Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

– Odwrócił się i poszedł do domu, a sędzia po chwili przyłączył się do niego. Następnego dnia, w środę, chłopiec opowiedział wszystko Rączemu Jeleniowi. – Ale nie otrzymałem żadnej wiadomości, więc nie wiem, co zrobić, by dowieść swej siły. Indianin z uśmiechem przyglądał się mu w milczeniu. Wreszcie odezwał się: – Mały Wodzu, porozmawiamy o tym podczas lunchu. Pani Karval miała wolne, więc byli w domu sami. Siedzieli obok siebie na krzesłach w patio. Indianin przyniósł tylko kaktusowe cukierki, a Tommy nie miał ochoty na nic innego. Już od dawna nie smakował ich jak słodyczy, ale wprost pożerał je dla efektu, jaki dawały, i z biegiem lat potrzebował ich coraz bardziej. Po chwili chłopiec znalazł się w upragnionym świecie wypełnionym jasnymi kolorami, głośnymi dźwiękami i ostrymi zapachami, a wszystko to było kojące i przyjemne. Rozmawiali prawie godzinę i pod koniec Tommy zrozumiał, że wielkie duchy chcą, by za cztery dni zabił ojca, czyli w niedzielę rano. – To mój wolny dzień – powiedział Rączy Jeleń – więc nie pomogę ci. Ale pewnie o to chodzi, abyś sam przekonał duchy o swej sile. Przez te kilka dni zaplanujemy wszystko wspólnie, tak, że gdy nadejdzie niedziela, będziesz gotów. – Tak – powtórzył chłopiec sennie. – Zaplanujemy to wspólnie. Niebawem sędzia wrócił ze spotkania w interesach, które odbyło się bezpośrednio po sesji sądu. Narzekając na upał udał się prosto na górę, pod prysznic. Matka wróciła do domu pół godziny wcześniej. Siedziała w salonie na fotelu, z nogami na wyściełanym taborecie, czytając najnowszy numer Miasta i Wsi, i sącząc to, co nazywała „koktajlem przed koktajlem”. Ledwie raczyła podnieść głowę, gdy sędzia wychylił się z hallu i powiedział, że idzie wykąpać się. Ojciec zniknął w łazience, a Tom udał się do kuchni i ze stojaka przy piecyku wyjął nóż rzeźnicki. Rączy Jeleń kosił trawnik. Chłopiec wszedł do salonu i pocałował matkę w policzek. Zdziwiła ją ta czułość, ale jeszcze bardziej nóż, który Tom dwukrotnie wbił jej w klatkę piersiową. Teraz udał się na górę i zatopił nóż w brzuchu sędziego, gdy ten wychodził spod prysznica. Wrócił do swojego pokoju i rozebrał się. Na koszuli było mnóstwo krwi. Umył się szybko nad umywalką i spłukał wszelkie czerwone ślady, po czym włożył czyste ubranie. Starannie zawinął pokrwawione rzeczy w stary ręcznik i ukrył je na strychu za workiem marynarskim. Pomyślał, że pozbędzie się ich później. Zszedł na dół, minął salon nie spojrzawszy nawet na ciało matki i skierował się prosto do gabinetu sędziego. Wysunąwszy z biurka dolną szufladę wyjął spod pliku teczek rewolwer. Zgasił w kuchni jarzeniową lampę i światło docierało jedynie przez okna, dość jasne, ale pomieszczenie częściowo tonęło w zimnych cieniach. Położył nóż rzeźnicki na blacie szafki obok lodówki, właśnie w cieniu, rewolwer zaś na jednym z krzeseł przy stole, które wysunął spod blatu, tak, by mógł łatwo sięgnąć po broń, a zarazem ją skrył. Wyszedł przez szklane drzwi łączące kuchnię z patio i zawołał Rączego Jelenia. Ten nie usłyszał chłopca, gdyż hałasowała kosiarka, ale przypadkowo podniósł