Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jam ci chciał z nim z początku postąpić łaskawie, Ale że dumy jego tak na hardą każą, Choćby się nawet bronił, weźcie go pod strażą. SANKTY Będzie-ć on uważniejszy, królu, po rozmyśle! Teraz zaraz po zwadzie napadli nań ściśle. Dzielne serce w afektów pierwszym poruszeniu Z trudnością się dozwoli przywieść ku zniżeniu I choć zgrzeszy, choć samo grzech do siebie widzi, Przyznać myłkę i winnym osądzić się wstydzi. KRÓL Sankty, ciszej by o tym! Kto śmie hrabię wspierać, Chciałby podobno takież występki wywierać. SANKTY Milczę i słucham, panie, ale gdybym wiedział, Że cię tym nie urażę... KRÓL A cóż byś powiedział? SANKTY Że serce wychowane w bohatyrskich czynach Znajduje hańbę swoje w każdych przeprosinach I nie może się do nich bez sromoty skłonić; Skąd ciężko hrabi jednać albo się pokłonić, Ciężko o przeproś, choćby był podobno słuszny, I gdyby miał mniej serca, był ci by posłuszny. Każ raczej, królu, niechaj przez krwawe rozprawy Dosyć czyni zelżonym jako rycerz prawy, A dosyć czynić zawsze znajdzie go gotowo, Kto będzie chciał nadgrody. Ja zań daję słowo. KRÓL Zapomniałeś, z kim mówisz; ale twój wiek młody Wymawia cię i ścisłe w przyjaźni zawody. Król każdy, co chce mądrość powinna zachować, Ma swojej czci, ma i krwie poddanych szanować: Jam powinien za zdrowie moich być na straży I jak głowa wiedzieć, co który członek waży. Skąd widzisz, że się mylisz i że nie ja błądzę. Ty mówisz jako żołnierz, ja jako król rządzę. Wymawiaj hrabię, jak chcesz, grzeb dla niego Żydy, Słuchając mię nie miałby był żadnej ohydy; Przy tym moja-ć to krzywda: wziął temu poczciwe, Któregom ja urzędem uczcił lata siwe, I tak za porywczością niesłychanie hardą Mojej woli przyganił, mnie nakarmił wzgardą. Mnie tedy, mnie samemu dałby był nadgrodę. Nie mówmy o tym więcej. Ale nam na wodę Trzeba mieć oko, bo nam coś od morza grożą. ARIAS Albo się Maurowie zaś ku nam przewożą Zapomniawszy, jak mężne brali tu więc wstręty? KRÓL Na uściu rzeki już ich widziano okręty, A morze, pełne za swym powrotem do brzegu, Może ich w niespodzianym postawić tu biegu. ARIAS Nie poważą się porwać na wojnę bez wici, Twym szczęściem ustraszeni i tak często bici. KRÓL Przecie im to ciężka rzecz i oczy im kłuje, Że mi Andaluzyja, jak wielka, hołduje. To państwo, wzięte przez miecz i z stratą ich ludzi, Coraz się im przypomni i do pomsty budzi. Dlategom w Sewiliji już lat od dziesiątku Zasiadł swój tron, żebym tak przy lepszym porządku Miał ich na pilnym oku i żebym tak z bliska Obracał ich zamysły wszytkie w pośmiewiska. ARIAS Brali już często po łbie i mają w pamięci, Że co weźmiesz, tego-ć nikt z ręki nie wykręci. Nie trzeba się, królu, bać. KRÓL Ale ani drzymać. Trudniej niespodziewane najazdy utrzymać; I nieprzyjaciel, chociaż podbity pod nogi, Może jeszcze być, swój czas upatrzywszy, srogi. Nie myślę jednak głosić ani miasta trwożyć Ku nocy, bo wieść zwykła w trójnasób przyłożyć. Niech tylko w bramach, w porcie, po murach sowito Straże zawiodą! SCENA VII Król, Sankty, Alfons ALFONS Panie mój, hrabię zabito! Dijego swej zniewagi zemścił się przez syna. KRÓL Taką pomstę musiała przywlec ta przyczyna I nie darmom chciał zrazu zabieżeć tej zwadzie. ALFONS Chimena u twoich nóg swą żałobę kładzie, Idzie o prawo prosić, we łzach utopiona. KRÓL Chociaż mię musi ruszyć ta dziewka strapiona, Godne snadź były w hrabi takiego karania Zniewaga urzędnika, wzgarda rozkazania, Ale chociaż to słuszną odniósł on nadgrodę, Żal mi go i śmierć jego mam sobie za szkodę. Po tak długiej usłudze mnie i temu państwu, Po krwi często rozlanej przeciwko pogaństwu, Lubo mię był uraził, tę mu wdzięczność płacę, Ze mi go żal i że wiem, jak wiele w nim tracę. SCENA VIII Król, Diego, Chimena, Sankty, Arias, Alfons CHIMENA Królu, czyń sprawiedliwość! DIEGO Słuchaj drugiej strony. CHIMENA Padam do twych nóg! DIEGO Pokłon daję-ć uniżony. CHIMENA Proszę o prawo! DIEGO Mam swe obrony w tym swarze. CHIMENA Mścij się śmierci! DIEGO Która to znaczną pychę karze. CHIMENA Rodryg, królu!... DIEGO Uczynił czyn syna dobrego. CHIMENA Zabił rodzica mego! DIEGO A zemścił się swego. CHIMENA Krwie poddanych masz, królu, mścić się z każdej miary! DIEGO Pomsta zniewagi słuszna nie boi się kary. KRÓL Wstańcie oboje, a mów każdy z was po woli. Chimeno, twój frasunek, wierz mi, że mię boli I że mię w towarzystwie masz w swojej żałobie