Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- On nie żyje. Ufam ci, Ivarze, ale gdyby udało się przezwyciężyć wszystkie przeszkody i poślubiłbyś mnie, musiałbyś zrozumieć, że nigdy cię nie pokocham tak, jak kochałam jego. „Gdyby”. Gdybanie bardzo się Ivarowi spodobało. - Bogini! - Na chwilę położyła rękę na jego ramieniu. Ciepło jej ciała paliło go przez szorstki habit. - Jestem taka samolubna. Ale jestem sama na świecie. Muszę się bronić. - Nie, jestem tutaj - złapał jej dłonie w uścisku braterstwa. - Zawsze tu jestem. A Hanna na pewno jest z tobą. - W latrynie nie miał czasu zapytać o Hannę, tylko zaaranżować to spotkanie i pocałować ją. W nocy śnił o Liath i zawstydził się po przebudzeniu, ale reszta, Baldwin, Ermanrich i Zygfryd, pomogła mu ukryć ślady. - Hannę wysłano na południe z Wilkunem, dostarczyć biskupinę Antonię... - potrząsnęła głową, zniecierpliwiona. - Nie wiesz nic o tym. Błagam, Ivarze, zrozum, że... potrzebuję ochrony nie tylko przed Hugonem. Są... są jeszcze inne stworzenia, które ścigały mnie i tatę przez lata, aż w końcu dopadły i zabiły go, a ja nawet nie wiem, czym one są. Na Panią. - Pochyliła się ku niemu, jednak nie po to, by go objąć, jak oczekiwał, ale by wyszeptać, jakby obawiała się, że ściany i czekające w ciszy książki ją usłyszą. - Rozumiesz? Rok temu Ivar odgoniłby te zmartwienia machnięciem ręki i snułby wspaniałe plany, które spaliły na panewce. Ale był już starszy i, dziw nad dziwy, nauczył się czegoś. - W porządku - powiedział tak spokojnie, jak tylko mógł, bo wciąż się o niego opierała. - Nie poślubisz nikogo prócz mnie. Zaśmiała się urywanie, jakby szlochała. - Nigdy nie mogłabym go poślubić. Jeśli nie jego, to ciebie, bo tobie mogę zaufać. - Ale powiedziała to tęsknie, jakby wciąż opłakiwała tamtego, którego imienia nie odważyła się wypowiedzieć na głos. Ivar poczuł, że mógłby latać, taki był szczęśliwy. Ufała mu. Z biegiem czasu, pomyślał, zapomni o tamtym. Z biegiem czasu będzie kochać tylko Ivara i pamiętać jak przez mgłę, że mówiła tak o innym, martwym mężczyźnie. Umarły nie był rywalem dla żywego. A ponieważ się uczył, po raz pierwszy pomyślał, a nie działał pod wpływem impulsu. Była sierotą, potrzebowała krewnych, klanu, rodziny. Trzeba było się zmierzyć z Hugonem: ale Ivar pragnął zemsty na Hugonie i znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli on będzie miał Liath, Hugo pojawi się prędzej czy później. Pozostawała tylko kwestia wydostania się z klasztoru. Musiał znaleźć drogę ucieczki. Ale to trzeba zaplanować. - To potrwa - powiedział w końcu, ociągając się. - Poczekasz na mnie? Uśmiechnęła się smutno. - Pozostanę Orłem. Tyle ci mogę obiecać. Oni są teraz moją rodziną. - Cicho - powiedział nagle, odsuwając ją od siebie. Szelest, raczej myszy niż wiatru, dobiegł z oddalonego kąta komnaty. - Jest tu kto? - spytał Ivar. Wynurzyła się cicho zza rzędu szafek. Rozpoznanie jej w słabym świetle zajęło Ivarowi kilka chwil, a potem ze zdziwienia opadła mu szczęka. - Czy ty jesteś moją siostrą Rosvitą? - zapytał. - Do licha - zaklęła Liath. Odskoczyła od niego. - Tak, Ivarze. - Kiedy tylko kleryczka przemówiła, był pewien. - Bracie - ciągnęła, z twarzą bez wyrazu, ale oczami rozświetlonymi... śmiechem? gniewem? Nie znał jej i nie był w stanie ocenić. - Mój braciszku nowicjuszu - dodała, wskazując na szorstki habit. - To absolutnie wbrew przepisom. Będę musiała donieść matce Scholastyce. Ivar ucieszył się, słysząc te słowa. - Doskonale - powiedział, prostując się. - Pójdę z ochotą. Postawienie przed obliczem matki Scholastyki za grzech obcowania z kobietą na pewno oznaczało, że opatka wyrzuci go z Quedlinhamu raz i na zawsze. Było to tak poważne oskarżenie, że Ivar czekał tylko przez sekstę, południowe modlitwy, klęcząc jak pokutnik na kamiennej podłodze przed pustym krzesłem matki Scholastyki, zanim drzwi się otwarły i opatka wkroczyła do celi. Towarzyszyła jej Rosvita. Ivar nie mógł odczytać nic z wyrazu twarzy siostry. Żałował, że jej nie znał, że nie mógł się domyślić, co powiedziała opatce, czy była współczująca, czy wroga jego sprawie. Nie wiedział i nie odważył się zgadywać. - Nie pozwoliłam ci podnieść wzroku, bracie Ivarze - powiedziała matka Scholastyka. Opuścił oczy, patrzył na przesuwające się stopy, których tańca nie umiał śledzić. Ku jego przerażeniu Rosvita wycofała się, zostawiając go ze wspaniałą przeoryszą. Złożył dłonie, zaciskając mocno palce i przygryzł dolną wargę dla dodania sobie odwagi. Bolały go kolana. Leżał tu dywan, ale pouczono go w ostrych słowach, aby nie klękał na niczym, co złagodziłoby pokutę. Matka Scholastyka usiadła na krześle. Obserwowała go długą chwilę, wiedział o tym, choć nie odważył się spojrzeć w górę. Bruzda w kamieniu wbiła mu się w prawe kolano. Bolało go tak, że niemal płakał, ale nie odważył się poskarżyć. „Poskramia żelaznym wędzidłem”, mawiali wszyscy. Była młodszą siostrą króla. Dlaczego w ogóle pomyślał, w tej chwili wolności w bibliotece, że będzie mógł stawić jej czoło? Odchrząknęła, zanim się odezwała. - Z doświadczenia wiemy - powiedziała - że gdy król wraz z dworem przybywa do Quedlinhamu, przebiega, jak zmarszczki na wodzie za łódką, dreszcz niepokoju wśród tych nowicjuszy i nielicznych zakonników, którzy nie są w owej chwili zadowoleni ze złożonych ślubów