Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wracał nie sami lecz pogrążony w rozmowie ze swym przełożonym,] starszym, łysawym, bardzo statecznie wyglądającymi panem. — Czy mam przyjemność z panem Morrisem Fins-j bury? — zapytał ów dżentelmen patrząc na MorrisaJ przez podwójne okulary. — Tak jest w rzeczy samej — odpowiedział Morrisl drżąc. — Czyżby coś było nie w porządku? •— No cóż, panie Finsbury, jesteśmy raczej zasko-l czeni tym... — odezwał się urzędnik powiewając cze-ł kiem. — Ale nie ma pokrycia. — Nie ma pokrycia?! — zawołał Morris. — Jak to J przecież wiem doskonale, że na koncie musi być dwąl tysiące osiemset funtów co do grosza. — Dwa tysiące osiemset -sześćdziesiąt cztery, jaki sądzę — odpowiedział stateczny pan — ale suma tal została podjęta wczoraj. — Podjęta?! — krzyknął Morris. — Osobiście przez pańskiego wuja — ciągnął| pierwszy. — I nie tylko to, lecz zdyskontowaliśmy również dla niego czek w wysokości, niech no sobie przypomnę... na ile to było, panie Bell? — ©siemset funtów, panie Judkin — odpowiedział kasjer. — Dent Pitman! — krzyknął Morris zachwiawszy się na nogach. — Jak, proszę pana? — zapytał pan Judkin. — To tylko takie porzekadło —odrzekł Morris. — Mam nadzieję, że nic złego się nie stało, panie Finsbury? — troskliwie dopytywał się pan Bell. — Mogę panom tylko powiedzieć — odrzekł Morris śmiejąc się cierpko — że to jest po prostu niemożliwe. Mój wuj jest w Bournemouth i nie może wstać z łóżka. - Czyżby? — zdziwił się pan Bell biorąc czek od pana Judkina. — Ależ ten czek datowany jest w Londynie, i to w dniu dzisiejszym. Jak pan to "wytłumaczy? — Ach, to była pomyłka — odpowiedział Morris, a głęboki rumieniec pokrył jego twarz i szyję. — Niewątpliwie, niewątpliwie — wtrącił pan Judkin przyglądając się jednak badawczo swemu klientowi. — I... i... — zaczął znowu Morris —• jeśli nawet nie ma pokrycia, to przecież chodzi tu o sumą bardzo drobną... nasza firma.„ nazwisko Finsbury... niewątpliwie gwarantuje takie drobne przekroczenie konta. — Niewątpliwie, panie Finsbury — odpowiedział pan Judkin — i jeśli .panu zależy, wezmę to pod uwagę. Ale nie wydaje mi się... krótko mówiąc, panie Finsbury, gdyby nawet nie było innych wątpliwości, to podpis ten pozostawia wiele do życzenia. — Błahostka — Morris odpowiedział nerwowo. — Poproszę wuja, by podpisał inny czek. Prawdę mó>-wiąc — ciągnął dalej zdobywając się na odwagę — wuj czuje się teraz tak fatalnie, że nie był w stanie złożyć podpisu bez mojej pomocy, i obawiam się. że stąd panów zastrzeżenia. Pan Judkin spojrzał przenikliwie w twarz Morrisa, po czym odwrócił się i popatrzał na pana Bella. — Zdaje mi się, że padliśmy ofiara oszustwa. Proszę zawiadomić pana Finsbury'ego, że natychmiast wyślemy detektywów. Jeśli zaś idzie o pański czek, to z przykrością muszę stwierdzić, że nasz bank niestety nie może go uważać za dokument... jak by to powiedzieć... pełnowartościowy — po czym położył czek na ladzie. Morris mechanicznie zabrał czek; myślał teraz O czymś innym. — To znaczy — zaczął — że to my ponieśliśmy stratę, czyli mój wuj i ja. — Niekoniecznie — odpowiedział pan Bell. — Bank ponosi odpowiedzialność i bank albo odzyska pieniądze, albo je zwróci, może pan na nas polegać. Morrisowi mina zrzedła, ale zaświtał mu nowy promień nadziei. — Wiecie panowie co — rzekł — proszę sprawę zostawić mnie. Ja się tym zajmę. Mam pewną myśl, a poza tym — ciągnął błagalnym tonem — detektywi są tak kosztowni. — Bank nie chce o tym słyszeć — odpowiedział pan Judkin. — Grozi nam strata od dwóch do trzech tysięcy funtów. W razie potrzeby gotowi jesteśmy wydać znacznie więcej. Fałszerz nie ujęty jest stałym niebezpieczeństwem. Wyjaśnimy sprawę do końca, może pan być spokojny. -— Wobec tego biorę stratę na siebie — śmiało orzekł Morris. —: Polecam panom zaprzestać poszukiwań. — Stanowczo pragnął uniknąć wszelkich dochodzeń. — Bardzo pana przepraszamy — odpowiedział pan Judkin •— ale my w tej sprawie nie możemy rozmawiać z panem. Proszę to przedyskutować ze swoim wujem. Jeśli on dojdzie do takiego wniosku i albo sam się tu zjawi, albo pozwoli mi przybyć do łoża boleści... —- To jest absolutnie niemożliwe! — krzyknął Morris. — Sam więc pan widzi, że mam związane ręce. Musimy natychmiast przekazać całą sprawę policji. Morris mechanicznie złożył czek i schował go do kieszeni. — Do widzenia! — zawołał, jakimś cudem wydostając się z banku. Pojęcia nie mam, co oni podejrzewają — rozważał w myślach. — Nie mogę ich rozgryźć, całe ich zachowanie było bardzo osobliwe. Ale to nie ma znaczenia: wszystko jest skończone. Pieniądze zostały wypłacone, policja jest na tropie; za dwie godziny ten idiota Pitman zostanie aresztowany... i historia z trupem znajdzie się w wieczornych gazetach. Gdyby mógł usłyszeć rozmowę, która toczyła się w banku po jego odejściu, byłby mniej niespokajny, chociaż może miałby więcej powodów do zmartwienia. — Dziwna sprawa, panie Bell — powiedział pan Judkin. — Zaiste, proszę pana, ale zdaje się, że napędziliśmy mu strachu. — Ach, nigdy już więcej nie zobaczymy pana Morrisa Finsbury — odpowiedział pierwszy. — To była pierwsza próba; firma nasza od tak dawna miała z nimi interesy, że zależało mi na tym, by postępować łagodnie. Zakładam jednak, panie Bell, że wczoraj nie zaszła żadna pomyłka? Czy to był rzeczywiście stary pan Finsbury? — Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości — zachichotał pan Bell. — Objaśnił mi zasady bankowości. — Proszę, proszę .—• zdumiał się pan Judkin. — Gdy przyjdzie następnym razem, proszę mu powiedzieć, by zaszedł do mnie. Należy go ostrzec