Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Chciał też uświadomić mu, jak ważne będzie uczestnictwo aktora w lunchu z detektywem Patelem i Nancy. Ku jego zaskoczeniu, telefon odebrał sam Inspektor Dhar, całkiem przytomny. — Już wstałeś? - zdziwił się doktor. - Co robisz? - Czytam sztukę, a właściwie dwie naraz - odparł John D. - A co ty robisz? Czy to nie pora krojenia cudzych kolan? Był to znów ten słynny, zdystansowany Dhar; doktor uświadomił sobie, że to on wykreował tę postać, chłodną i ironiczną. Bez żadnych wstępów zaczął przekazywać nowiny o Rahulu - że jest teraz kobietą, że według wszelkiego prawdopodobieństwa dążenie do całkowitej zmiany płci zostało uwieńczone sukcesem. Ale John D. nie wydawał się tym zbytnio zainteresowany. Co zaś do propozycji wspólnego lunchu w klubie Duckworth, nawet perspektywa udziału w schwytaniu seryjnego mordercy (czy też morderczyni) nie wzbudziła jego entuzjazmu. - Mam jeszcze masę do przeczytania - powiedział. - Nie będziesz przecież czytać cały dzień - rzekł doktor. - A co to właściwie takiego? - Mówiłem ci już - dwie sztuki - odparł Inspektor Dhar. - Ach tak, musisz odrobić pracę domową - rzekł Farrokh. Domyślił się, że John D. uczy się ról, które zamierza zagrać w Schauspielhaus w Zurychu. Myśli pewnie o Szwajcarii, o swojej właściwej pracy. O powrocie do „domu". W końcu co go tu 460 trzymało? Jeśli pod presją groźby anonima zrezygnuje z członkostwa w klubie Duckworth, co z sobą pocznie? Zamknie się w „Taju" czy w „Oberoi"? Podobnie jak Farrokh, John D. żył w klubie Duckworth. — Ależ teraz, kiedy wiadomo, kto jest mordercą, byłoby absurdem rezygnować z przychodzenia do klubu! - zawołał. - Lada dzień go złapią! - Złapią j ą - poprawił go Inspektor. - No dobrze, jego czy ją, wszystko jedno - zniecierpliwił się Farrokh. - Rzecz w tym, że policja wie już, kogo szuka. Nie będzie więcej morderstw. - Myślę, że siedemdziesiąt naprawdę wystarczy - stwierdził John D. Był w nastroju, który doprowadzał doktora do białej gorączki. - No więc co to za sztuki? - zapytał poirytowany. - Gram w tym roku tylko dwie duże role - odparł John D. - Na wiosnę w sztuce Der Entertainer1 Osborne'a - gram tam Billy'ego Rice'a - a na jesieni Friedricha Hofreitera w Das wite Land2 Schnitzlera. - Aha - powiedział Farrokh, choć tytuły nic mu nie mówiły. Wiedział tylko, że John Daruwalła jest ogólnie szanowanym, profesjonalnym aktorem i że Schauspielhaus Zurich to miejski teatr, znany ze swych inscenizacji klasycznych i współczesnych sztuk. Zdaniem Farrokha komedia sytuacyjna nie miała tam żadnych szans; zastanawiał się też, gdzie wystawiano więcej fars, w Bernhard czy w Theater am Hechtplatz - naprawdę słabo znał Zurych. Wiedział na ten temat tylko to, co powiedział mu brat, Jamshed, ten zaś nie był zapalonym teatromanem - przeważnie chodził oglądać na scenie tylko Johna D. Do tych prawdopodobnie dość kołtuńskich opinii Jamsheda dochodziły tylko nader skąpe informacje, jakie udało się wycisnąć ze skrytego Dhara. Doktor nie wiedział, czy dwie pierwszoplanowe role w roku to norma, czy też Dhar sam narzuca sobie ograniczenia. Aktor wyznał, że przyjął też dwie mniejsze rólki w sztukach Diirrenmatta i Brechta. Rok temu Der Entertałłier (The kntęrtainer] - sztuka Johna Osborne'a, wystawiana w Polsce