Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Raz tylko, kiedy zaczęłem usilnie nalegać, aby mi wyjaśnił, jak przy autonomicznych wspólnotach będzie się zarządzało kolejami żelaznemi, Łuzin odpowiedział: a po kiego djabła miałbym przy anarchizmie jeździć kolejami? Ta odpowiedź wystarczyła mi w zupełności. Łuzin próbował przeciągać na swoją stronę robotników i między nami wrzała głucha walka, niepozbawiona nienawiści. Razem z nim odbywaliśmy drogę na Syberję. Łuzin postanowił przejechać łódką przez Lenę, mimo, że woda przybrała. Był nietrzeźwy i rzucił mi wyzwanie. Zgodziłem się pojechać z nim razem. Po rozlanej rzece płynęły pnie drzew i trupy zwierząt. Wirów było pełno. Przeprawę, mimo obaw, odbyliśmy pomyślnie. Łuzin ponuro wydał mi ustnie jakieś świadectwo: dobry towarzysz, czy coś w tym rodzaju. Stosunki między nami poprawiły się. Wkrótce, zresztą, wysłano go dalej na północ, gdzie po upływie kilku miesięcy pchnął nożem naczelnika straży ziemskiej. Naczelnik był silnym człowiekiem, a rana nie była niebezpieczna. W sądzie Łuzin oświadczył, że przeciw naczelnikowi osobiście 90 nic nie ma, ale że w jego osobie chciał uderzyć rządową przemoc. Dostał się na ciężkie roboty. W tym czasie, kiedy na dalekich, zasypanych śniegiem kolonjach syberyjskich, namiętnie omawiano sprawy zróżniczkowania rosyjskiego włościaństwa, angielskich trade-unions’ów, stosunku kategorycznego imperatywu do interesów klasowych, zagadnienia darwinizmu i marksizmu, w sferach rządowych prowadzono inną walką ideową. Najświętszy synod w lutym 1901 roku wykluczył z cerkwi Lwa Tołstoja. Orędzie synodu drukowały wszystkie gazety. Tołstojowi zarzucano sześć przestępstw: l) „zaprzecza istnieniu osobowego żywego Boga, w Trójcy Świętej sławionego”, 2) „zaprzecza istnieniu Chrystusa, człowieka-Boga, wskrzeszonego z martwych”, 3),,zaprzecza niepokalanemu poczęciu i dziewictwu Przeczystej Bogurodzicy, przed urodzeniem i po urodzeniu Chrystusa”, 4) „nie uznaje życia zagrobowego i kary”, 5) „zaprzecza błogosławionemu działaniu Ducha Świętego”, 6) „naigrawa się z tajemnicy eucharystji”. Brodaci i siwowłosi metropolici i inspirujący ich Pobiedonoscew, oraz wszystkie inne filary państwa, uważające nas, rewolucjonistów, nie tylko za przestępców, ale i za obłąkanych fanatyków, a siebie – za przedstawicieli trzeźwej myśli, opierającej się na historycznem doświadczeniu całej ludzkości, ci ludzie żądali od wielkiego artysty-realisty wiary w Niepokalane Poczęcie i w Ducha Świętego, komunikowanego przez pszenne opłatki. Odczytywaliśmy wielokrotnie wyszczególnienie herezyj Tołstoja ze wzrastającem zdumieniem i myśleliśmy: nie, na doświadczeniu całej ludzkości opieramy się my, my stanowimy przyszłość, – a tam wgórze zasiadają nie tylko przestępcy, ale i maniacy. I byliśmy zupełnie pewni, że damy sobie radę z tym domem warjatów. Stary gmach państwa trzeszczał we wszystkich spojeniach. Rolę harcowników w walce grali ciągle jeszcze studenci. Trawieni niecierpliwością, zaczęli uciekać się do aktów teroru. Po strzałach Karpowicza i Bałmaszowa całe zesłanie drgnęło, jakby usłyszawszy sygnał na trwogę. Zaczęły się spory o taktykę teroru. Po pewnych wahaniach, marksowska część zesłania wypowiedziała się przeciwko terorowi. Chemja materjałów wybuchowych nie może zastąpić działania mas – mówiliśmy. Samotnicy spłoną w heroicznej walce, nie postawiwszy na nogi klasy robotniczej. Naszą sprawą jest nie zabójstwo carskich ministrów, lecz rewolucyjne obalenie caratu. Na tem tle nastąpił rozłam między socjal-demokratami i socjal-rewolucjonistami. Jeżeli więzienie było dla mnie okresem teoretycznego formowania się, to zesłanie stało się okresem politycznego samookreślenia. Tak upłynęły mi dwa lata życia. Przez ten czas wiele wody przepłynęło pod mostami Petersburga, Moskwy i Warszawy. Z pod ziemi ruch zaczął wylewać się na ulice miast. W niektórych guberniach poruszyło się włościaństwo. Organizacje socjal-demokratyczne powstawały również i na Syberji, wzdłuż linji kolejowej. Weszły ze mną w stosunki. Pisałem dla nich proklamacje i ulotki. Po trzyletniej przerwie znów przyłączyłem się do aktywnej walki. Zesłańcy nie chcieli dłużej pozostawać na miejscach. Zaczęła się epidemja ucieczek. Trzeba było ustanawiać kolejność. Prawie w każdej wsi znajdowali się poszczególni chłopi, którzy jeszcze jako młodzi chłopcy, podlegali wpływom rewolucjonistów starszego pokolenia. Ci chłopi właśnie pokryjomu wywozili politycznych łódką, na wozie, saniami, przekazując ich z rąk do rąk. Syberyjska policja była w istocie równie bezradna, jak i my. Ogromne przestrzenie były jej sprzymierzeńcem, ale i wrogiem zarazem. Schwytać 91 uciekiniera-zesłańca było trudno. Więcej przemawiało za tem, że utonie w rzece, albo zamarznie w tajdze. Rozrósłszy się wszerz, ruch rewolucyjny pozostał jednak rozproszony. Każdy okręg, każde miasto, prowadziło walkę na własną rękę