wzrok i zobaczył, że Tommy macha ręką. Zdziwiony wyłączył maszynę i skierował się do domu przez w połowie skoszony trawnik. – Tak, Thomas? – zapytał nieco oficjalnie wiedząc, że sędzia z żoną są w domu. – Matka chce, żebyś jej w czymś pomógł wyjaśnił Tommy – poprosiła mnie, bym cię zawołał. – Pomógł? – Tak. W salonie. – O co chodzi? – Potrzebuje... chodź, pokażę ci. Indianin poszedł za chłopcem. Weszli przez ogrodowe drzwi do ogromnej kuchni i ruszyli w stronę hallu obok lodówki. Tommy zatrzymał się nagle i powiedział: – Aha, przypomniałem sobie, matka kazała, żebyś wziął nóż, ten na szafce przy chłodziarce. Rączy Jeleń odwrócił się i wziął nóż leżący na zacienionym, wyłożonymi kafelkami blacie. Zdumiony otworzył szeroko oczy. – Mały Wodzu, na nim jest krew. Krew... Tommy wcześniej chwycił rewolwer z krzesła. Gdy czerwonoskóry zdziwiony odwrócił się do niego, chłopiec trzymając broń w obu rękach strzelał, aż opróżnił magazynek, choć odrzut nieomal zbijał go z nóg. Co najmniej dwa pociski trafiły Indianina, a jeden rozerwał mu gardło. Upadł ciężko na podłogę. Nóż potoczył po wykładzinie. Tommy przysunął nogą ostrze do ciała, aby upozorować, że trzymał je Indianin. Chłopiec zrozumiał posłanie wielkich duchów lepiej niż jego mentor. Chciały, by natychmiast uwolnił się od wszystkich, którzy sprawowali nad nim nawet nieznaczną władzę: od sędziego, matki i Rączego Jelenia. Tylko wówczas mógł osiągnąć wzniosły cel: zagarnąć władzę absolutną. Zaplanował trzy morderstwa z wyrachowaniem godnym komputera i popełnił je, beznamiętnie i skutecznie, właśnie jak maszyna. Nie czuł nic. Uczucia nie przeszkadzały mu w czynach. Może tylko nieco bał się i trochę podniecił, nawet uradował, ale to go nie rozpraszało. Przyjrzawszy się chwilę ciału, podszedł do telefonu w kuchni, zadzwonił na policję i histerycznie relacjonował, że Indianin, z okrzykami zemsty, zabił rodziców, i że on, Tommy, zastrzelił go z broni ojca. Oczywiście nie opowiadał tego wszystkiego tak płynnie. Udawał roztrzęsionego i zdezorientowanego tym, co wydarzyło się, aż policjanci uspokajali go cierpliwie kilka minut. Wreszcie przestał bełkotać i podał im nazwisko oraz adres. Ćwiczył tę scenę w wyobraźni całe popołudnie. Teraz był niezmiernie zadowolony, że tak przekonująco grał. Przed domem na podjeździe czekał na policję. I naprawdę płakał, ale były to łzy ulgi. Jeszcze dwukrotnie zobaczył księżycowego jastrzębia. Zawsze wtedy, gdy czuł potrzebę i pragnął zapewnienia, że podąża właściwą drogą. Ale nigdy już nikogo nie zabił. Tylko dlatego, że nie musiał. Dziadkowie ze strony matki wzięli go do domu w innej części Phoenix. Ponieważ przeżył taką tragedię, pozwalali mu prawie na wszystko, jakby odmówienie czegokolwiek było zbyt okrutne. Jako jedyny spadkobierca odziedziczył majątek ojca, którego wartość zwielokrotniły wysokie polisy na życie. Tak więc miał zagwarantowane pierwszorzędne wykształcenie i mnóstwo pieniędzy po ukończeniu uniwersytetu. Świat stał przed nim otworem. A dzięki Rączemu Jeleniowi wiedział ponad wszelką wątpliwość, że jest wybrańcem losu, przyszłym władcą świata i ludzi. Tylko szaleniec zabijał bez potrzeby