Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zacz¹³ gor¹czkowo przeszukiwaæ kieszenie Andersona i znalaz³ w koñcu to, czego szuka³. Varre siedzia³ cicho, s³ychaæ by³o tylko jego szybki, nerwowy oddech. Po chwili jednak Francuz odzyska³ g³os: - Ja... ja przeszed³em pierwszy - wyszepta³. - Mon Dieu! By³em pierwszy. Gill nie przejmowa³ siê gadaniem Varre’a. Jeœli by³ w tej chwili kimœ zainteresowany, to tylko Bannermanem. Tam, w œwiecie maszyn, szósty zmys³ Gilla by³ bezu¿yteczny, zag³uszony nadmiarem informacji. Ale teraz dzia³a³ prawid³owo. I nawet w ciemnoœciach wiedzia³, ¿e jedna osoba spoœród nich nie by³a istot¹ ludzk¹. Jego pierwszy, instynktowny odruch by³ prawid³owy. Bannerman by³ czêœciowo cz³owiekiem, a czêœciowo obcym mechanizmem. A Gill i inni byli skazani na jego towarzystwo. Gill uruchomi³ zapalniczkê zesztywnia³ymi palcami. Rozb³ysn¹³ p³omieñ. Opanowawszy siê, Gill rozejrza³ siê wokó³, spojrza³ równie¿ na Bannermana. „Czy¿by on rzeczywiœcie by³ œlepy?” - pomyœla³. Mê¿czyzna sta³ oparty o kamienn¹, ostro wygiêt¹ œcianê, która wraz z sufitem i pod³og¹ tworzy³a idealne ko³o. Byli st³oczeni w kamiennej rurze o przekroju pó³tora metra - tunelu w litej skale. - Jezu! - krzykn¹³ nagle Varre i rzuci³ siê na pod³ogê. - Nie! Nie! Nieeeeee! - Wali³ piêœciami w kamienie, a jego wystraszone krzyki powraca³y og³uszaj¹cym echem. - Jego fobia - Turnbull os³upia³, zrozumiawszy, gdzie siê znaleŸli. Byli uwiêzieni w klaustrofobicznym piekle produkcji samego Varre’a! - Co siê dzieje? - zapyta³ Bannerman œciszonym g³osem. - Co to jest? „Nadal kontynuuje swoj¹ grê” - Gill siê uspokoi³. By³ wœciek³y, jedna na razie musia³ czekaæ. Opowiemy ci wszystko, kiedy siê rozmieœcimy - powiedzia³ do rzekomo „œlepego” cz³owieka. - Rozmieœcimy? - Varre podniós³ siê do pozycji siedz¹cej. - Po co? Czy¿ nie wiesz, gdzie jesteœmy? Znajdujemy siê pod milionami ton ska³y. Jesteœmy ¿ywcem pogrzebani, cz³owieku, ¿ywcem... - Varre nie móg³ mówiæ dalej, gdy¿ wybuch³ p³aczem. Gill przekaza³ zapalniczkê Turnbullowi i przykl¹k³ obok Varre’a. Wyci¹gn¹³ kolec, wbi³ go Francuzowi w ramiê i u³o¿y³ go delikatnie na plecach. - Tak bêdzie lepiej - powiedzia³ spogl¹daj¹c na innych. - To miejsce samo w sobie jest wystarczaj¹co straszne bez jego jêków. Lepiej, ¿eby nie pogarsza³ sytuacji. Wiemy, co Clayborne wywo³a³ w swoim œwiecie i ¿e to go zabi³o, a mog³o zabiæ te¿ i nas. Wola³bym, ¿eby Varre nie robi³ tego samego. Kucaj¹c i trzymaj¹c zapalniczkê przed sob¹ w wyci¹gniêtej d³oni, Turnbull zrobi³ pe³en obrót, oœwietlaj¹c najbli¿sze otoczenie. Za nimi, w miejscu, w którym weszli do jaskini i zobaczyli zawalaj¹cy siê sufit, nie by³o nic, ¿adnego gruzu. Tunel koñczy³ siê tam g³adk¹, kamienn¹ œcian¹. Wygl¹da³o to tak, jak gdyby jakaœ ogromna maszyna górnicza dotar³a tutaj, a potem wycofa³a siê wzd³u¿ w³asnego odwiertu. Spojrzeli w przeciwnym kierunku... tunel nikn¹³ w ciemnoœciach. - Niezbyt du¿y wybór - wyszepta³a Angela. „Bo¿e, ta to ma odwagê!” - pomyœla³ Gill. Chocia¿by ze wzglêdu na ni¹, nie wolno mu by³o pokazaæ, co naprawdê wie. - Jack! - powiedzia³. - Czy mo¿esz przerzuciæ Andersona przez ramiê? Jon, ciebie zamierzam poprosiæ, ¿ebyœ te¿ nam pomóg³, dobra? - Wydawa³o mu siê, ¿e najlepiej bêdzie zaj¹æ go czymœ. - Oczywiœcie! - powiedzia³ Bannerman. - Cieszê siê, ¿e mogê jakoœ pomóc. - Nie... och... nie ma potrzeby - protestowa³ Anderson, gdy Turnbull zamierza³ go podnieœæ. - Sam sobie... och... dam sobie radê, dziêkujê. - Przy pomocy Turnbulla wsta³ i na sekundê czy dwie opar³ siê o œcianê. „Nastêpne cudowne ozdrowienie!” - pomyœla³ Gill. - Dobrze siê czujesz? - zapyta³ g³oœno. - Moja twarz i moje rêce s¹ jakby... poparzone? - zapyta³ Anderson, ostro¿nie badaj¹c cia³o. Turnbull pospiesznie wyt³umaczy³ mu, co siê wydarzy³o i jak znaleŸli siê tutaj. - To moja wina - powiedzia³ Anderson. - Powinienem by³ ciebie s³uchaæ, Spencer. Mam szczêœcie, ¿e ¿yjê. - Varre prawdopodobnie nie zgodzi³by siê z tob¹ - powiedzia³ Gill. - ¿e musimy poprosiæ Jona, aby wzi¹³ go na plecy. Jest w koñcu silnym cz³owiekiem. Wszyscy prze¿yliœmy tu doœæ ciê¿kie chwile, ale Francuz teraz cierpi najbardziej. - Gdy mówi³, spojrza³ na Turnbulla i znacz¹c zmru¿y³ oczy. - Jon - ci¹gn¹³ dalej - w tym miejscu nie ma siê o co przewróciæ. Jesteœmy w poziomej rurze wydr¹¿onej w litej skale. Nie ma siê o co potkn¹æ i nie mo¿na pójœæ w z³¹ stronê. Jest tylko jeden kierunek, jasne? - Oczywiœcie - Bannerman by³ nadal pe³en dobrej woli. - Ul¿y mi jak bêdê w czymœ pomocny. Wyruszyli. Anderson ponownie wszed³szy w posiadanie zapalniczki przej¹³ prowadzenie