Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

A jeśli pojawi się taka potrzeba, to cóż, z dużą przy- jemnością sam to zrobię. Matka prosiła mnie, bym sam nie zabi- jał księżycowego elfa, ponieważ zawsze istnieje możliwość od- krycia, ale z przyjemnością wykorzystałbym okazję do walki. Czyż nie przysięgałem dopilnować, by każdy z szarych pretendentów do korony został zniszczony? Nevarth nie mógł tego dłużej znieść. Wyskoczył ze swojej kry- jówki z mieczem w ręku i rzucił się w stronę zdrajców. Obaj zaskoczeni unieśli wzrok, gdy wypadł na nich księżyco- wy elf. Nevarth ze zdziwieniem uświadomił sobie, że zna jedne- go z nich. Fenian NiTessine przed wielu laty opuścił z całą ro- dziną Evermeet i udał się do Cormanthoru. Drugi, młodszy elf 387 Elaine Cunningham również wydawał się znajomy, choć Nevarth nie potrafił przypo- mnieć sobie jego imienia. Oba elfy wyjęły miecze. Bez słów odsunęły się od atakujące- go elfa, zmuszając Nevartha do wyboru celu. Księżycowy elf wybrał Feniana i ruszył w jego stronę, unosząc miecz do ciosu z góry. Zgodnie z przewidywaniem Nevartha, Fenian uniósł swoje ostrze, by sparować cios. Księżycowy elf opuścił swój miecz z siłą wystarczającą, by z ostrza Feniana poleciały iskry. Nim zdrajca zdołał odzyskać równowagę i uwolnić broń, Nevarth wyciągnął zza pasa długi nóż i wszedł pod złączone ostrza. Drugi elf ciął mocno, głęboko rozcinając wierzch dłoni Ne- vartha i niszcząc jego zabójczy cios. Księżycowy elf gwałtownie cofnął ręce i jakimś cudem udało mu się uderzyć drugiego na- pastnika w twarz. Odsunął się i stanął przed dwoma złotymi elfa- mi. Ci zbliżyli się niczym polujące koty, trzymając przed sobą miecze. Nevarth robił, co mógł, lecz jego dwa ostrza nie wystarczały przeciwko mieczom złotych zdrajców. Raz za razem przebijali się przez jego zasłonę, a ich klingi pozostawiały długie, krwawe ślady na jego ramionach, piersi, twarzy. Mimo to Nevarth walczył dalej, nie tylko o swoje życie, ale i o życie króla. Musiał przeżyć albo Zaor wejdzie w pułapkę zdrajców. Kobiecy głos zawołał go po imieniu i Nevarth nagle zrozu- miał, że wygrał. - To Amlaruil, Wielki Mag - poinformował przeciwników, wypowiadając słowa między szybko wymienianymi ciosami. - Już nie żyjecie. Na twarzy młodszego elfa pojawiła się głęboka nienawiść, lecz odsunął się od Nevartha. - Fenian, między drzewa! Niech królewska dziwka znajdzie swojego martwego rycerza. Możesz jązdjąć z łuku, kiedy będzie go żałować. Nevarth uznał to za lekką przesadę, zważywszy na to, że dale- ko mu jeszcze było do śmierci. W chwili, gdy ta myśl pojawiła 388 Evermeet: Wyspa Elfów się w jego głowie, złoty elf rzucił się do przodu, a jego miecz poruszał się tak szybko, że po jego przejściu w powietrzu zdawał się pozostać srebrzysty ślad. Nevarth nie poczuł ciosu, lecz był świadomy pędzącej w jego stronę skrwawionej ziemi. Jakaś od- legła część jego umysłu widziała, jak złoty elf chowa miecz do pochwy i znika w lesie. Próbował ostrzec Amlaruil, próbował odgonić ją machnię- ciem ręki, próbował powiedzieć „nie", kiedy przy nim uklękła. Ale jego ciało było tak strasznie zimne ijuż nie reagowało na jego rozkazy. Żadne słowa nie wychodziły z jego rozdartego gardła. Przez chwilę pomyślał o swojej Araushnee, lecz co dziwne, nie potrafił sobie przypomnieć jej twarzy. Blask opuszczał jego oczy, aż w końcu pozostał mu tylko obraz świecącego rubinu na dłoni i głębokie, straszliwe poczucie klęski. Amlaruil zginie przez niego. Tak, zginie, a wraz z nią wszystkie dzieci Corellona, wykrzyk- nął znajomy aksamitny głos w jego głowie. Nevarth usłyszał, jak Amlaruil sapie z zaskoczenia i pojął, że ona również usłyszała te bezgłośne słowa. I odszedł, duch w końcu opuścił jego okrwawione ciało. Amlaruil wpatrywała się z niedowierzaniem w martwego elfa. Miała zamęt w głowie, próbując zrozumieć, co tu się stało. Brał udział w zażartej walce - słyszała brzęk broni z niedalekiej alta- ny. Jego wrogowie nie mogli ujść daleko