Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Gdybyś się ze mnie nabijał, nie wyłapałabym różnicy. Muszę uwierzyć ci na słowo, że mówisz serio. - Spo- gląda na zegarek: ostentacyjny (a obecnie nieszczery) symbol umysłów wolnych od modów. -Już po trzeciej. Przypuszczam, że lepiej... - Rusza w kierunku drzwi, po chwili waha się. - Zdaję sobie sprawę, że fizycznie nie możesz się znudzić tą pracą - ale co o tym sądzi twoja rodzina, skoro ciągle pracujesz po nocach? - Nie mam rodziny. - Naprawdę? Żadnych dzieci? Wyobrażałam sobie ciebie z... - Ani żony, ani dzieci. - Kogo w takim razie? - Co masz na myśli? - Dziewczynę? Chłopaka? - Nikogo. Od czasu śmierci mojej żony. Wzdryga się. - Och, Nick. Przepraszam. Cholera. Oto mój typowy, wyśmienity takt. Kiedy to się stało? Nie... odkąd tu pracujesz? Nikt mi nie powiedział... - Nie, nie. To było prawie siedem lat temu. - 1... co? Wciąż jesteś w żałobie? Potrząsam głową. - Nigdy nie byłem w żałobie. - Nie rozumiem. - Mam mod, który... określa moje reakcje. Nie odczu wam z jej powodu cierpienia. Nie tęsknię. Pamięć o niej jest wszystkim, na co mnie stać. I nie potrzebuję nikogo innego. Nie potrafię potrzebować kogokolwiek innego. Waha się, ciekawość bez wątpienia toczy bój z jakimś niemodnym poczuciem przyzwoitości, zanim dochodzi do niej, że nie ma we mnie żadnego smutku, który należałoby uszanować. - Ale... jak się czułeś wtedy, kiedy to się stało? Zanim zainstalowano ci ten mod? - Byłem wtedy gliniarzem. Kiedy zginęła, byłem na służ- bie - czy też tak można to nazwać. Tak więc... - Wzruszam ramionami. - Niczego nie poczułem. Przez chwilę mam pełną świadomość, że ta spowiedź jest równie nieprawdopodobna jak wszystko, czego dokonałem tej nocy - że rozmazany układ Nick-i-Po-kwai wyłuskuje ją spośród najcieńszych obszarów możliwości z tak wielką wy- myślnością jak każdy wyczyn otwierania zamków i unikania wartowników. Ale wtedy ta chwila przemija i złudzenie wolnej woli - gładki strumień racjonalizacji - powraca. - Nie zostałem zraniony jej śmiercią - ale wiedziałem, że byłbym. Wiedziałem, że gdy tylko rozbroję - wyłączę mój mod behawioralny - to będę cierpiał. I to bardzo. Więc zrobiłem najbardziej oczywistą, rozsądną rzecz: podjąłem kroki mające na celu ochronę mojej osoby. Czy raczej: moje uzbrojone ja podjęło te kroki, aby chronić moje rozbrojone ja. Zombie chwat przybył z odsieczą. Całkiem dobrze wychodzi jej ukrywanie własnych re- akcji, ale niezbyt trudno je sobie wyobrazić: mieszanina żalu , i obrzydzenia. - A twoi zwierzchnicy tak po prostu pozwolili ci to zro- bić? - Och, cholera, nie. Musiałem się zwolnić. Wydział chciał mnie rzucić sępom na pożarcie: terapeutom od smutku, doradcom od utraty bliskich, specjalistom od opanowania traumy. - Śmieję się. - Wiesz, tutaj niczego nie pozostawia się przypadkowi; istnieje wydziałowy protokół, długi na kilka megabajtów, oraz armia ludzi, których zadaniem jest wprowadzanie go w życie. I trzeba im sprawiedliwie przyznać, nie byli nieugięci - zaproponowali mi do wyboru bardzo wiele opcji. Ale pozostanie uzbrojonym do czasu, kiedy mógłbym fizycznie obejść cały ten problem, nie było jedną z nich. I to nie dlatego, że zrobiłoby to ze mnie złego gliniarza. Dlatego, że okropnie by to wyglądało na ła- mach prasy: wstąp do policji, strać współmałżonka - a wtedy poprzepinaj swój mózg i niech cię to pierdoli. Wydaje mi się, że aby zatrzymać pracę, mogłem ich pozwać do sądu, gdyż zgodnie z prawem miałem możliwość używania każdego modu, na jaki by mi przyszła ochota, dopóty, dopóki nie wywierałoby to wpływu na moją pracę. Ale nie uważałem, że warto się awanturować. Byłem wystarczająco szczęśliwy, że tak to wszystko się ułożyło. - Szczęśliwy? - Tak. Mod sprawiał, że byłem szczęśliwy. Nie nakręcony, nie nabuzowany - nie euforyczny. Po prostu... tak szczęśliwy, jak sprawiała to Karen, kiedy żyła. - Wcale tak nie myślisz. - Oczywiście, że myślę. To prawda. To nie jest kwestia opinii; to jest dokładnie to, co to zrobiło. Kwestia anatomii układu nerwowego. - Więc ona nie żyła, a ty czułeś, że wszystko jest w naj- lepszym porządku? - Wiem, że brzmi to gruboskórnie. I oczywiście wołałbym, żeby przeżyła. Ale nie przeżyła i nie mogłem nic na to poradzić. Więc sprawiłem, aby jej śmierć stała się... nieistotna. Przez chwilę się waha, wreszcie pyta: -1 nigdy nie myślisz, że może...? - Co? Że to wszystko jest jakimś rodzajem okropnej parodii? Że raczej nie chciałbym taki być? Że powinienem przejść przez naturalny proces żałoby i wyłonić się z niego ze wszystkimi moimi naturalnymi potrzebami emocjonalnymi w nienaruszonym stanie? - Potrząsam głową. - Nie. Mod jest pełnym pakietem, sam zawiera pełen zestaw przekonań na temat każdego przejawu z tym związanego - w tym i własną stosowność. Zombie chwat nie był głupi. Nie pozostawiasz żadnych luźnych końców, bo inaczej wszystko mogłoby się rozplatać. Ja nie potrafię uwierzyć, że to parodia. Nie potrafię tego żałować. To jest dokładnie to, czego chcę, i zawsze takie pozostanie. - Ale czy nie zastanawiasz się czasem, co też byś myślał, co byś czuł... bez modu? - A dlaczego miałbym to robić? Dlaczego miałoby mi na tym zależeć? Ile czasu ty sama spędzasz na zastanawianiu się nad tym, jaka byś była, gdybyś miała zupełnie inny mózg? Taki właśnie jestem. - W sztucznym stanie... Wzdycham. - I co z tego? Każdy jest w sztucznym stanie. Każdy może modyfikować własny mózg. Każdy stara się ukształto wać, to kim jest