Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dopiero wtedy się odezwał: - Nie. To ja jestem Richard. Moi rodzice nie żyją. Matka zmarła, kiedy byłem mały, a ojciec w końcu tego lata. Trzy kobiety wymieniły spojrzenia. Kahlan dostrzegła gniew w oczach chłopaka. Czerpał magię z miecza, nawet go nie dobywając. Mogłaby się założyć, że jest o włos od dobycia oręża. I że się nie zawaha, jeśli kobiety popełnią jakiś błąd. - - To niemożliwe - stwierdziła ta wyższa, w środku. - Jesteś... stary. - - Nie taki stary jak ty - odpalił Richard. Zarumieniły się. Oczy kobiety błysnęły gniewnie, ale pospiesznie złagodziła ich wyraz. - - Nie uważamy, że jesteś stary, po prostu jesteś starszy, niż oczekiwałyśmy. Jestem Siostra Verna Sauventreen. - - Siostra Grace Rendall - odezwała się czarnowłosa kobieta po jej prawej. - - Siostra Elizabeth Myric - przedstawiła się trzecia. Siostra Verna zwróciła srogie spojrzenie na Kahlan. - - A kimże ty jesteś, dziecko? Kahlan nie wiedziała, czy to wpływ nastroju Richarda, lecz poczuła, że i ona się irytuje. Zgrzytnęła zębami. - Nie jestem twoim „dzieckiem”. Jestem Matką Spowiedniczką. Głos Kahlan też potrafił brzmieć władczo, jeśli tego chciała. Wszystkie trzy drgnęły prawie niedostrzegalnie. Lekko skłoniły głowy. - Wybacz nam, Matko Spowiedniczko. W domu duchów wyczuwało się niemal namacalną groźbę. Dziewczyna uświadomiła sobie, że dłonie ma zaciśnięte w pięści. Że reaguje tak dlatego, bo kobiety stanowią zagrożenie dla Richarda. Najwyższy czas zachować się jak Matka Spowiedniczką, uznała. - Skąd jesteście? - zapytała lodowato. - Jesteśmy z... z daleka. Oczy Kahlan zapłonęły niemal tak jak oczy Richarda. - W Midłandach klęka się przed Matką Spowiedniczką przynajmniej na jedno kolano. - Nigdy nie narzucała owego zwyczaju, lecz teraz czuła taką potrzebę. Wszystkie trzy wyprostowały się i lekko odchyliły do tyłu. Ich twarze wyrażały jeszcze głębsze oburzenie. To wystarczyło, by dobyć miecza. Zabrzmiał charakterystyczny brzęk stali. Richard milczał; stał, trzymając oburącz głownię. Kahlan widziała, jak napina mięśnie. Magia Miecza Prawdy płonęła w oczach chłopaka. Dziewczyna była rada, że to przerażające spojrzenie kieruje na Siostry, nie na nią. One zaś nie przeraziły się aż tak, jak tego oczekiwała, ale jednocześnie przyklęknęły na kolano i skłoniły głowy. - Wybacz nam, Matko Spowiedniczko - powiedziała Siostra Grace. - Nie znamy waszych obyczajów. Nie chciałyśmy cię urazić. Nie uniosły głów. Kahlan odczekała, ile trzeba, po czym dorzuciła jeszcze parę długich sekund. - Wstańcie, moje córki. Tamte podniosły się i ponownie splotły przed sobą dłonie. Siostra Verna odetchnęła niecierpliwie. - Nie przybyłyśmy, żeby cię straszyć, Richardzie. Jesteśmy tu po to, by ci pomóc. Odłóż miecz. - Ostatnie słowa brzmiały jak rozkaz. Chłopak nawet nie drgnął. - - Powiedziano mi, że zjawiłyście się tutaj z mojego powodu, cokolwiek to oznacza, i że nie powinienem uciekać. Nie uciekłem. Jestem Poszukiwaczem. Sam zdecyduję, kiedy odłożyć miecz. - - Po... - niemal krzyknęła Siostra Elizabeth. - Jesteś Poszukiwaczem?! Tym razem niecierpliwie westchnęła Siostra Grace. - Nie jesteśmy w tym miejscu po to, żeby cię skrzywdzić, Richardzie. Aż tak się boisz trzech kobiet? - I jedna kobieta wystarczy, aby wzbudzić strach. Nauczyłem się tego w przykry sposób i nie mam już żadnych głupich uprzedzeń co do ich zabijania. Proponuję po raz ostatni: przedstawcie waszą sprawę albo ta rozmowa dobiegnie końca. - O tak, widzę, że się czegoś nauczyłeś. - Siostra Grace spojrzała na Agiela na szyi chłopaka. Jej twarz trochę złagodniała. - Potrzebujesz naszej pomocy, Richardzie. Przybyłyśmy tu, ponieważ masz dar. Richard obdarzył każdą z nich długim spojrzeniem i powiedział: - Wprowadzono was w błąd. Nie mam daru i w ogóle nie chcę mieć z tym nic wspólnego. - Wsunął miecz do pochwy. - Przykro mi, że na próżno przebyłyście tak długą drogę. - Wziął Kahlan za rękę. - Błotni Ludzie nie lubią obcych. Ich broń jest nasączona trucizną i chętnie się nią posługują. Powiem im, żeby bezpiecznie przepuścili was przez swoje ziemie. Nie nadużywajcie ich cierpliwości, dobrze warn radzę. Poprowadził Kahlan ku drzwiom. Czuła bijącą odeń wściekłość, a w jego oczach widziała gniew i jeszcze coś: ból głowy. Czuła, jak cierpi. - - Te bóle głowy cię zabiją - powiedziała spokojnie Siostra Grace. Richard zamarł. Oddychał ciężko, zapatrzony przed siebie. - - Przez całe życie cierpię na bóle głowy. Przyzwyczaiłem się do nich. - - To były inne bóle - upierała się Siostra Grace. - Rozpoznajemy migreny powodowane przez dar. To nasze zadanie. - - Tutejsza uzdrowicielka się tym zajmuje. Jest znakomita. Już mi pomogła i wierzę, że wkrótce mnie wyleczy. - - Nie da rady. Tylko my możemy to zrobić. Jeżeli nie pozwolisz, byśmy ci pomogły, migreny cię zabiją. Po to tu jesteśmy, aby przyjść ci z pomocą, a nie skrzywdzić cię. Richard wyciągnął rękę ku klamce. - Nie musicie się mną przejmować. Nie jestem dotknięty darem. Wszystko jest pod kontrolą. Bezpiecznej podróży, szanowne panie. Kahlan położyła łagodnie dłoń na ręce chłopaka, nie pozwalając mu dotknąć klamki. - Richardzie - szepnęła. - Może powinniśmy ich przynajmniej wysłuchać. Przecież to nie przyniesie żadnej szkody