Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - Joe roz³o¿y³ rêce. - Wszystko jest mo¿liwe, nawet to, ¿e nie sir Gordon napisa³ ten list, chocia¿ Agnes s³ysza³a go pisz¹cego na maszynie, a odciski jego palców s¹ na klawiaturze. Ktoœ móg³ go, na przyk³ad, otruæ natychmiast po przyjœciu, o drugiej, a potem przenieœæ maszynê na biurko i wystukaæ palcami umar³ego ten krótki tekst... Ale wróæmy do tego okna. Je¿eli Agnes pozostawi³a odciski, a teraz tam ich nie ma, to mo¿e oznaczaæ tylko jedno: ¿e ktoœ otworzy³ okno, a potem star³ œlady. Ale je¿eli zrobi³ to sir Gordon-samobójca, to jaki mia³ tego powód? Mo¿e wyrzuci³ coœ? Mo¿e podano mu coœ? W koñcu da siê to przecie¿ chyba jakoœ stwierdziæ... Podszed³ do okna i otworzy³ je. Przed nimi, poza wzorzyst¹ lini¹ kraty, widaæ by³o wielki klomb, a dalej szpaler ¿ywop³otu. Bli¿ej, tu¿ pod domem, ci¹gnê³a siê szeroka na kilka kroków, miêkka grz¹dka, na której ros³y wspania³e, purpurowe dalie. - Daleko nie da³oby siê niczego st¹d wyrzuciæ... - mrukn¹³ Parker. - Kraty przeszkadzaj¹... - Tak... - Joe wyjrza³. - WyjdŸmy i zobaczmy, co s³ychaæ na grz¹dce. Wyszli z gabinetu i min¹wszy sier¿anta Jonesa, który siedzia³ na stopniu schodów i zerwa³ siê na ich widok, wyszli do ogrodu. Ale nawet dziecko dostrzeg³oby, ¿e pod oknem gabinetu sir Gordona Bedforda nikt od dawna nie chodzi³. Skopana, miêkka ziemia nie nosi³a ¿adnych œladów. Poleciwszy dwóm ubranym po cywilnemu agentom spenetrowaæ dok³adnie ca³y teren w zasiêgu rzutu z okna, Parker zawróci³ ku domowi. Znowu znaleŸli siê w hallu. Joe spojrza³ na ma³y, zwiniêty ekranik i z³o¿ony stolik stoj¹cy przy œcianie. Dotkn¹³ jednego i drugiego, potem wszed³ do gabinetu. Zaledwie Parker zamkn¹³ drzwi, ktoœ zapuka³. - Proszê? - Telefon z centrali, szefie... - Jones wycofa³ siê szybko z przejœcia, ¿eby go przepuœciæ. Parker wyszed³. Alex sta³ poœrodku gabinetu ze zmarszczk¹ na czole i oczyma wbitymi w dywan. - Te listy... - mrukn¹³. - Te przeklête listy... - Orzeczenie lekarskie... - powiedzia³ Parker staj¹c na progu. - Doktor Berkeley r¹czy, ¿e sir Gordon umar³ pomiêdzy trzeci¹ trzydzieœci a czwart¹ trzydzieœci nad ranem. Przyczyna: cyjanek potasu, œmieræ natychmiastowa... - O Bo¿e... - Joe westchn¹³. - W takim razie, to on napisa³ ten list, w którym usuwa siê z tego pado³u ³ez, ¿eby nie przeszkadzaæ swojej szlachetnej ma³¿once... I Agnes Wbite musia³a s³yszeæ go pisz¹cego na maszynie, zanim usnê³a. W takim razie jedna 2 moich trzech koncepcji zostaje przekreœlona i pozostaj¹ tylko dwie. -Jakich trzech koncepcji? - Na temat listów: 1 ¿e sir Gordon chcia³ pope³niæ samobójstwo i napisa³ jeden z listów, ale ktoœ go zamordowa³, zanim zd¹¿y³ sam siê zabiæ, i podrzuci³ mu drugi list, nie wiedz¹c o istnieniu pierwszego; 2 ¿e sir Gordon pope³ni³ samobójstwo, a ktoœ widz¹c go nie¿ywego i nie widz¹c listu, który by³ ukryty, podrzuci³ mu drugi list; 3 ¿e sir Gordon nie napisa³ ¿adnego z tych listów, zosta³ zamordowany i oba listy pod³o¿ono w bli¿ej nam jeszcze nie znanych celach. To s¹ jedyne trzy mo¿liwoœci: ¿e móg³ napisaæ jeden list albo oba, albo nie napisa³ ¿adnego. Teraz ta trzecia ewentualnoœæ odpada i zostaj¹ tylko dwie pierwsze... Mówi¹c to Joe nie wiedzia³, ¿e wbrew wszelkim prawom prymitywnej logiki mog³a istnieæ jeszcze jedna mo¿liwoœæ. Ale nie pomyœla³ o niej jeszcze w tej chwili. Rozdzia³ ósmy Przera¿ony miody cz³owiek Robert Reutt wszed³ do jadalni, zatrzyma³ siê przy drzwiach i z³o¿y³ lekki uk³on obu siedz¹cym za sto³em ludziom. Joe uniós³ siê z krzes³a i wskaza³ mu miejsce naprzeciw. Ten m³ody cz³owiek by³ najwyraŸniej przera¿ony, podchodz¹c potkn¹³ siê i o ma³o nie straci³ równowagi. Cicho wyb¹ka³: - Przepraszam... - usiad³ i spuœciwszy oczy, czeka³ w milczeniu. - Pan Robert Reutt, prawda? -- Tak, proszê pana. -- Pan by³ sekretarzem osobistym zmar³ego sir Gordona Bedforda? - Tak, proszê pana. - Od jak dawna? - Kiedy skoñczy³em uczelniê, pan profesor zaanga¿owa³ mnie jako prywatnego sekretarza. Poniewa¿ ukoñczy³em z odznaczeniem specjalizacjê entomologiczn¹ wydzia³u zoologii, wiêc jestem tak¿e jego asystentem... to znaczy, by³em... mój Bo¿e... - Umilk³ i spuœci³ oczy