pt. Music-ball. ' Das weite Land sztuka Arthura Schnitzlera Obcy kraj. 461 zadebiutował jako reżyser - wystawił coś Maxa Frischa — i zagrał tytułową rolę w Yolpone Bena Jonsona. Za rok zamierzał wyreżyserować Wassę Żelaznową Gorkiego. Szkoda, że to wszystko musi być po niemiecku, pomyślał doktor Daruwalla. Jeśli nie liczyć niezwykłego sukcesu, jakim była rola Inspektora Dhara, John D. nigdy nie grał w filmach. Nie brał nawet udziału w próbnych zdjęciach. Czy to sprawa braku ambicji? - zastanawiał się doktor. To, że aktor nie wykorzystuje przewagi, jaką daje mu jego doskonała angielszczyzna, wydawało się poważnym błędem. Ale John D. twierdził, że nie cierpi Anglii, i zarzekał się, że jego noga nie postanie w USA; do Toronto jeździł tylko po to, żeby odwiedzić Farrokha i Julię. Do Niemiec nie pojechał nawet na próbne zdjęcia. Wielu występujących gościnnie w Schauspielhaus Zurich aktorów obojga płci było Niemcami. Należała do nich Katharina Thalbach. Jamshed zdradził kiedyś Farrokhowi, że Johna D. łączy z Niemką romans, ale sam John zaprzeczył temu. Dhar nigdy nie pojawił się w teatrze na spektaklu niemieckiego zespołu ani też nigdy - o ile wiedział Farrokh - nie było w Schauspielhaus Zurich kobiety, z którą łączyłby go romans. Aktor przyjaźnił się ze słynną Marią Becker, ale nie był jej „przyjacielem". Zresztą doktor Daruwalla podejrzewał, że Maria Becker jest troszeczkę za stara dla Johna D. Jamshed doniósł kiedyś, że widział Johna D. na kolacji w Kronenhalle, z także słynną - i jak obliczał doktor, równą wiekiem Johnowi D. — Christiane Hórbiger. Farrokh podejrzewał jednak, że nie miało to znaczenia większego, niż spotkanie z kimkolwiek innym spośród stałego zespołu aktorskiego teatru w Zurychu. John D. przyjaźnił się też z Fritzem Schediwym, Peterem Ehrlichem i Peterem Arensem. Kilkakrotnie widziano go w restauracji z piękną Evą Rieck. Jamshed widywał go też często z reżyserem Gerdem Heinzem - i równie często z idolem miejscowej awangardy, Matthiasem Freiem. John D. jako aktor nie miał awangardowych ciągot, ale przyjaźnił się z Freiem, należącym do starszych przedstawicieli tego rodzaju teatru. Matthias Frei był reżyserem i okazjonalnie dramaturgiem, kimś w rodzaju programowo undergroundowego i her- metycznego faceta - tak przynajmniej postrzegał go doktor Daru- 462 walla. Niemal rówieśnik Farrokha, Frei, wyglądał starzej i był zdecydowanie bardziej abnegacki, bardziej rozwichrzony. Jamshed opowiadał Farrokhowi, że John D. wynajmował nawet z Freiem mieszkania albo chaty w górach, dzieląc koszty na pół; jednego roku wyjeżdżali do Grisons, drugiego do berneńskiego Oberlandu. Być może to wspólne wynajmowanie kwater było dla nich wygodne, bo John D. wolał góry w sezonie narciarskim, a Matthias Frei lubił letnie włóczęgi. Doktor Daruwalla podejrzewał też, że przyjaciele Freia należeli do innego pokolenia niż znajomi Johna D. Ale i pod tym względem wyobrażenie Farrokha o świecie kultury, w którym John D. tak się zadomowił, było powierzchowne. Jeśli chodzi o życie uczuciowe aktora, jego powściągliwość w tym względzie była dla Farrokha dość niezrozumiała. Wydawało się, że łączą go zażyłe stosunki z pewną damą z wydawnictwa, o ile Farrokh dobrze pamiętał, szefową reklamy. Była to atrakcyjna, inteligentna kobieta, młodsza od Johna D