Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- No nie wiem... - Może więc przyjmiemy salomonowe rozwiązanie - zaproponował Logan. -Ty zabierzesz chłopców ze sobą rano, a ja wpadnę po nich w okolicach południa. Stella poczuła ostre ściskanie w dołku. To zabrzmiało wyjątkowo naturalnie, jakby byli prawdziwą rodziną. Tak ją oszołomiła ta świadomość, że ledwo docierały do niej prośby i błagania synów. - No, dobrze - wykrztusiła w końcu. - Jeżeli jesteś pewien, że nie będą ci przeszkadzać. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej oficjalny ton. - Jeżeli tylko spróbują, natychmiast ich wykopię. Tak jak teraz. Chłopcy -spojrzał na Luke'a i Gavina - może pójdziecie sprawdzić, co robi Parker, bo chciałbym zamienić z waszą mamą kilka słów na osobności? Gavin zrobił zdegustowaną minę. - Chodźmy, Lukę. On na pewno znowu chce ją pocałować. - Rety, nie zdawałem sobie sprawy, że moje zamiary są aż tak przejrzyste -jęknął teatralnie Logan, po czym uniósł palcem podbródek Stelli i przycisnął usta do jej warg. - Witaj, Stello. - Cześć, Loganie. - Czy powiesz mi, co się w tej chwili kłębi w twojej głowie, czy mam zgadywać? - Bardzo wiele. I zarazem nic w szczególności. - Gdy stanęłaś w drzwiach, robiłaś wrażenie ogłuszonej. - Ogłuszonej? Niezbyt często można usłyszeć to słowo w dzisiejszych czasach. - Może przejdziemy się kawałek? - W porządku. - Nie chcesz wiedzieć, czemu przyszedłem tu dzisiejszego popołudnia? - Żeby przynieść Lily lalkę. Ruszyli przed siebie żwirową ścieżką. Dolatywały do nich głosy chłopców i szczekanie psa oraz świst plastikowego kija baseballowego Luke'a. - Owszem. I żeby wprosić się do was na kolację, bo zdaję sobie sprawę, że teraz tylko w ten sposób mogę zjeść posiłek w twoim towarzystwie. Zapewne jeszcze przez jakiś czas nie zdołam cię odciągnąć od tego maleństwa. Musiała się uśmiechnąć. - Najwyraźniej moje intencje są również przejrzyste. Ale maleńkie dziecko w domu to taka radość! Jeżeli uda mi się wykraść ją Hayley i porwać sprzed nosa Roz, mogę się nią bawić jak... jak lalką. Rany, te wszystkie słodkie ciuszki! Ponieważ nie mam dziewczynki, nie zdawałam sobie sprawy, jaka wciągająca może być zabawa w przebieranki. - Kiedy zapytałem, czy na widok Lily nabrałaś ochoty na kolejne dziecko, spanikowałaś. - Wcale nie. - No dobrze, ale byłaś spięta. Dlaczego? To chyba normalne, jeśli się jest kobietą w średnim wieku i matką dwóch dorastających chłopców. Uhm. I kolejny raz się najeżyłaś, kiedy usłyszałaś, że chcę jutro zabrać dzieci do siebie. Nieprawda. Po prostu już zaplanowałam... Nie wciskaj mi kitu, Rudzielcu. Sprawy rozwijają się zbyt szybko i to w kierunku, w którym nie planowałam iść. Jeżeli zamierzasz planować każde posunięcie, to może powinienem ci wyrysować jakąś pieprzoną mapę życia. Dziękuję bardzo. Sama mogę ją sobie wyrysować. I nie rozumiem, czemu się irytujesz. Zapytałeś, to ci szczerze odpowiedziałam. - Przystanęła przy bujnie pnącej się do góry passiflorze. - Tym bardziej że słyszałam, iż na Południu obowiązuje powolne tempo. Irytujesz mnie od chwili, gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Wielkie dzięki za niezwykły komplement. To powinno dać mi do myślenia - ciągnął Logan. - Od początku byłaś niczym drażniące swędzenie między łopatkami - dokładnie w tym miejscu, gdzie samemu nie można się podrapać, bez względu na to jak bardzo człowiek by się wyginał. Prawdę mówiąc, mnie również odpowiadałoby wolniejsze tempo. Zazwyczaj nie