Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Lekko błyszczące od brylantyny włosy, złoty zegarek i łańcuszek zawieszony na szyi upodabniały go trochę do dobrze prosperujących polskich mafiosów. Tutaj w Trójmieście było ich wielu. Batura jednak miał trochę więcej uroku i ogłady od niejednego takiego gangstera. - Witam tropiciela zagadek - rzekł z uśmiechem podchodząc do mnie, choć błysk zimnych oczu nie pozostawiał złudzeń co do jego zamiarów. Pewnie niejednego zwiódł ten szeroki, młodzieńczy uśmiech. Niestety jego urok nie działał na mnie. Znałem go jak własną kieszeń, a i on wiedział, że nigdy mu nie uwierzę, kiedy śmieje się w ten sposób. Z pewnością ćwiczył ten uśmiech dla zwykłej próżności. - Co za ubiór? - zaśmiał się, a następnie dodał: - Nie macie w ministerstwie lepszych strojów wieczorowych? Postanowiłem zakończyć część oficjalną spotkania i przejść do części roboczej. - Panie Jerzy, skąd pan wiedział, że tutaj jestem? Liczyłem w duchu na to, że Batura zapyta mnie, skąd wiedziałem, że on tutaj przyjdzie albo skąd się tutaj znalazłem? W Trójmieście jest zatrzęsienie knajp, moteli i moja obecność tutaj nie mogła być przypadkowa. - Doprawdy, Panie Samochodzik - oburzył się - nie jestem jasnowidzem. Nasze spotkanie jest w stu procentach przypadkowe. Niemniej jednak miło widzieć pana całego i zdrowego. Nie wiedziałem, że jest pan amatorem nocnych lokali. - Jak pan chce, panie Jerzy - westchnąłem ciężko uświadomiwszy sobie, że ten człowiek może grać rolę błazna bez końca. - Grajmy w otwarte karty! Doskonale pan wie, że operacja “Skarby wikingów” ma swoje zakulisowe niuanse, których do końca nie jestem świadomy. Wiem, że ma pan swojego człowieka na pokładzie “Havamala”. Ale prędzej czy później zdemaskujemy szpiega, a także odkryjemy pańskie prawdziwe zamiary. Nie zdradziłem się, że wiem od Stefana o pobycie Batury nad Zatoką Gdańską i Zalewem Wiślanym rok temu. Wiedziałem, z kim się wtedy spotkał, ale tę informację postanowiłem zachować dla siebie. Na tym etapie śledztwa nie należało odkrywać wszystkich kart. Batura nie wydawał się zanadto zmieszany czy zdenerwowany moimi pogróżkami. - Szpieg? - uniósł brew ku górze. - O kim pan myśli? - Ja wiem i pan. Machnął ręką. Trochę się zasępił, ale zaraz uśmiech powrócił na jego opaloną twarz. - Dwadzieścia kilka lat pracy na państwowej posadzie w roli detektywa ministerstwa uczyniło pana przesadnie podejrzliwym. Do tego stopnia stał się pan nieufny, że na stare lata został sam jak palec, bo żadna kobieta nie wytrzymałaby z panem dłużej niż tydzień. Kiedy wszyscy dookoła cieszą się życiem, pan woli uganiać się po kraju w poszukiwaniu skarbów. - A pan? - rzuciłem niedbale, chociaż jego słowa nieco mnie uraziły. - Jesteśmy z jednej branży, choć po obu stronach barykady. A dlaczego pan nie założył rodziny? - Jestem jeszcze młody, Panie Samochodzik. I nie muszę się martwić o kobiety, bo to ja je wybieram. Poza tym mam głowę do interesów, a kobiety to lubią. Wszystkie bez wyjątku. - Znam takie, którym to nie imponuje - dodałem mało przekonująco. - To dlaczego pan z nimi teraz nie rozmawia? - I pan dzisiaj jest tu sam... To było bardzo dziwne: Batura podczas wakacji sam w nocnym klubie. Jeśli pojawił się sam w takim miejscu, to mogło oznaczać, że załatwia interesy. Skoro rozmawiał ze mną, mógł mieć sprawę do mnie. Tylko o co mogło mu chodzić? - Noc jest długa - powiedział posyłając promienny uśmiech dziewczynie w mini- spódniczce, zajmującej miejsce po drugiej stronie barku. Ta odpowiedziała mu zalotnym spojrzeniem. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż Jerzy odziedziczył po ojcu urodę. W przeciwieństwie do mnie kawalerski ród Baturów cieszył się względami u przedstawicielek płci pięknej. Kobiety szalały za Waldkiem, szalały teraz za Jerzym. Ja nie byłem idolem kobiet i jeśli zdarzyło się, że jakaś panienka podkochiwała się we mnie, to robiła to wyłącznie dlatego, że nie było w pobliżu żadnego innego mężczyzny albo dla wakacyjnego kaprysu. Znałem kilka kobiet, które ponoć doceniały i szanowały mnie za to kim jestem, ale na tym etapie kończyły się wszelkie plany. Weźmy taką Karen Petersen! Cóż z tego, że podziwiała mnie i szanowała, skoro nigdy w życiu nie wyszłaby za mnie za mąż? Poza tym byłem człowiekiem ubogim, więc kobiety nigdy poważnie mnie nie traktowały. Miał rację Jerzy mówiąc, że pieniądz czynił w tej materii cuda! Batura jakby czytał w moich myślach, bo zapytał: - Zdaje się, że do Gdańska przyjechała pańska stara znajoma z Danii, nieprawdaż? - Jeśli to pan napisał do niej anonim z pogróżkami, to wie pan tyle co ja. - Anonim? Pogróżki? - udawał oburzonego