Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jego syn Bertrand zostaje radcą Parlamentu Miejskiego. Szkoda, że nie ma córki, mógłby ją wydać za młodego rycerza Piotra Eyąuema! Nie tylko dobra partia, ale i w sam raz dla Lopezów: swoi ludzie, uczciwi kupcy, nie będą zadzierali nosa, a przecież już szlachta. Związek z nimi to awans najbardziej upragniony, bo nie zanadto gwałtowny. Antoni nie ma córki, ale przecież Pedro ma ich aż trzy, Antosię już czas za mąż wydać, a że Piotr Eyąuem wraca z wojaczki — więc?... Tak doszło do znanej nam już transakcji. Przyszły pisarz nabył dzięki niej nie tylko „skłonność do refleksji" etc., ale także ogromną ilość wujków, cioć, kuzynów dalszych i bliższych, którzy, odpowiednio rozlokowani po radach i parlamentach, tworzą razem potężny klan. Po ślubie piętnastoletnia (jak się zdaje) małżonka przybyła do Montaigne. Trzeba było mieć dużo charakteru i taktu, nawet pewnego zasobu mądrości życiowej, by w tym wieku nie dać się zatłamsić w obcym domu. Antonina musiała być nie lada indywidual- 27 nością. Wszystko wskazuje na to, iż z miejsca objęła rządy w Montaigne. Trwały one cztedzieści lat, aż do śmierci męża, po której seniorem rodu został Michał. O tych czterdziestu latach swoich rządów pisze .z dumą i nie bez pewnej kłótliwości w testamencie. Wydziedzicza w nim swoją wnuczkę, a córkę Michała, Leo-norę, jako osobę dostatecznie bogatą. Można się domyślać, że Antonina nie była pozbawiona uroku osobistego, szczególnie, w młodości. Piotr Eyąuem był, jak się zdaje, pod pantoflem. Antonina taktownie nie wtrącała się do spraw zastrzeżonych dla pana domu, a więc np. do wychowania synów, ale w tym, co dotyczyło uprawnień żony, miała być nieubłagana. Montaigne • narzeka w Próbach na chimeryczność kobiet, zrzędld-wość i gadulstwo — dotyczy to najpewniej żony, z którą tu i ówdzie wyraźnie w swym dziele polemizuje, ale mogło też dotyczyć i matki, której nigdy nie wspomina. Rządy dziewczęce przerywane były przez częste porody: między rokiem 1529 a 1536 Antonina rodziła sześć razy! Michał był trzeci, jak wiemy, ale pierwszy, który wyżył. Rzekomo jedenastomiesięczna ciąża matki była chyba legendą rodzinną, a może nawet żartem zainspirowanym przez Pantagruela — medycyna XVI wieku zainteresowałaby się takim fenomenem. Ale to pewne, że ojciec drżał o życie niemowlęcia. Jak również i o zdrowie młodziutkiej żony. Mały Michał zostaje oddany do mamki na wieś. Mleko zdrowej, krzepkiej kobiety ma wzmocnić dziedzica rodu. (Któryś z biografów uznał, że ojciec chciał w ten sposób oddalić chłopca od matczynego dziedzictwa judeo-chrze-ścijańskiego.) Kim byłaś, wiejska kobieto, która odchowałaś małego Micheau (tak go nazywano, nawet w niektórych dokumentach) i wyrwałaś go śmierci? Nie wiemy! Miejscowa tradycja, nie do pogardzenia, uważała, że szło o mieszkankę wsi Papessus. Jeśli to prawda, to 28 Montaigne spędził niemowlęctwo w chacie drwala, wśród ludzi nawet jak na owe czasy wyjątkowo prymitywnych. Większość mieszkańców wsi nosi nazwisko Papessus, a że, jak wiemy, rodzicami chrzestnymi dziecka byli chłopi, nie jest wykluczone, że nasza karmi-cielka była żoną drwala Michała Papessus. - Oddając syna do mamki (nie wiemy, za zgodą Antoniny czy wbrew niej) ojciec idzie za powszechnym zwyczajem ówczesnych sfer wyższych. Zwyczaj ten zresztą spotykał się z potępieniem. Występował przeciwko niemu Erazm z Rotterdamu. W roku 1533 — czyli tym samym, w którym mały Micheau został oddany na wieś — zaatakował tę procedurę w wydanym w Wenecji traktacie kardynał Sadolet, wzięty publicysta. Ach, już w starożytnym Rzymie!... Kwintyliana np. niepokoiła — przypomina prof. Trinąuet — wadliwa wymowa mamek. Żadne krytyki jednak nie pomogą, dopóki nie pojawi się Jan-Jakub Rousseau i nie zrobi mody na kult natury. Wielkie damy zaczną karmić niemowlęta publicznie w lożach teatralnych. Między karmieniem dziecka przez mamkę a przeniesieniem go do warunków prymitywnych jest jednak spora różnica. Podejrzewamy tu inicjatywę ojca-eks-perymentatora, ojca z pomysłami. „Dobry ojciec [...] oddał 'mnie od kolebki na wychowanie na folwark i trzymał tam tak długo, jak długo potrzebowałem mamki, ba, dłużej; zaprawiając mnie do najbardziej lichego i pospolitego trybu życia..." Hartował syna i zbliżał do natury! „Emilem XVI-go wieku" — nazywa małego Micheau profesor Trinąuet. Ale słuchajmy dalej Montaigne'a. „Ojciec miał w tym jeszcze i inny cel: mianowicie zbliżyć mnie do ludu, do tego stanu, który potrzebuje naszej pomocy. Uważał, iż raczej przystoi spoglądać ku temu, który wyciąga do mnie ręce, niż ku temu, który pokazuje mi plecy