Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - g³os mu siê zmieni³ - bym to jego mia³ szczêœcie zabiæ? Milcz¹c, potrz¹snê³a g³ow¹. - Wiêc kogo? Nie odpowiedzia³a. Pochyli³ siê i chwyci³ j¹ za ramiona tak gwa³townie, ¿e przez chwilê przestraszy³a siê wojownika, tak jak nigdy nie ba³a siê kochanka. - Gwen! Powiedz mi! Na Boga, czy zabi³em mego kuzyna Gawaina?! Na to mog³a odpowiedzieæ bez wahania, rada, ¿e wymieni³ imiê Gawaina. - Nie, przysiêgam, nie zabi³eœ Gawaina. - To zreszt¹ móg³ byæ ka¿dy - powiedzia³ po chwili, wci¹¿ wpatruj¹c siê w miecz. Wstrz¹sn¹³ nim nag³y dreszcz. - Przysiêgam ci, Gwen, nie wiedzia³em nawet, ¿e mam w rêkach ten miecz. Uderzy³em Gwydiona, jakby by³ jakimœ psem, a potem nie pamiêtam ju¿ nic wiêcej, a¿ do chwili, kiedy jechaliœmy konno... - Ukl¹k³ przed ni¹, wci¹¿ dr¿¹c na ca³ym ciele. - Myœlê, ¿e znów jestem szalony, Gwen, tak jak ju¿ raz by³em szalony... - wyszepta³. Wyci¹gnê³a rêce i zamknê³a go w mocnym uœcisku. - Nie, nie - szepta³a. - O nie, mój kochany, to moja wina, ja to na ciebie œci¹gnê³am i hañbê, i banicjê... - I ty to mówisz, kiedy to wszystko sta³o siê przeze mnie, zabra³em ci wszystko, co dla ciebie cokolwiek w ¿yciu znaczy³o... - Na Boga! ¯a³ujê, ¿eœ nie zrobi³ tego wczeœniej! - powiedzia³a, tul¹c siê do niego coraz mocniej. - Och, jeszcze nie jest dla nas za póŸno, z tob¹ u boku znów jestem m³ody, a ty, ty nigdy nie by³aœ piêkniejsza, moja najdro¿sza, moje kochanie... - Pchn¹³ j¹ na roz³o¿ony p³aszcz i nagle wybuchn¹³ szczerym œmiechem. - Ach, teraz ju¿ nikt nie stanie miêdzy nami, nikt nam nie przerwie, och, moja Gwen, Gwen, Gwen... Kiedy trzyma³ j¹ w ramionach, przypomnia³a sobie wschodz¹ce s³oñce i komnatê w zamku Meleagranta. Teraz by³o tak, jak wtedy. Przywar³a do niego, jakby na ca³ym œwiecie nie istnia³o nic innego, dla ¿adnego z nich, ju¿ nigdy. Spali potem przez jakiœ czas, przytuleni i owiniêci jego p³aszczem. Obudzili siê w swoich ramionach, przez zielone ga³¹zki zagl¹da³o do nich s³oñce. Uœmiechn¹³ siê, dotykaj¹c jej twarzy. - Czy wiesz, ¿e nigdy dot¹d nie obudzi³em siê w twych ramionach bez strachu? A teraz jestem szczêœliwy, pomimo wszystko... - Wybuchn¹³ œmiechem, w którym zabrzmia³a nuta szaleñstwa. W siwe w³osy i brodê mia³ wpl¹tane liœcie, jego tunika by³a pognieciona. Unios³a rêce i wyczu³a, ¿e te¿ ma liœcie i ŸdŸb³a trawy w rozpuszczonych w³osach. Nie mia³a siê czym uczesaæ, lecz rozdzieli³a w³osy palcami na pasma i zaplot³a, zwi¹zuj¹c koñce kawa³kiem materia³u oddartego z r¹bka sukni. - Ale¿ z nas para obdarciuchów! - powiedzia³a ze œmiechem. - Kto by teraz rozpozna³ Najwy¿sz¹ Królow¹ i jej dzielnego Lancelota? - Przeszkadza ci to? - Nie, kochany. Ani trochê. Oczyœci³ swoje w³osy i odzienie z liœci i trawy. - Muszê z³apaæ naszego konia - powiedzia³. - Mo¿e gdzieœ w pobli¿u jest jakaœ farma, gdzie dostaniemy trochê chleba i piwa... Nie mam przy sobie ani jednej monety, ani niczego wartoœciowego, poza mieczem i tym. - Dotkn¹³ maleñkiej z³otej spinki przy tunice. - Przynajmniej