Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W miarę, jak dowiadywała się czegoś nowego, relacjonowała Sarze okoliczności potrójnego aresztowania. - Lucienne popełniła nieostrożność i pokazała tajne ulotki klientkom w salonie fryzjerskim. Któraś z nich musiała puścić farbę; kolaborantów jest mało, ale są źli jak psy. Któregoś dnia w południe do salonu fryzjerskiego wkroczyło dwóch gliniarzy i zabrali Lucienne na komisariat; w torebce miała ze dwadzieścia ulotek, między innymi tę, w której znajdowało się oświadczenie partii komunistycznej na temat prześladowań rasowych. W kilka godzin później przyszli po ojca na farmę, a inne gliny w tym samym czasie aresztowały Jeana Chevance w drukarni Ravaux w Gouvernes... Wieczorem w dniu aresztowania Lucienne, Marcenac i Chevance zostali przewiezieni do aresztu w Meaux. Jedno było pewne - sposobami, o których Sara nie mogła myśleć bez drżenia, policja wydobyła z Lucienne dosyć informacji, żeby zarzucić sieć, z której Bruno wymknął się tylko dzięki temu, że Agathe wykazała refleks. Ponadto w willi "Promienny Uśmiech" przeprowadzono rewizję. Przeczesało ją drobiazgowo blisko dziesięciu inspektorów. Najwyraźniej nie znaleźli nic, co mogłoby się przyczynić do postępu w śledztwie, bo Bruno był ostrożny. W każdym razie w Lagny nikt więcej nie został aresztowany. Policjanci nie zjawili się też w drukarni du Croissant, choć ich wizyta mogłaby się okazać owocna; szukając dobrze, na pewno znaleźliby klisze lub odbitki podziemnych gazet, dowody na podkradanie papieru i sprzętu, czego dopuszczał się Bruno za cichą zgodą dyrektora Grochon. Za jednym zamachem mogliby aresztować też Grochona - bo i tak był masonem - i kilku innych. Słowem, dzięki środkom ostrożności, jakie podjął Bruno, dzięki surowo przestrzeganej w jego siatce izolacji, szkody spowodowane brakiem rozwagi Lucienne zostały ograniczone. Tymczasem, po upływie trzech miesięcy od aresztowania, nikt nie miał żadnych wiadomości o Lucienne, Chevansie i Marcenacu, w każdym razie ani Sara, ani Agathe, ani pani Chevance, mimo rozlicznych starań na policji w Lagny i w prefekturze w Melun. Może Bruno coś wiedział, ale milczał, nie wymieniał żadnego nazwiska, kiedy telefonował do siostry. Sara nadal wiodła ascetyczny tryb życia. Pracowała, jadła, spała. Sporządzała w myśli bez przerwy, od nowa, niemal do obłędu, listę istot, których tak bardzo jej brakowało: zmarli rodzice, zaginiony Josef, aresztowana Lucienne, ukrywający się Bruno. Został jej tylko Robert - którego widywała od czasu do czasu i który rzeczywiście zajął się poszukiwaniem Josefa... ale zdawało się, że na próżno - Brienne z Fran~coise i jej matką, Agathe i Pierre Marnier. Od czasu spotkania z dawnym towarzyszem zabaw na dworcu w Lagny, podczas przejazdu pociągu z deportowanymi, wychodzili razem przynajmniej raz w tygodniu. Pierre czekał na Sarę, kiedy wychodziła z biura, zabierał ją do restauracji, do kina. Pewnego wieczora wstąpili przez przypadek do gospody koło Dworca Saint_Lazare, gdzie można było zjeść bez kartek, po przystępnych cenach. Obsługiwała ich osobiście sama właścicielka, rubaszna matrona, którą wszyscy nazywali po imieniu: Victoire. - Tak, nazywam się Victoire! - oznajmiła im. - We właściwym momencie, co? - Niedługo może naprawdę nadejdzie właściwy moment... - mruknął Pierre. Młody człowiek od razu przypadł Victoire do serca, zaczęła mu mówić po imieniu i Sarze też, nakładała na ich talerze trochę bardziej obfite porcje niż innym gościom. Od tej pory, przy każdym spotkaniu szli na kolację do Victoire, a ona witała ich z wyraźną radością i sadzała przy najlepszym stole. - Jesteście oboje tacy piękni! Można powiedzieć, że stworzeni dla siebie! Patrzę na was z przyjemnością! Po kolacji szli do kina. Obejrzeli wtedy "Wieczornych gości" - wśród statystów, w scenie na zamku, gdzie Jules Berry jest podejmowany przez Fernanda Ledoux, Sara rozpoznała Fran~coise Desgrappes - "S.o.s.", "Niebo jest dla nas" i "Raj utracony" Abla Gance.a, na którym Sara się spłakała. Wszystko to były filmy francuskie. W ciemnej sali Pierre obejmował Sarę ramieniem, przyciągał ją do siebie. Pozwalała mu na to, trochę podekscytowana, odczuwając na nowo ten sam niepokój co kiedyś, podczas ich dziecinnych igraszek w dyliżansie na farmie, kiedy przyłapała ich Agathe. Pierre był przystojnym, miłym chłopcem, podzielał odczucia Sary w wielu sprawach, między innymi co do wojny... i Sara, jak już kiedyś powiedziała matce, bardzo go lubiła, jak kolegę, jak brata - ale nic poza tym