Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— Aha, widziałam Joego. Bardzo się cieszy, że znowu przyjąłeś go do pracy — 248 dodała pośpiesznie, żeby nie kłamać, ale i żeby nie wygadać się, że była u Ekersów. — Przypuszczam, że powtórzył ci także drugą część naszej rozmowy? — To znaczy? — To znaczy tę pokręconą historię o tym, że widział, jak wsiadałaś do samochodu, a potem doszedł do wniosku, że to jednak nie byłaś ty. Nie powiedziałaś mi, iż Joe przyznał ci się, że cię wtedy widział. Myślałem, że jedynym świadkiem była Rooney. — Ale Joe... On ci przecież powiedział... Jest pewien, że to był ktoś inny, kto miał na sobie mój płaszcz. — Jenny, czy napisałaś ten list? — Nie rozumiesz, że mamy świadka, który jest gotów przy siąc... — Mamy świadka, który cię widział, a teraz, żeby mnie uła godzić i dostać z powrotem pracę, jest gotów zmienić zeznania. Jenny, musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Albo następnym razem przeczytasz mi gotowy list, albo zobaczysz swoje dzieci dopiero wtedy, kiedy będą dorosłe. To było ponad jej siły. — Nie możesz tego zrobić! Sąd da mi nakaz. To moje dzie ci! Nie możesz z nimi uciec! — Są dokładnie tak samo twoje, jak i moje. Zabrałem je tylko na wycieczkę. Ostrzegałem cię już, że nie ma takiego sędziego, który przyznałby ci wyłączne prawa rodzicielskie. Mam całe miasto świadków, którzy przysięgną, że byłem dla nich wspaniałym ojcem. Jenny, kocham cię na tyle, żeby dać ci szansę, byś z nimi była, ale radzę ci: nie nadużywaj mojej cierpliwości. Do widzenia, Jenny. Wkrótce się odezwę. Została z martwą słuchawką w ręku. Zniknęła krucha pewność siebie, którą udało się jej odbudować. Poddaj się, szepnęło jej coś. Napisz list. Przeczytaj mu. Skończ z tym. Nie. Zacisnąwszy usta w wąską kreskę wykręciła numer Marka. Odebrał po pierwszym sygnale. /. — Dr Garrett. • — Mark! — Dlaczego na dźwięk tego głębokiegp, ciepłego gło su poczuła łzy w oczach? ,,s 249 I — Jenny! Co się stało? Gdzie jesteś? — Mark, ja... Czy mógłbyś... Muszę z tobą porozmawiać. — Zamilkła na chwilę. — Ale nie chcę, żeby ktokolwiek cię tu taj widział. Czy podjechałbyś po mnie, gdybym zaczekała na cie bie po drugiej stronie zachodniego pola? To znaczy, chyba że... Jeśli masz jakieś plany, to... — Bądź przy młynie. Przyjadę za piętnaście minut. Weszła do sypialni i zapaliła stojącą przy łóżku lampkę. Zostawiła również światło w kuchni i w salonie. Clyde mógłby się zainteresować, czemu w domu jest zupełnie ciemno. Pozostawało jej mieć nadzieję, że Erich nie będzie dzwonił w ciągu najbliższych kilku godzin. Wyszła z domu, kryjąc się w cieniu stajni i obory. Po drugiej stronie elektrycznego płotu widziała sylwetki krów zgromadzonych wokół paśnika. Nie było już trawy, więc pozostawały w pobliżu miejsca, w którym dostawały pożywienie. W mniej niż dziesięć minut po dotarciu do młyna usłyszała odgłos nadjeżdżającego samochodu. Wkrótce pojawił się, z zapalonymi jedynie światłami pozycyjnymi. Wyszła na drogę i pomachała ręką; zatrzymał się i otworzył jej od środka drzwi. Wydawało się, że zrozumiał, iż zależy jej na tym, żeby jak najszybciej odjechać. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy znaleźli się na szosie. — Myślałem, że jesteś w Houston z Erichem. — Nie pojechaliśmy. — Erich wie, że do mnie dzwoniłaś? — Wyjechał. Zabrał dzieci. Gwizdnął przeciągle. — A więc ojciec miał... — Przerwał. Czuła na sobie jego spoj rzenie, a sama była boleśnie świadoma jego ogorzałej cery, gę stych, jasnych włosów i długich, mocnych palców zaciśniętych na kierownicy. Przy Erichu zawsze czuła się nieswojo; sama jego obecność wprowadzała pewne napięcie. Mark działał na nią do kładnie odwrotnie. Minęło już kilka miesięcy od chwili, kiedy jedyny raz była w jego domu. W nocy panowała w nim ta sama przyjazna atmosfera, która utkwiła jej w pamięci. Bujany fotel o nieco wytartym obiciu stał tuż przy kominku, a na dużym dębowym stoliku koło kanapy leżała sterta gazet i czasopism. Znajdujące się 250 po obu stronach kominka półki były wypełnione najróżniejszymi książkami. Mark pomógł jej zdjąć płaszcz. — Życie na farmie nie wpłynęło dodatnio na twoją tuszę — zauważył. — Jadłaś kolację? — Nie. — Tak myślałem. — Nalał sobie i jej sherry. — Moja gospo dyni miała dzisiaj wolne. Kiedy zadzwoniłaś, właśnie brałem się za przyrządzenie hamburgera. Zaraz wrócę. Jenny usiadła na kanapie, po czym odruchowo zdjęła buty i skuliła się na niej. Kiedy była mała, miały z Naną mebel bardzo podobny do tego. Pamiętała do dziś, jak w deszczowe popołudnia wtulała się w miękki kąt i spędzała cudowne godziny na lekturze. Mark wrócił po kilku minutach niosąc w dłoniach tacę. — Specjalność stanu Minnesota — powiedział z uśmiechem. — Hamburger, frytki, sałata i pomidor. Pachniało wspaniale. Jenny odgryzła kęs i uświadomiła sobie, że jest niesamowicie wygłodzona