widzę sensu w poganianiu życia. Ale widzisz, Stello, człowiek nie może sobie zaplanować, jak, kiedy i w kim się zakocha. A ja akurat zakochałem się w tobie. Loganie... Widzę, że to cię śmiertelnie przeraża. Mogą istnieć ku temu dwa główne powody. Albo nie odwzajemniasz moich uczuć i boisz się mnie zranić, albo ty też jesteś we mnie zakochana i czujesz lęk. - Zerwał dorodny kwiat passiflory i wetknął Stelli we włosy. Był to niezwykle romantyczny gest, ostro kontrastujący z napięciem w jego głosie. - Osobiście przychylam się do tego drugiego. Nie tylko dlatego, że mi tak wygodniej, ale ponieważ dobrze wiem, co się dzieje i z tobą, i ze mną, kiedy się całujemy. To jedynie pożądanie. Najzwyklejsza chemia. Doskonale znam różnicę pomiędzy pożądaniem a miłością. - Chwycił ją gwałtownie za ramiona. - I ty także. Oboje już kiedyś byliśmy zakochani, więc dobrze znamy to uczucie. Może masz rację. Tym bardziej więc nie powinniśmy się spieszyć. Znałam Kevina cały rok, zanim pomyśleliśmy o poważnym związku, a musiał minąć następny, żebyśmy zaczęli planować wspólną przyszłość. Mnie i Rae zabrało to tyle samo czasu. I co, Stello? Oboje jesteśmy sami. Z różnych powodów, ale to niewiele zmienia. Oboje wiemy, że w takich sprawach nikt nie może liczyć na żadne gwarancje, bez względu na to, jak wiele czasu i wysiłku poświęci na opracowanie planów. Masz rację. Ale to niezgodne z moją naturą. Poza tym nie chodzi jedynie o mnie. Nie jestem idiotą, Stello - powiedział, przesuwając dłońmi po jej ramionach. - Co więcej, zdołałbym na siłę zaprzyjaźnić się z twoimi dziećmi, jeśli dzięki temu mógłbym cię zdobyć. Rzecz w tym, że szczerze ich polubiłem. Miło mi, jak się kręcą w pobliżu. Wiem. - Tym razem to Stella ścisnęła go za ramiona. - Wiem - powtórzyła. -Bez trudu rozpoznaję, czy ktoś tylko udaje sympatię do moich dzieci, czy rzeczywiście ma dla nich cieplejsze uczucia. Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Nie podoba mi się to, co mówisz. Rozumiem. Ale jestem szczera. Doskonale zdaję sobie sprawę, co czuje dziecko, którego matka rzuca się w ramiona pierwszego lepszego mężczyzny. Oczywiście, w żadnym razie nie uważam ciebie za pierwszego lepszego - dodała spiesznie, widząc wściekłość w oczach Logana. - Rzecz w tym, że teraz chłopcy są dla mnie najważniejsi. A dlaczego uważasz, że i dla mnie nie mogliby się stać ważni? Jeżeli uważasz, że nie umiałbym być dla nich dobrym ojcem, wówczas rzeczywiście to ty masz poważny problem. Potrzeba czasu, żeby... Wiesz, co trzeba zrobić, by taka roślina stała się równie silna? - Wskazał palcem na passiflorę. - Krzyżować ją z innymi. Tak. Ale to wymaga czasu. Od czegoś trzeba zacząć. Nie kocham twoich synów tak mocno jak ty. Ale mógłbym ich pokochać, gdybyś mi dała szansę. Dlatego proszę cię, żebyś za mnie wyszła. O, Boże. Nie mogę... my nie... - Zaczęła nerwowo łapać ustami powietrze. -Małżeństwo! Nie mogę złapać tchu. To dobrze. Dzięki temu może przez najbliższe pięć minut uda ci się zachować milczenie. Kocham cię i bardzo lubię twoich chłopców. Gdyby jeszcze parę miesięcy temu ktoś mi powiedział, że będę chciał wziąć sobie na głowę upierdliwego rudzielca i dwójkę rozwrzeszczanych dzieciaków -umarłbym ze śmiechu. A tymczasem popatrz, co się stało. Mógłbym zaproponować, żebyśmy zamieszkali razem na jakiś czas i zobaczyli, czy wszystko się ułoży, ale wiem, że na to byś się nie zgodziła. Więc po prostu zróbmy, co mamy zrobić, a potem spokojnie zajmijmy się życiem