Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Już w młodości marzył o zbudowaniu silnika, który pod względem kosztów eksploatacji usunąłby w cień istniejące napędy. Diesel zrezygnował z gaźnika. Zapłon następował dzięki gorącemu, sprężonemu powietrzu, co pozwalało optymalnie wykorzystać paliwo. W 1892 roku cud techniki został opatentowany. Dieslowi udało się wylansować nowy silnik po ostrych walkach z przemysłem. Upór się opłacił: wynalazek odniósł sukces, a jego twórca zdobył majątek. Nastąpiły jednak poważne komplikacje: inni wynalazcy postanowili prawnie zakwestionować opis patentowy. Długotrwałe procesy nadszarpnęły psychikę Diesla, do czego nie mógł się otwarcie przyznać. Imperium się rozrastało, musiał aktywnie pracować. Problemy się mnożyły, a ponieważ nie był w stanie ich udźwignąć, kilkakrotnie leczył się w klinice psychiatrycznej. Choroby uniemożliwiały Dieslowi stałą kontrolę produkcji. Obniżyła się jakość silników, rosła natomiast liczba reklamacji i skarg. Wielki wynalazca próbował ratować, co się da. Po wyjściu z kliniki ostatkiem sił rzucił się w wir pracy. „Zmagania ostatnich dziesięcioleci pozostawiły w nim pewną rysę" wspomina Eugen Diesel w biografii ojca. – „Miałem wrażenie, że w tamtym okresie nieustannej walki nieprawdopodobny wysiłek myślowy, napięcie psychiczne oraz szalone skrajności, w które popadał, spowodowały, że jego umysł uległ swoistemu przeciążeniu, co doprowadziło do rozluźnienia intelektualnych i emocjonalnych »węzłów«, które spajały osobowość Diesla". Chybione inwestycje finansowe i wątpliwe lokaty pieniędzy dopełniły reszty. Handlowe talenty Diesla nie dorównywały jego uzdolnieniom technicznym. Duma nie pozwoliła mu się jednak do tego przyznać. Niedawny milioner miał już wkrótce zostać bankrutem. W depresji zrodziła się myśl o samobójstwie. Diesel spalił stosy akt, odwiedził przyjaciół i krewnych i wszedł na pokład statku do Londynu. W nocy z 29 na 30 września 1913 roku skoczył za burtę. Rodzinie pozostawił ogromne długi. Kto naprawdę wynalazł samochód? Przedstawiając Daimlera i Benza jako ojców motoryzacji, kierowałem się utartymi opiniami, które znajdziemy także w literaturze fachowej i encyklopediach. Osoby lepiej obeznane z historią automobilu wiedzą jednak, że nie jest to cała prawda, ponieważ w wiedeńskim Muzeum Techniki nadal można oglądać czterokołowy pojazd napędzany silnikiem benzynowym. którego twórcą jest mechanik pochodzący z Meklemburgu, mieszkaniec stolicy Austrii Siegfried Marcus (1831-1898). Marcus skonstruował swój prototyp już w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. W 1873 roku w czasie Wystawy Światowej w Wiedniu zaprezentował również pierwszy silnik benzynowy z zapłonem elektrycznym. W tym okresie (dokładny rok nie jest znany) mógł się pochwalić zaskoczonym specjalistom drugim, ulepszonym automobilem, tym samym, który można obecnie podziwiać w wiedeńskim muzeum. Marcus wyposażył benzynowy czterotakt w sprzęgło, gaźnik, chłodzenie wodą, jałowy bieg, rozrząd ślimakowy, rozrusznik, przepustnicę i elektryczny zapłon. Co ciekawe, Marcus nie złożył zgłoszenia patentowego, co skłoniło jego krytyków do podejrzeń, że pojazd nie był sprawny – nie mógł jeździć. Czy wynalazca nagle się przestraszył? Nowe informacje pojawiły się dopiero w 1950 roku. W ramach przygotowań do obchodów jubileuszu ku czci Marcusa postanowiono dokładnie oczyścić cenny zabytek. Na oczach zaciekawionej publiczności uruchomiono silnik i okazało się, że działa bez zarzutu. Pokaz powtórzono w 1988 roku, a odpowiadał za niego Gerhard Schaukal z Wiedeńskiego Muzeum Techniki. „Do tej pory nie wiadomo dokładnie, kiedy Marcus zmontował drugi automobil, obecną własność muzeum", wyjaśnił mi w czasie rozmowy w 1996 roku. „Według naszych ustaleń, w grę może wchodzić okres między 1875 i 1888 rokiem. Decydującym czynnikiem jest tu moim zdaniem fakt, iż około 1865 roku Marcus jako pierwszy ustalił, że benzyna to podstawa sprawnego silnika i że mniej więcej w 1870 roku, co zresztą zostało udowodnione, wyprodukował on automobil, z którego do naszych czasów zachowała się jednak tylko opatrzona datą fotografia". Schaukal wypowiadał się bardzo ostrożnie, o czym może przekonać się każdy, kto sięgnie po opublikowaną w 1944 roku obszerną pracę Alfreda Buberla. Na podstawie dokumentów historycznych wykazał on, że wbrew wszelkim krytycznym zarzutom to właśnie Siegfried Marcus powinien być uważany za wynalazcę automobilu. Jednym z dowodów prawdziwości tego stwierdzenia jest artykuł Alberta H. Curjelsa, wydrukowany w 1904 roku w „Allgemeine Automobil-Zeitung", w którym autor wspomina próbną jazdę automobilem Marcusa: „W 1866 roku Marcus zaprosił mnie, abym wziął udział w wypróbowaniu pierwszego automobilu. Przyjąłem to zaproszenie z prawdziwą przyjemnością. [...] Wreszcie silnik parsknął i podjął pracę, a Marcus wskazał mi miejsce do siedzenia. Sam zajął się kierowaniem. Pojazd rzeczywiście udało się uruchomić i przejechaliśmy dobre dwieście metrów. Ale potem maszyna odmówiła posłuszeństwa i nasza próbna jazda definitywnie się zakończyła". Innym historycznym świadkiem jest wiedeński pisarz Emil Ertl, który cały rozdział opublikowanej w 1927 roku książki Geschichten aus meiner Kindheit (Opowieści mego dzieciństwa) poświęcił żywemu opisowi próbnej jazdy ulicami Wiednia, którą odbył ponoć (w 1871 roku!) drugim automobilem Marcusa. Z relacji Ertla wynika, że podobnie jak później Daimler i Benz, także Marcus musiał się użerać z tępymi urzędnikami. „Jechaliśmy! Jechaliśmy bez koni! Jechaliśmy nędznym pojazdem benzynowym, niczym pchani jakąś czarodziejską siłą, samym środkiem Mariahilfer Strasse! To było królewskie uczucie, brać udział w tak niezwykłej, nieomal magicznej jeździe. Ale cóż, rozkosz trwała zbyt krótko. Władza zawsze była przyjaciółką zastoju i nie podobało się jej, że coś porusza się w tak niezwykły sposób. [...] Jadąc w iście ślimaczym tempie, pokonaliśmy benzynowym powozem ledwie kilkaset łokci, gdy naszemu pragnieniu dalszej jazdy sprzeciwił się kordon policjantów, którzy bez pardonu ściągnęli kierowcę na ziemię. Wzburzony Marcus usiłował wytłumaczyć, że udało mu się znacznie zmniejszyć hałasy dobiegające z silnika, ale na próżno