczerpany na platformie podokiennej, nogi dyndały mu w powietrzu. Tylko on jeden przeżył z oddziału Jensena i starał się teraz patrzeć wszędzie, byle nie na Arda. Naprzeciwko opierali się o konsole szeregowcy Bernelli i Xiang. Oczy tego ostatniego błądziły gdzieś w oddali, podczas gdy Bernelli przeszywał Arda wzrokiem na wskroś jakby dwoma laserami. Porucznik Breanne stała na podeście za Xiangiem i Bernellim. Odwróciła się tyłem do sali i skrzyżowała ręce na piersi. Można by pomyśleć, że wypatruje czegoś w zmierzchu za oknem bez szyb, ale Ardo wiedział, że ich dowódca niczego tam nie widzi, a każdą myślą jest tu, w sali sztabowej. Podobnie jak Cutter. Olbrzymi wyspiarz nie miał najmniejszych problemów z wygłoszeniem swojej opinii. Maszerował w tę i z powrotem po świeżo zespawanej podłodze przed windą. – Mózg ci roztopiło! – Może – odparł Ardo. Przejechał palcem po metalowej skrzynce leżącej krzywo na zdewastowanej podłodze centrum operacyjnego. Merdith stała oparta o jedną ze zniekształconych płyt. Ręce włożyła w kieszenie kombinezonu i zamyślona wpatrywała się w podłogę. – Może i tak – powtórzył Ardo – ale dla nas to bez różnicy, a dla innych może mieć ogromne znaczenie. – Dla nas bez różnicy? – Cutter aż rozdziawił usta. – Chcesz włączyć sygnał przyzywający Zergi, ściągnąć nam na głowę każdego mutaliska, hydraliska i nie wiem, co tam jeszcze, co się czai w promieniu tysiąca kilometrów, i uważasz, że to nas nie obchodzi? – Tego nie powiedziałem – pokręcił głową Ardo. – Boże, mam nadzieję, że nie! – Powiedziałem, że to nie ma dla nas znaczenia. – Ardo odłożył hełm na skrzynkę i zdjął rękawice. – Posłuchaj. Konfederacja zostawiła nas tu na śmierć... do diabła, skazała nas na śmierć! Nie wróciliby tu po nas, nawet gdyby się dowiedzieli, że żyjemy. Spisali na straty cały ten świat razem z każdym jednym kolonistą. Pomyśl tylko, Cutter! To sekretne urządzonko Konfederacji ściągnęło Zergi na tę planetę. Tu, w tej skrzynce, jest na to dowód. Myślisz, że pozwolą, żeby ktoś się o tym dowiedział? Że ponoszą winę za unicestwienie całej planety? Odezwał się Bernelli. – A co z tymi... Synami Kohola czy Korhala, czy jak im tam... Przecież lecą tu ze statkami ewakuacyjnymi, no nie? Nie możemy się z nimi zabrać? Ardo skinął głową