Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Kiedy winda raptownie znieruchomiała, Han ocknął się, gdyż siła szarpnięcia uderzyła jego głową o siatkę bocznej ściany. Spojrzał w dół przez otwory w dnie klatki i zobaczył, Że pod nimi znajdują się jeszcze niezliczone niższe poziomy. - Wstawaj! - rozkazał Skynxnex kopiąc go. - Nie czas teraz na odpoczynek! No dalej, w środku czeka na was łyk świeżego tlenu! Z pomocą Skynxnexa Han z trudem się wyprostował. Niższy od stracha na wróble, choć rosły strażnik miał znacznie więcej problemów z nakłonieniem Chewiego, by ruszył w dalszą drogę. Drzwi klatki się otworzyły i więźniowie znaleźli się przed zamkniętymi pancernymi wrotami. Skynxnex otworzył zamek i po chwili wszyscy czterej weszli do niewielkiego pomieszczenia, wykładanego ceramicznymi płytkami. Han ledwo mógł otworzyć oczy. Czuł, jak w uszach coś mu brzęczy i dzwoni. Widział tylko mieszaninę zmieniających się w rytm pracy jego serca ciemnych plam i niewyraźnych zarysów przedmiotów i ludzi znajdujących się wokół niego. Kiedy jednak Skynxnex uszczelnił opancerzone wrota, pomieszczenie wypełniło się ożywczym tlenem. - Jesteśmy na miejscu - odezwał się strach na wróble. - Nie próbujcie teraz żadnych sztuczek. Han uszczęśliwiony, że może znów oddychać, nawet nie myślał o ucieczce. A przynajmniej nie w pierwszej chwili. Po drugiej stronie śluzy o ceramicznych ścianach znajdowała się duża cechownia przeznaczona dla górników. Przebywający w niej teraz ludzie przygotowywali się do pracy, choć sprawiali wrażenie ospałych, jakby przemęczonych. Wygląd pomieszczenia świadczył o tym, że wykonano je, rozsadzając za pomocą ładunków wybuchowych litą skałę. Pod jedną ścianą umieszczono wielopiętrowe niewygodne prycze, a na środku ustawiono długie stoły, przy których górnicy mogli się pożywiać. W różnych miejscach na skalnych ścianach umieszczono kamery rejestrujące wszystko, co działo się w sali. Za przepierzeniem i ustawionymi tam pulpitami siedzieli strażnicy, odziani w resztki pancerzy imperialnych szturmowców i uzbrojeni, gotowi w każdej chwili wkroczyć do akcji. Kilku innych funkcjonariuszy przechadzało się po cechowni. Górnicy byli wychudzeni i bladzi, jakby wiele lat spędzili pod ziemią i głodowali. Na powitanie czwórki gości wyszedł krzepki mężczyzna. Nie odrywał spojrzenia od Skynxnexa. Miał pełno guzów na twarzy i podbródku, porośniętym krótką czarną szczeciną, a pokryte guzami ręce sprawiały wrażenie, jakby wszystkie mocarne mięśnie przytwierdzono w niewłaściwych miejscach. - Przysyłasz mi jeszcze dwóch? - zapytał. - Tylko dwóch? To mi nie wystarczy. Wyciągnął rękę, by sprawdzić mięśnie Chewiego. Chewbacca zaryczał i cofnął się, ale pokryty guzami mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. - No cóż, Wookie jest wart trzech mężczyzn, ale nie wiem, na co będzie stać tego drugiego. Ci dwaj nie zastąpią mi tych wszystkich, którzy zginęli. Skynxnex spojrzał na niego groźnie. - No to przestań wreszcie tracić ludzi - powiedział lodowatym tonem, a później trącił Hana na znak, że zwraca się do niego. - To jest szef Roke. Jego zadaniem jest zmusić cię do pracy. Chce przypochlebić się Doole'owi i zrobi wszystko, żebyś czuł się tu jak najgorzej. - Nie wygląda na to, że daje sobie radę z pilnowaniem własnych pracowników - stwierdził Han. Roke spiorunował go spojrzeniem. - Coś porywa moich ludzi na najniższych poziomach - powiedział. - Wczoraj zginęło dwóch następnych. Znikają, nie pozostawiając żadnego śladu, sprzętu... Niczego. Han wzruszył ramionami. - Trudno dzisiaj o dobrych pracowników - zauważył. Skynxnex wyciągnął dwulufowy blaster i skierował lufę w twarz Hana, ale odezwał się do szefa Roke'a: - Przynieś teraz dla tych dwóch termiczne kombinezony. Popatrzymy, jak będą się ubierali. Roke pstryknął palcami i dwóch strażników rzuciło się szperać w stojących obok nich pojemnikach. - Dla człowieka nietrudno będzie coś znaleźć, ale dla Wookiego... - odezwał się jeden. - Nie mamy tu niczego tak dużego. W końcu strażnik wyciągnął jakiś dziwny kombinezon, noszony kiedyś przez obcą istotę mającą troje rąk. Okazało się jednak, że pasuje całkiem dobrze i Chewbacca może go nosić, jeżeli tylko uszczelni wylot trzeciego rękawa i obwiąże wokół niego ochronną rękawicę. Jedyny kłopot polegał na tym, że trzeci rękaw wystawał z samego środka torsu. Kombinezony były zasilane za pomocą podgrzewaczy umieszczonych w plecakach, dzięki czemu w środku panowała właściwa temperatura nawet w lodowatych chodnikach kopalni Han z prawdziwą ulgą dostrzegł przyczepione do kombinezonów tlenowe maski. Skynxnex wycofał się w stronę windy. Jego strażnik już stał W środku śluzy. Po raz ostatni, jakby sądząc, że nie wypowiedział wystarczającej liczby gróźb jednego popołudnia, strach na wróble wycelował dwulufowy blaster w stronę Hana. - Może następnym razem Moruth Doole pozwoli mi użyć tej zabawki - powiedział. - Jeżeli posprzątasz po sobie sam, bez przypominania, a potem grzecznie zjesz marchewkę ze szpinakiem, może uśmiechnie się do ciebie nieco cieplej - zakpił Han. - Zmiana alfa, przygotować się do pracy! - ryknął szef Roke tak głośno, by usłyszeli go wszyscy w cechowni. Kilka tuzinów znużonych osób, powłócząc nogami, zajęło miejsca na namalowanych na podłodze kwadratach. Roke gestem pokazał dwa puste. - Wy dwaj nowi, zająć miejsca osiemnaste ł dziewiętnaste! I to biegiem! - Co, żadnego przeszkolenia przed przystąpieniem do pracy? - odezwał się Han. Z sadystycznym uśmiechem szef Roke wskazał mu miejsce oznaczone kwadratem. - Jesteśmy zwolennikami szkolenia podczas pracy - powiedział. Jakby na jakiś niesłyszalny sygnał wszyscy górnicy naraz zakryli usta i nosy maskami tlenowymi. Widząc to, Han i Chewbacca zrobili to samo