Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Czy waszym zdaniem pilot ostatnio się zmienił? - Jest bardzo zły, Wasza Wysokość. Od wielu godzin. Widziałem, jak raz kopnął helikopter. Ale trudno mi powiedzieć, czy się zmienił. Przedtem nie miałem okazji go bliżej poznać. Kapral miał koło czterdziestki i chciał uniknąć kłopotów. Drugi policjant był młodszy i jeszcze bardziej wystraszony. Mieli rozkaz obserwować pałac i kiedy pilot odjedzie, bądź w ogóle wyjedzie stąd jakikolwiek samochód, nie zatrzymywać go, lecz natychmiast poinformować przez radio dowództwo. Obaj zdawali sobie sprawę, w jak niezręcznej znaleźli się sytuacji. Chan Gorgonów miał bardzo długie ręce. Znali służących i strażników zmarłego chana, którzy, oskarżeni przez niego o zdradę, w dalszym ciągu gnili w policyjnych lochach. Wiedzieli jednak, że o wiele gorzej jest narazić się wywiadowi wewnętrznemu. - Każ mu przestać, Azadeh. Niech zgasi silniki. - Nigdy jeszcze nie był... taki zagniewany na mnie, a dziś wieczorem... - Poirytowana przewróciła oczyma. - Chyba nie będę mu posłuszna. - Musisz być! - Kiedy jest nawet lekko wytrącony z równowagi - mruknęła po chwili - nie potrafię nad nim zapanować. Policjanci widzieli, jaka jest blada, i było im jej żal, ale jeszcze bardziej obawiali się o siebie; słyszeli, co zdarzyło się w górach. Niech Bóg chroni nas przed Człowiekiem z Nożem! Jak ciężki musi być los żony tego barbarzyńcy, który, o czym wszyscy wiedzą, wypił krew zabitych przez siebie górali, czci leśne duchy, narusza boskie prawa, tarza się nago w śniegu i zmusza ją do tego samego! Silniki zakrztusiły się i zaczęły gasnąć. Erikki ryknął z gniewu i walnął swoją wielką pięścią w bok kokpitu, wgniatając aluminium. - Za twoim pozwoleniem, Wasza Wysokość, pójdę już do łóżka - oznajmiła Azadeh. - Wezmę chyba tabletkę na sen. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej... - Dobrze. Tabletka to dobry pomysł, bardzo dobry. Obawiam się, że ja będę musiał wziąć dwie. Plecy bardzo mnie bolą i nie mogę zasnąć bez tych środków. To wszystko przez niego - dodał gniewnym tonem Hakim. - Przez niego teraz cierpię. Wezwij strażników, którzy pełnią wartę przy bramie - polecił ochroniarzowi. - Chcę im dać instrukcje. Chodź, Azadeh. Stawiając z bólem kroki, oddalił się. Za nim posłusznie podreptała jego siostra. Silniki znowu zaczęły zawodzić i chan odwrócił się poirytowany. - Jeśli nie przestanie w ciągu pięciu minut - warknął do policjanta - każ mu to zrobić w moim imieniu. Na Boga, daję mu tylko pięć minut! Skrępowani sytuacją policjanci patrzyli, jak odchodzi, i jak biegną za nim po schodach ochroniarz i dwaj strażnicy spod bramy. - Co mamy zrobić, skoro nie potrafi mu przemówić do rozsądku nawet Jej Wysokość - zauważył starszy policjant. Światła na dziedzińcu zgasły. Po sześciu minutach silniki wciąż się krztusiły i zawodziły. - Lepiej wykonajmy rozkaz chana. - Młodszy policjant był bardzo podenerwowany. - Powiedział: pięć minut. Minęło już więcej czasu. - W każdej chwili bądź gotów do ucieczki i niepotrzebnie go nie denerwuj. Odbezpiecz broń. - Pełni obaw zbliżyli się. - Pilocie! - Ale Człowiek z Nożem odwrócony był do nich plecami i na pół schowany w kokpicie. Psi syn! Podeszli jeszcze bliżej, tuż pod wirujące śmigło. - Pilocie! - powtórzył głośniej kapral. - Nie słyszy cię. Kto by tu coś usłyszał? Idź do przodu, będę cię osłaniał. Kapral kiwnął głową, polecił swoją duszę Bogu i tuląc głowę w ramiona, wszedł w wir powietrza. - Pilocie! - Musiał podejść bardzo blisko i dotknąć go. - Pilocie! Dopiero teraz wielkolud odwrócił się z ponurym wyrazem twarzy i mruknął coś w swoim barbarzyńskim języku. - Ekscelencjo pilocie, będziemy poczytywać sobie za zaszczyt - oznajmił kapral, z wymuszonym uśmiechem i grzecznością - jeśli wyłączy pan silniki. To rozkaz Jego Wysokości chana. Widząc zakłopotaną minę pilota, przypomniał sobie, że Człowiek z Nożem nie mówi w żadnym cywilizowanym języku, i powtórzył to samo wolniej i głośniej, pomagając sobie rękoma. Ku jego olbrzymiej uldze, pilot kiwnął przepraszająco głową, przekręcił kilka wyłączników i wycie silników zaczęło cichnąć, a śmigło zwolniło obroty. Dzięki niech będą Bogu