Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jego siłą była prawda, którą umiał w oczy wyrąbać każdemu. Łokietek wiedział, że tę siłę musi mieć po swojej stro- me, jeśli ma osiągnąć wytknięty cel. Nigdy serce nie zadrżało księciu w bitwie, nie tracił pewno- ści siebie, nawet gdy jako wygnaniec stawał przed najmożnie}- szymi tego świata, ale teraz z niepokojem oczekiwał spotkania z metropolitą, którego pokornie prosił, by na wiek swój i zły stan zdrowia nie zważając, do Sieradza zjechał i razem do San- domierza pociągnął. Obecność arcybiskupa przy księciu była brzaskiem korony i budziła zaufanie, jakiego sam Łokietek bu- dzić nie mógł. Czy wzbudzi je w doświadczonym i surowym starcu, tak jak potrafił je zachować u małżonki swej, księżny Jadwigi, przeciw której też niemałe były jego grzechy? Księżna pisała w tej spra- wie do Jakuba, który zawsze cześć dla niej żywił za jej stałość w nieszczęściu i dalekie od słabości poddanie się woli Bożej. W swej odpowiedzi arcybiskup wprost zaznaczył, że przybywa na jej prośbę. Dolegała Włodzisławowi szczególnie w tej chwili, nieobec- ność Jaśka Leliwy. Jego niczym nie zachwiana wiara w księcia, przez którą związał się z nim na dobry i na zły los, dodawała zawsze Włodzisławowi pewności siebie. Nie było to ślepe przy- wiązanie wojaka do wodza. Rozumny i surowy Jaśko widział słabości swego pana, a mimo to wierzył w niego; toteż przywie- ' Od 30.Vll.l283. 56 zioną przez Cedrowica wiadomość, że kasztelan żyw, jeno spo- tkała go jakaś przygoda, podniosła księcia na duchu. Nim Jaśko wrócił, nadciągnął metropolita. Nie zajechał do Predykantów na starym zamku, lecz zatrzymał się u fary, choć biednie tam było. Kościółek, pochodzeniem początków chrześci- jaństwa sięgający, w ciągu ostatni ego pół wieku dwukrotnie ograbiony przez Tatarów, trzeci raz przez Czechów, świecił pu- stkami. Budynki dopiero zaczynały się- dźwigać, nieobszeme i bez wygód. Nie dbał o to pasterz, bo i orszak miał tak szczupły, że niejeden pleban okazalej podróżował, a predykantów nie lu- bił. Nawet zaproszenia na południowy posiłek nie przyjął, mó- wiąc, że nie chce objadać braci, którzy sami o zebranym chlebie ' żyją. Zgryźliwy był, bo wiadomo, że reguła św. Dominika dawno już na pergaminie jeno została, a zakon, który za Iwona ] przybył do Polski z kilku jeno księgami w węzełkach, obrósł w tłuszcz i pierze, jak przepiórka na zimę i jeżeli żebrał, to nie na chleb codzienny. Domyślali się zresztą, że nie tylko to przy- czyną nieżyczliwości arcybiskupa, jeno że konwent, prawie wy- łącznie z Niemców złożony, stosunki utrzymywał z macierzy- stym konwentem krakowskim, który cieszył się szczególnymi względami Muskaty. > Włodzisław pomiarkował, że i do niego metropolicie nie pil- no, skoro odmówiwszy dominikanom przyjęcia gościny, na nowy zamek nie zajechał. Wolał nie pytać, jeno sam o szarym świcie udał się z nielicznym orszakiem do fary na nabożeństwo. Choć światła dopiero zapalono, przy żółtym blasku świec do- strzegł już arcybiskupa, siedzącego przed klęcznikiem w prezbi- terium. Nie widział go od lat, a pożegnał już starcem. Patrzył teraz na niego z ciekawością i pewnym niepokojem. Przymknię- te oczy Jakuba zapadły głęboko, bezzębne usta znaczyły się jeno czarną, prostą linią pod wydatnym, suchym nosem, jak orli dziób sterczącym groźnie z twarzy pooranej bruzdami. Lepszych na marach widywał. Gdy jednak książę podszedł do stall, pasterz otworzył oczy. Żywe były i błyszczące. Patrzył 1 Odrowąż, bp krakowski 1222. 57 na księcia przenikliwie, nie skłoniwszy głowy. Łokietek pochylił swoją i ukląkł, rad, że w tej chwili pleban wyszedł z nabożeń- stwem i arcybiskup również opuścił się z trudem na kolana, ukrywając twarz w dło.niach powykręcanych gośćcem. Zatopił się w myślach, czy w modlitwie. Gdy pleban odczytał ostateią Ewangelię, książę powstał i skłoniwszy się wyszedł przed kościół. W szczupłym wnętrzu duszno było. Chłonął ostre powietrze poranka i stał, tłumiąc bu- dzący się znowu w nim niepokój. Czekająca go rozmowa miłą być nie mogła. Gdybyż choć była skuteczną! • Rozmyślania Włodzisław.a przerwał gwar w kruchcie. Uka- zał się prowadzony pod ramiona przez dwóch kleryków arcy- biskup^Bystrym spojrzeniem obrzucił Łokietka, który pochylił * się do ręki dostojnika, by ucałować pierścień. Arcybiskup syk- nął z bólu, gdy książę twardą ręką wojaka ujął jego dłoń; ale jej nie cbfnął. Potem patrzyli na siebie