Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Nie wiem - odparł Richards. - Dwa ziemskie dni temu otrzymałem raport od doktora Mastersona, który był dyrektorem kompleksu. Twierdził, że zespół jednego z laboratoriów wpadł na fascynujący trop, tak jednak niezwykły, że na razie za wcześnie jeszcze cokolwiek rozgłaszać. Chciał poczekać, aż testy potwierdzą śmiałe przypuszczenia. Możliwe, że właśnie w trakcie tych testów zdarzyło się coś fatalnego. - Chryste - jęknął Austin. - Tylu ludzi. Sami najlepsi naukowcy. Żadni zwykli robotnicy. Boże, mój Boże. Czy rozumiesz, co powiedzą teraz na dorocznym walnym zebraniu? Jak ja to wyjaśnię udziałowcom? Kea stwierdził, że tego też nie wie. Druga katastrofa miała wymiar wewnątrzkompanijny. Sporządzono raport końcowy z projektu Suk. Austin przejrzał dokument i stwierdził, iż było to coś na kształt finansowej czarnej dziury. Dotacje pochłonęły trzydzieści osiem procent aktywów całego Bargeta Ltd. Co gorsza, tajny załącznik z naukową analizą przedmiotu stwierdzał jednoznacznie, że próby uzyskania poszukiwanej przez Richardsa substancji nie tylko spełzły na niczym (niszcząc przy okazji Deimosa), ale od początku skazane były na fiasko. Czegoś takiego nie da się otrzymać. To mit, zupełnie jak kamień filozoficzny, czysty silnik spalinowy czy zimna fuzja. Bargeta stanął na krawędzi bankructwa, a wraz z nim całe konsorcjum. Będzie miał szczęście, jeśli przetrwa jeszcze ze dwa lata. Chyba, że zdarzy się jakiś cud, na co jednak trudno liczyć. Austin doczytał do ostatniej strony i poszedł szukać Richardsa. Znalazł go w jego gabinecie. Doszczętnie już ogołoconym. W kącie stały przeznaczone do wysyłki kufry i skrzynki. - Co... Kea wskazał kopertę. Leżała na biurku i była zaadresowana do Austina. Bargeta wyjął dokument, spojrzał. Kea składał rezygnację. - To wszystko moja wina - powiedział głuchym głosem, jakby jeszcze się nie otrząsnął. - Myliłem się. Nie ma złota, żadnej tęczy w dali. Bargeta chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Kea też zamilkł, położył tylko Austinowi dłoń na ramieniu i wyszedł. Bargeta przysunął się do okna i spojrzał z wysokości dwusetnego piętra na Madison Avenue. Dla niego to był koniec świata. Dla niego, jego rodziny, kompanii. Co dalej? Co teraz? Wydarzenia potoczyły się jednak szybciej niż oczekiwał. Fatalny raport przeciekł na zewnątrz zanim jeszcze zwołano specjalne spotkanie udziałowców. Posiadająca oddziały na wszystkich kontynentach i planetach Wall Street poznała szczegóły. Późniejsze śledztwo ujawniło, iż dokładnie w przeddzień doręczenia raportu Austinowi ktoś zarzucił rynek akcjami Bargeta Ltd. Pierwotnego właściciela oferowanego pakietu nigdy nie udało się ustalić; każda z akcji przeszła przez zbyt wiele rąk, zanim trafiła na rynek. Kea Richards opuścił swoje posiadłości na Ziemi, przyjaciół, kobiety, majątek. Było to dziwne, zaś stan jego apartamentów sugerował, iż bajecznie bogaty Kea preferował spartański tryb życia. Ktokolwiek do nich zajrzał, miał powody do zdziwienia. Domy były ledwie umeblowane, czasem okazywało się, że wyposażenie pochodziło z wynajmu. Podobnie z jachtami i ślizgaczami. Austin Bargeta przetrwał jakoś pierwsze spotkanie akcjonariuszy, którzy, podobnie jak on nie potrafili wciąż pozbierać myśli. Też czytali ten sam raport. Wobec braku pomysłów postanowiono zebrać się ponownie następnego ranka. Tym razem Austina zabrakło. Jeszcze wieczorem wrócił do biura i wyjął z prywatnego sejfu pistolet, trzynastomilimetrowy antyk, który strzelał pełnymi nabojami zespolonymi z zawierającą miotający ładunek prochowy łuską. Od wielu lat trzeba była zamawiać je w specjalnych warsztatach. Broń była równie stara, co historia rodu Bargetów. Austin przeładował ją, wprowadzając nabój do komory, niezdarnie obrócił wylot lufy w kierunku skroni, pomyślał, że przynajmniej ocali w ten sposób honor, i nacisnął na spust. Kula wyrwała mu większość czołowych płatów mózgu. Niestety, nie starczyło tego, by uśmiercić organizm. Austin Bargeta zmienił się w głuche i nieme warzywo, zdolne jedynie do prostych reakcji motorycznych. Wstrząśnięty Kea Richards wysłał natychmiast z Ganimedesa propozycję pomocy. Ma pewien kapitał, chętnie przeznaczy go na fundusz opiekuńczy, aby nie trzeba było oddawać Austina do publicznej placówki służby zdrowia. Rodzina odrzuciła propozycję. Mogli być bankrutami, ale nie zamierzali zdawać się na dobroczynność. Kea poczuł ukłucie żalu - że też ten bydlak musiał spudłować. Uznał jednak, że został pomszczony, podobnie jak wielu innych, w tym jego zapomniana prawie matka, skazana na grozę podróży międzygwiezdnym liniowcem. Jak ojciec i dziadek, i ci mieszkańcy Hilo, którzy zginęli z powodu skąpstwa jakiejś upiornie bogatej kompanii, która pożałowała pieniędzy na bariery ochronne. I jeszcze Leong Suk, biedna przez całe życie, zarówno w rodzinnej Korei, jak i na Maui. Ten nieszczęśnik Tompkins, który bez wątpienia zasłużył sobie na coś więcej niż wegetacja w roli religijnego oszusta