Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
który miał do szlachty przemo- wę zalecającą, by ludzi wybierano na stanowiska nie z prywaty, lecz dla ich zasług i dla dobra ojczyzny. Wyraził nadzieję, że zacna szlachta kaszyńska, podobnie jak i na poprzednich wyborach, święcie wypełni swój obowiązek i nie zawiedzie najwyższego zaufania monarchy. Skończywszy przemówienie gubernator opuścił salę, a zebrani hałaśliwie i z gorliwością, a niektórzy nawet z uniesieniem, odprowadzili go i otoczyli, podczas gdy wkładał futro i przyjaciel- sko rozmawiał z gubernialnym marszałkiem. Lewin, który pra- gnął wszystko zgłębić i niczego nie chciał przeoczyć, stał tuż blisko w tłumie i słyszał, jak gubernator powiedział: ,,Proszę, niech pan powie Marii Iwanownie, że żona moja bardzo żałuje, ale że jedzie właśnie do przytułku." Po czym obecni w doskonałych humorach odebrali każdy swoje futro i udali się wszyscy do cerkwi katedralnej. W katedrze Lewin razem z innymi podniósł rękę i powtarzając słowa protopopa złożył jak najuroczystszą przysięgę, że spełni to wszystko, czego się gubernator po wyborcach spodziewał. Nabo- żeństwo cerkiewne zawsze robiło na Lewinie wrażenie; kiedy wymawiał słowa: "całuję krzyż", i spojrzał na cały tłum ludzi młodych i starych powtarzających to samo - poczuł wzruszenie. Na drugi i trzeci dzień rozpatrywano sprawę sum szlachec- kich* i żeńskiego gimnazjum, rzeczy te, jak twierdził Koznyszew, były zupełnie bez znaczenia, i Lewin, zajęty zabiegami około swoich własnych spraw, tamtymi się nie interesował. Czwartego dnia przy gubernialnym stole odbyła się kontrola sum gubernial- ny ch. Tutaj po raz pierwszy doszło do starcia pomiędzy nową sumy szlacheckie - dochody z tych majątków, które pozostawały pod zarządem rady opiekuńczej. a starą partią. Komisja, której polecono przeprowadzenie kontroli kapitałów, zreferowała zebranym, że wszystkie sumy są w porząd- ku. Marszałek gubernialny wstał dziękując szlachcie za zaufanie, przy czym wzruszył się do łez, a zebrani wydawali gromkie okrzyki na jego cześć i ściskali mu rękę. Tymczasem jednak ktoś. z partii Koznyszewa opowiedział, że słyszał, jakoby komisja wcale nie przeprowadziła kontroli sum uważając tę procedurę za obraża- jącą dla gubernialnego marszałka. Jeden z członków komisji był na tyle niedyskremy, że potwierdził tę informację. Na to jakiś malutki, na oko bardzo młody, lecz bardzo zjadliwy paneczek począł utrzymywać, że marszałek prawdopodobnie z przyjemnoś- cią zdałby rachunek z owych sum i że zbytnia delikatność członków komisji pozbawia go tej moralnej satysfakcji. Wówczas członkowie komisji wyparli się swego oświadczenia, Koznyszew zaś począł logicznie wywodzić, że powinno się uznać albo że sumy zostały, albo że nie zostały przez nich skontrolowane, i drobiazgo- wo rozwinął dylemat ze wszystkimi szczegółami. Mówca partii przeciwnej oponował Sergiuszowi. Później przemawiał Swiażski, a po nim raz jeszcze zjadliwy paneczek. Pebaty ciągnęły się długo i nie doprowadziły do żadnego wyniku. Lewin dziwił się, że spór nad tym trwał tyle czasu, zwłaszcza że gdy zapytał Sergiusza, czy istotnie przypuszcza, że sumy owe zostały roztrwonione, Sergiusz odrzekł: - O nie! To uczciwy człowiek. Ale należało zakwestionować tę' starą metodę patriarchalnego zawiadywania sprawami szlachty. Piątego dnia odbyły się wybory marszałków powiatowych; w niektórych powiatach dzień ten był dosyć burzliwy. W powiecie sielezniewskim Swiażski został wybrany jednogłośnie bez balota- żu i dnia tego wydal u siebie obiad. XXVII Na szósty dzień naznaczono wybory gubernialne. Wielkie i małe sale pełne były szlachty w różnego rodzaju mundurach. Wielu z nich przybyło tylko na ten jeden dzień. Znajomi, którzy się dawno nie spotykali - jeden z Krymu, drugi z Petersburga, jeszcze inni z zagranicy - odnajdywali się nagle w tych salach. Debatowano przy stole gubernialnym pod portretem cesarza. W dużej i małej saliwyborcy ugrupowali się podług obozów. Za zbliżeniem się obcych - zarówno z wrogich i podejrzliwych spojrzeń, jak i z nagłego milknięcia rozmów, przy czym niektórzy odchodzili rozmawiając z cicha do odległego korytarza - można było poznać, że każda ze stron miała przed drugą pewne sekrety. Pod względem wyglądu zewnętrznego szlachta bardzo wyraźnie dzieliła się na dwa gatunki: starych i młodych. Starzy nosili po większej caęści albo szlacheckie staromodne mundury ze szpadą i kapeluszem, lub mundury swej broni, a więc marynarki, kawalerii, piechoty, takie, jakich się dosłużyli. Mundury te miały krój staroświecki z bufkami u ramion i wszystkie zdawały się za małe, za krótkie w talii, a tak ciasne, jakby właściciele z nich powyrastali. Młoda szlachta miała otwarte szlacheckie mundury i białe kamizelki; talia umieszczona była nisko, a ramiona odzna- czały się szerokością. Albo też nosiła mundury o czarnych kołnierzach haftowanych w laurowe liście, krojem Ministerstwa Sprawiedliwości. Wśród młodych widać było także dworskie mundury zdobiące tu i ówdzie tłum. Podział na młodych i starych nie pokrywał się jednak z podzia- łem na partie. Podług spostrzeżeń Lewina niektórzy z młodych należeli do starej partii, a przeciwnie, niejeden z bardziej wieko- wej szlachty gadał szeptem ze Swiażskim będąc najwidoczniej gorliwym stronnikiem nowej partii. Lewin w małej salce, gdzie palono papierosy i pokrzepiano się zakąską, stał obok grupy znajomych słuchając tego, co mówiono, i daremnie wytężając całą swą bystrość, by zrozumieć, o co chodzi. Koznyszew stanowił ośrodek skupiający dokoła siebie innych. W danej chwili słuchał rozmowy pomiędzy Swiażskim i Chlustowem, marszałkiem szlachty z innego powiatu. Chlustow należał do ich partii, lecz nie zgadzał się pójść ze swymi wyborca- mi prosić Snietkowa, by ten poddał się balotażowi. Swiażski namawiał go, by to uczynił, a i Koznyszew pochwalał ten plan