na razie jesteœmy ¿ebrakami, ale jeœli zdo³amy dotrzeæ do zamku Pellinora, mam tam wci¹¿ dom, w którym mieszka³em z Elaine, i s³u¿bê, i z³oto, by op³aciæ nasz¹ podró¿ za morze. Czy pojedziesz ze mn¹ do Mniejszej Brytanii, Gwenifer? - Gdziekolwiek - szepnê³a ³ami¹cym siê g³osem i w tamtej chwili naprawdê tak myœla³a. Do Mniejszej Brytanii czy do Rzymu, czy do krainy na samym koñcu œwiata, byle tylko zawsze ju¿ mog³a z nim byæ. Przyci¹gnê³a go do siebie i raz jeszcze zapomnia³a w jego ramionach o ca³ym œwiecie. Kiedy jednak, kilka godzin póŸniej, znów podsadzi³ j¹ na konia i ruszyli, by³a cicha i zamyœlona. Tak, bez w¹tpienia uda im siê uciec za morze. Tylko ¿e kiedy wydarzenia tej nocy roznios¹ siê po ca³ym kraju, hañba i wstyd spadnie tak¿e na Artura, wiêc dla obrony w³asnego honoru bêdzie musia³ kazaæ ich œcigaæ. A prêdzej czy póŸniej Lancelot dowie siê, ¿e zabi³ jedynego przyjaciela, który poza Arturem by³ tak drogi jego sercu. Uczyni³ to w szale walki, wiedzia³a jednak, jak rozpacz i poczucie winy bêd¹ go trawiæ i za ka¿dym razem, kiedy spojrzy na ni¹, nie bêdzie myœla³ o tym, ¿e j¹ kocha, lecz o tym, ¿e to przez ni¹ i dla niej zabi³ przyjaciela; i ¿e dla niej zdradzi³ Artura. Jeœli przez ni¹ bêdzie jeszcze musia³ walczyæ z Arturem, znienawidzi j¹... Nie. Wci¹¿ bêdzie j¹ kocha³, ale nigdy nie zapomni, czyja krew op³aci³a to uczucie. Nigdy, ani jedno, ani drugie, ani mi³oœæ, ani nienawiœæ, nie zaw³adn¹ nim ca³kowicie, bêdzie ¿y³ z nimi obiema; bêd¹ targaæ jego serce, a¿ pewnego dnia rozerw¹ jego umys³ na strzêpy i znów popadnie w szaleñstwo. Tuli³a siê mocno do jego ciep³ego cia³a, opieraj¹c g³owê na jego plecach, i p³aka³a. Po raz pierwszy zrozumia³a, ¿e ona jest silniejsza od niego i ból przeszy³ jej serce. Kiedy znów siê zatrzymali na popas, oczy mia³a suche, choæ wiedzia³a, ¿e jej p³acz przeniós³ siê g³êbiej, a¿ do serca, i ¿e ju¿ nigdy nie przestanie rozpaczaæ. - Nie pojadê z tob¹ za morza, Lancelocie, i nie rozpocznê wojny pomiêdzy wszystkimi Rycerzami Okr¹g³ego Sto³u. Jeœli... jeœli Mordred dopnie swego, wszyscy bêd¹ sk³óceni, a wkrótce mo¿e nadejœæ dzieñ, gdy Artur bêdzie potrzebowa³ wszystkich swoich przyjació³. Nie chcê byæ jak ta kobieta z antycznych czasów, jak¿e ona mia³a na imiê... chyba Helena, ta piêknoœæ z sagi, któr¹ mi opowiada³eœ, ta, przez któr¹ wszyscy królowie i rycerze bili siê pod Troj¹... - Ale co chcesz uczyniæ? - spyta³, a ona stara³a siê nie s³yszeæ, ¿e poza niedowierzaniem i ¿alem w jego g³osie brzmia³a tak¿e ulga. - Zawieziesz mnie na wyspê Glastonbury - powiedzia³a. - Jest tam klasztor, w którym siê uczy³am. Tam siê udam. Powiem im, ¿e z mego powodu z³e jêzyki sk³óci³y ciebie i Artura. Kiedy minie jakiœ czas, poœlê wiadomoœæ do Artura, ¿eby wiedzia³, gdzie jestem, i ¿eby by³ pewien, ¿e nie jestem z tob¹. I wtedy bêdzie móg³ siê z tob¹ pogodziæ, zachowuj¹c swój honor. - Nie! Nie! - zaprotestowa³. - Nie mogê ci na to pozwoliæ... - Ale ona wiedzia³a, z bólem serca, ¿e nie bêdzie jej trudno go przekonaæ